EGIDIAS ALEKSANDROYICIUS
szych od siebie znawców. Wymowny jest tu jego
list do syna Edwarda Romera, Alfreda, również
malarza, pisany 4 I 1859 r. w Ablach: Kochany
Panie Alfredzie! Przeciwko takiej powadze (autoritć),
jaką jest Teofil Gautier nie tylko nie można powsta-
wać, ale owszem i jego sądowi podać się należy.
Kaulbach posiada wielki talent, jest artystą hors
ligue, jego kompozycje są genialne, widać w jego
płótnach mistrzowską rękę, ale jego rodzaj malowania
wielu nie podoba się bo odstępuje od prawdy. Zresztą,
ja widziałem bardzo mało prac Kaulbacha, a „ Wieżę
Babel" i „Dom wariatów", które największą sławę
Kaulbachowi przyniosły, znam tylko z artykułów
dziennikarskich i dlatego o nim dostatecznie sądzić
nie mogę, jednak powiem otwarcie — gdyby mnie
dawano do wyboru prac rozmaitych artystów znako-
mitych flamandzkich, francuskich, włoskich, nie-
mieckich, te ostatnie niezawodnie bym odrzucił".
Ten sąd Pietkiewicza o sztuce współczesnej pozwala
snuć domysły co do artystycznej wartości jego
kolekcji i zorientować się, w jaki sposób powsta-
wała. We wtorek jadę do Nowoaleksandrowska,
posyłam pieniądze na wykupienie obrazów. Za parę
tygodni otrzymam 8 sztuk, a pierwszego marca,
jak zbiorę pieniądze, otrzymam drugie osiem sztuk.
Jeżeli kochany Pan Alfred wróci na święta Wielka-
nocne, znajdzie cały komplet. Zbyt wielką wagę
przywiązuję do jego opinii i dlatego z wielką nie-
cierpliwością czekam na tę chwilę, gdy z ust jego
będę mógł usłyszeć zdanie ugruntowane na prawdziwej
znajomości sztuki malarskiej. Tyle tylko powiem,
że staram się wybrać co tylko było najlepszego, bo
jestem z liczby tych amatorów, którzy wolą mieć
niewiele, ale dobrze. O nabyciu tych obrazów pisa-
łem z Petersburga do Goreckiego i każdego obrazu
wyznaczyłem ceny. P. Gorecki sam przyznał, że
kupiłem niedrogo, bo Calame, Leopold Robert i Woer-
boechowen Eugeni płacą się nadzwyczajnie drogo.
Mam trzy Woerboechoweny — są one tak cudowne,
iż śmiało ręczyć mogę, że one nie ustępują obrazowi
nabytemu przez P. Tyzenhauza. Te to właśnie
zwróciły uwagę Wielkiego Księcia Mikołaja i żałował
mocno, że już były kupione (...) Ze szkoły flamandz-
kiej nabyte teraz przeze mnie obrazy dwa Van Hove,
jeden Knarrena, jeden Davida de Notter „Kobieta
w atłasowej sukni" Wilemsa, dwa Broekellery (...)
Pejzaż z nieskończoną liczbą małych figur Ruytena,
„Wewnątrz kościoła" Genissona i Dillensa są mniej
szacowne, ale zawsze nie należą do mierności18.
Duże znaczenie ma zakończenie listu Pietkiewicza,
mówi on tu o swych dalszych planach. Nabyte teraz
przeze mnie obrazy w Petersburgu stanowią może
pierwsze, jak Francuzi mówią moyean przyszłej
mojej galeryi, a jeśli Bóg pozwoli długiego życia,
co rok odkładając po 3 lub 4 tysiące rubli z mojego
dochodu, zrobię niemałą galeryjkę, którą po ustałem
moim życiu zaofiaruję krajowi. Właśnie dlatego
kochany Panie Alfredzie powinieneś mnie pomagać
w wyborze i — udzielać swojej rady19. Według
Andrzeja Ryszkiewicza próby utworzenia publicz-
nej galerii malarstwa w oparciu o jedną z kolekcji
prywatnych czyniono poczynając od schyłku epoki
Oświecenia. W wieku XIX stopniowo dochodziło
do realizacji tych zamierzeń. Zbiory Ossolińskich,
Czartoryskich, skarby biblioteki w Kórniku w Pol-
sce stały się dostępne szerokiemu ogółowi. Zasoby
finansowe Ludwika Pietkiewicza nie dorównywały
majątkom Potockich, Branickich czy Czartoryskich.
Nie wolno jednak zapominać, że nie było na Litwie
innego kolekcjonera, który zdecydowałby się ofia-
rować swe skarby ogółowi. Wiele obrazów znanych
malarzy zniszczało w popadających w ruinę pała-
cach arystokratów. Tak np. znana galeria Kossa-
kowskich w połowie XIX w. była tak zaniedbana,
że Romer, Zienkiewicz, inni artyści i znawcy
sztuki byli tym wprost wstrząśnięci.
Wgląd na pogarszający się stan zdrowia sprawił,
że Ludwik Pietkiewicz zapowiedział w roku 1860
przekazanie swych obrazów wileńskiemu muzeum.
Po publicznym oświadczeniu kolekcjonera, które
nastąpiło na posiedzeniu zwyczajnym Komisji
Archeologicznej dnia 11 VI 1860, tylko od stanu
jego zdrowia zależał termin wykonania zobowiązań.
W 1865 r. wileńska Komisja Archeologiczna
została rozwiązana, ponieważ jej działalność nie
dawała się pogodzić z coraz silniej zaznaczającym
się w polityce Imperium dążeniem do zmonopoli-
zowania kultury i prowadzoną na Litwie akcją
rusyfikacyjną. Carska administracja roztoczyła
kontrolę nad wszystkimi ważniejszymi dziedzinami
życia kulturalnego, zainteresowała się więc również
Muzeum Starożytności, którego zbiory oczyszczono
z eksponatów przenikniętych „nieodpowiednim
duchem" i przekazano nowo utworzonej państwowej
162
szych od siebie znawców. Wymowny jest tu jego
list do syna Edwarda Romera, Alfreda, również
malarza, pisany 4 I 1859 r. w Ablach: Kochany
Panie Alfredzie! Przeciwko takiej powadze (autoritć),
jaką jest Teofil Gautier nie tylko nie można powsta-
wać, ale owszem i jego sądowi podać się należy.
Kaulbach posiada wielki talent, jest artystą hors
ligue, jego kompozycje są genialne, widać w jego
płótnach mistrzowską rękę, ale jego rodzaj malowania
wielu nie podoba się bo odstępuje od prawdy. Zresztą,
ja widziałem bardzo mało prac Kaulbacha, a „ Wieżę
Babel" i „Dom wariatów", które największą sławę
Kaulbachowi przyniosły, znam tylko z artykułów
dziennikarskich i dlatego o nim dostatecznie sądzić
nie mogę, jednak powiem otwarcie — gdyby mnie
dawano do wyboru prac rozmaitych artystów znako-
mitych flamandzkich, francuskich, włoskich, nie-
mieckich, te ostatnie niezawodnie bym odrzucił".
Ten sąd Pietkiewicza o sztuce współczesnej pozwala
snuć domysły co do artystycznej wartości jego
kolekcji i zorientować się, w jaki sposób powsta-
wała. We wtorek jadę do Nowoaleksandrowska,
posyłam pieniądze na wykupienie obrazów. Za parę
tygodni otrzymam 8 sztuk, a pierwszego marca,
jak zbiorę pieniądze, otrzymam drugie osiem sztuk.
Jeżeli kochany Pan Alfred wróci na święta Wielka-
nocne, znajdzie cały komplet. Zbyt wielką wagę
przywiązuję do jego opinii i dlatego z wielką nie-
cierpliwością czekam na tę chwilę, gdy z ust jego
będę mógł usłyszeć zdanie ugruntowane na prawdziwej
znajomości sztuki malarskiej. Tyle tylko powiem,
że staram się wybrać co tylko było najlepszego, bo
jestem z liczby tych amatorów, którzy wolą mieć
niewiele, ale dobrze. O nabyciu tych obrazów pisa-
łem z Petersburga do Goreckiego i każdego obrazu
wyznaczyłem ceny. P. Gorecki sam przyznał, że
kupiłem niedrogo, bo Calame, Leopold Robert i Woer-
boechowen Eugeni płacą się nadzwyczajnie drogo.
Mam trzy Woerboechoweny — są one tak cudowne,
iż śmiało ręczyć mogę, że one nie ustępują obrazowi
nabytemu przez P. Tyzenhauza. Te to właśnie
zwróciły uwagę Wielkiego Księcia Mikołaja i żałował
mocno, że już były kupione (...) Ze szkoły flamandz-
kiej nabyte teraz przeze mnie obrazy dwa Van Hove,
jeden Knarrena, jeden Davida de Notter „Kobieta
w atłasowej sukni" Wilemsa, dwa Broekellery (...)
Pejzaż z nieskończoną liczbą małych figur Ruytena,
„Wewnątrz kościoła" Genissona i Dillensa są mniej
szacowne, ale zawsze nie należą do mierności18.
Duże znaczenie ma zakończenie listu Pietkiewicza,
mówi on tu o swych dalszych planach. Nabyte teraz
przeze mnie obrazy w Petersburgu stanowią może
pierwsze, jak Francuzi mówią moyean przyszłej
mojej galeryi, a jeśli Bóg pozwoli długiego życia,
co rok odkładając po 3 lub 4 tysiące rubli z mojego
dochodu, zrobię niemałą galeryjkę, którą po ustałem
moim życiu zaofiaruję krajowi. Właśnie dlatego
kochany Panie Alfredzie powinieneś mnie pomagać
w wyborze i — udzielać swojej rady19. Według
Andrzeja Ryszkiewicza próby utworzenia publicz-
nej galerii malarstwa w oparciu o jedną z kolekcji
prywatnych czyniono poczynając od schyłku epoki
Oświecenia. W wieku XIX stopniowo dochodziło
do realizacji tych zamierzeń. Zbiory Ossolińskich,
Czartoryskich, skarby biblioteki w Kórniku w Pol-
sce stały się dostępne szerokiemu ogółowi. Zasoby
finansowe Ludwika Pietkiewicza nie dorównywały
majątkom Potockich, Branickich czy Czartoryskich.
Nie wolno jednak zapominać, że nie było na Litwie
innego kolekcjonera, który zdecydowałby się ofia-
rować swe skarby ogółowi. Wiele obrazów znanych
malarzy zniszczało w popadających w ruinę pała-
cach arystokratów. Tak np. znana galeria Kossa-
kowskich w połowie XIX w. była tak zaniedbana,
że Romer, Zienkiewicz, inni artyści i znawcy
sztuki byli tym wprost wstrząśnięci.
Wgląd na pogarszający się stan zdrowia sprawił,
że Ludwik Pietkiewicz zapowiedział w roku 1860
przekazanie swych obrazów wileńskiemu muzeum.
Po publicznym oświadczeniu kolekcjonera, które
nastąpiło na posiedzeniu zwyczajnym Komisji
Archeologicznej dnia 11 VI 1860, tylko od stanu
jego zdrowia zależał termin wykonania zobowiązań.
W 1865 r. wileńska Komisja Archeologiczna
została rozwiązana, ponieważ jej działalność nie
dawała się pogodzić z coraz silniej zaznaczającym
się w polityce Imperium dążeniem do zmonopoli-
zowania kultury i prowadzoną na Litwie akcją
rusyfikacyjną. Carska administracja roztoczyła
kontrolę nad wszystkimi ważniejszymi dziedzinami
życia kulturalnego, zainteresowała się więc również
Muzeum Starożytności, którego zbiory oczyszczono
z eksponatów przenikniętych „nieodpowiednim
duchem" i przekazano nowo utworzonej państwowej
162