202
LUIZA NADER
np. słowa «amarant» użyto w danych dwóch przypadkach tak samo, czy
nie. Ale „do porozumienia językowego należy nie tylko zgodność w defini-
cjach, lecz również (...) zgodność w sądach”18.
Kozłowski niewątpliwie odnosząc się w Kolorze, do tego rodzaju roz-
ważań Wittgensteina, rozpoczyna jednak swoje „dociekania” niejako
a rebours: za punkt wyjścia obierając konkretne zjawisko (kolor), a nie
jego nazwę, czyjej zastosowanie19. Uczestnicy rozmowy na temat koloru
nie osiągają zgodności ani w definicjach ani w sądach. K. reprezentuje
typ myślenia związany z teorią asocjacyjną. I. zaś twierdzi, że „karton
jest taki, jakim go widzę w danym momencie”: czarny w ciemności,
o określonym kolorze zaś w świetle, reprezentując skrajną postać ideal-
izmu subiektywnego. J. stawiając pytania podważa zaś sądy jednej i dru-
giej strony, jest arbitrem, wykazuje, że wszyscy uczestnicy rozmowy
grają jedynie w „gry językowe”, prawda zaś leży poza zasięgiem gry, czy
też jedyną prawdą jest istnienie gry, przygodność języka, jakim się
posługujemy. Kozłowski dowodzi, że wszyscy rozporządzamy różnymi
tabelami kolorów, różnymi tabelami nazw i sposobów ich użycia. „Jest
niemal tak, jakbyśmy wrażenie barwy oddzielali od widzianego przedmi-
otu niczym błonkę (to powinno budzić nasze podejrzenia)” - zauważa
Wittgenstein20. Czyż więc język, w którym wypowiadamy, ustalamy bar-
wę nie jest kolejną błoną odzielającą nas od zjawisk? - pyta Kozłowski.
Jednak nie tylko tytułowy „kolor”, ani problematyka gier językowych
wydaje się wyznaczać płaszczyznę sensu realizacji Kozłowskiego. Znac-
zenie konstytuuje się również w rozmowie samej, w jej tempie, przyspi-
eszeniach i zwolnieniach, w dokonującym się pomiędzy uczestnikami
rozmowy akcie komunikacji, a także w lekturze, poprzez którą czytelnik
zostaje włączony w toczącą się dyskusję. Sens konstytuuje się poprzez
sam udział w „grze językowej” zaproponowanej przez Kozłowskiego. Ko-
munikowanie, rozmowa daje gwarancję, że jej uczestnicy (również czy-
telnik) są przy zdrowych zmysłach, „a rozumienie z innymi pozwala mieć
nadzieję, że rozumieją też siebie”21.
18 Ibidem, s. XXII-XXIII.
19 Por. zwłaszcza par. 273 i 274: „A jak jest ze słowem czerwony - czy mam rzec, że
oznacza ono coś «co wszyscy mamy przed sobą», i że właściwie każdy winien by mieć jesz-
cze jakieś osobne słowo dla oznaczenia własnego doznania czerwieni? Czy jest to tak:
słowo «czerwony» oznacza coś, co znane jest tylko jemu? (A może lepiej: odnosi się do cze-
goś, co znane jest tylko jemu.) Nic to naturalnie nie pomoże w zrozumieniu funkcji słowa
czerwony, jeśli zamiast «oznacza» powiemy, że «odnosi się» ono do czegoś prywatnego.
Jednakże jest psychologicznie trafne określenie pewnego przeżycia podczas filozofowania.
Jest tak, jak gdybym wymawiając słowo zerkał na własne doznanie, mówiąc niejako do
siebie: już ja wiem, co tu mam na myśli”, L. Wittgenstein, Dociekania..., s. 138-139.
20 Por. ibidem, par. 276, s. 139.
21 B. Wolniewicz, Wstęp, (w:) Dociekania..., s. XXIV, L. Wittgenstein, Dociekania...,
par. 504, s. 197.
LUIZA NADER
np. słowa «amarant» użyto w danych dwóch przypadkach tak samo, czy
nie. Ale „do porozumienia językowego należy nie tylko zgodność w defini-
cjach, lecz również (...) zgodność w sądach”18.
Kozłowski niewątpliwie odnosząc się w Kolorze, do tego rodzaju roz-
ważań Wittgensteina, rozpoczyna jednak swoje „dociekania” niejako
a rebours: za punkt wyjścia obierając konkretne zjawisko (kolor), a nie
jego nazwę, czyjej zastosowanie19. Uczestnicy rozmowy na temat koloru
nie osiągają zgodności ani w definicjach ani w sądach. K. reprezentuje
typ myślenia związany z teorią asocjacyjną. I. zaś twierdzi, że „karton
jest taki, jakim go widzę w danym momencie”: czarny w ciemności,
o określonym kolorze zaś w świetle, reprezentując skrajną postać ideal-
izmu subiektywnego. J. stawiając pytania podważa zaś sądy jednej i dru-
giej strony, jest arbitrem, wykazuje, że wszyscy uczestnicy rozmowy
grają jedynie w „gry językowe”, prawda zaś leży poza zasięgiem gry, czy
też jedyną prawdą jest istnienie gry, przygodność języka, jakim się
posługujemy. Kozłowski dowodzi, że wszyscy rozporządzamy różnymi
tabelami kolorów, różnymi tabelami nazw i sposobów ich użycia. „Jest
niemal tak, jakbyśmy wrażenie barwy oddzielali od widzianego przedmi-
otu niczym błonkę (to powinno budzić nasze podejrzenia)” - zauważa
Wittgenstein20. Czyż więc język, w którym wypowiadamy, ustalamy bar-
wę nie jest kolejną błoną odzielającą nas od zjawisk? - pyta Kozłowski.
Jednak nie tylko tytułowy „kolor”, ani problematyka gier językowych
wydaje się wyznaczać płaszczyznę sensu realizacji Kozłowskiego. Znac-
zenie konstytuuje się również w rozmowie samej, w jej tempie, przyspi-
eszeniach i zwolnieniach, w dokonującym się pomiędzy uczestnikami
rozmowy akcie komunikacji, a także w lekturze, poprzez którą czytelnik
zostaje włączony w toczącą się dyskusję. Sens konstytuuje się poprzez
sam udział w „grze językowej” zaproponowanej przez Kozłowskiego. Ko-
munikowanie, rozmowa daje gwarancję, że jej uczestnicy (również czy-
telnik) są przy zdrowych zmysłach, „a rozumienie z innymi pozwala mieć
nadzieję, że rozumieją też siebie”21.
18 Ibidem, s. XXII-XXIII.
19 Por. zwłaszcza par. 273 i 274: „A jak jest ze słowem czerwony - czy mam rzec, że
oznacza ono coś «co wszyscy mamy przed sobą», i że właściwie każdy winien by mieć jesz-
cze jakieś osobne słowo dla oznaczenia własnego doznania czerwieni? Czy jest to tak:
słowo «czerwony» oznacza coś, co znane jest tylko jemu? (A może lepiej: odnosi się do cze-
goś, co znane jest tylko jemu.) Nic to naturalnie nie pomoże w zrozumieniu funkcji słowa
czerwony, jeśli zamiast «oznacza» powiemy, że «odnosi się» ono do czegoś prywatnego.
Jednakże jest psychologicznie trafne określenie pewnego przeżycia podczas filozofowania.
Jest tak, jak gdybym wymawiając słowo zerkał na własne doznanie, mówiąc niejako do
siebie: już ja wiem, co tu mam na myśli”, L. Wittgenstein, Dociekania..., s. 138-139.
20 Por. ibidem, par. 276, s. 139.
21 B. Wolniewicz, Wstęp, (w:) Dociekania..., s. XXIV, L. Wittgenstein, Dociekania...,
par. 504, s. 197.