POETYKA VERMEEKA
249
i który nie jest czymkolwiek więcej niż barwa nieba albo zapach ciała.
Trzeba to odczuć, doświadczyć, aby to poznać. Otóż, ktoś inny niż Ja nie
może odczuć i doświadczyć mojego Ja. Chyba, że poprzez Sztukę... Ale po-
za nią inni ludzie postrzegają moje Ja tylko poprzez zewnętrzne objawy,
poprzez jego konsekwencje ujawniające się w działaniach. Wnioskują
o nim, odtwarzają je w przybliżeniu, obcują z nim - lecz go nie znają.
Od dnia, gdy człowiek zdobył dostateczną umiejętność rozwikłania
swych wewnętrznych problemów, aby uświadomić sobie, jakim wygna-
niem i więzieniem jest sam dla siebie, dąży do przekazywania innym te-
go, co w sobie odczuwa, czego nie ma w nich. Marzenia tego doświadczyło
kilku genialnych prekursorów już w XVI wieku; sformułowane zostaje
w XVII w.; ale patetycznej intensywności nabiera w krajach Północy,
które wolne były od pełnej ekspresji wielomówności Południa, i których
żadne oszustwo słowne nie mogło omamić na tyle, aby dać im złudzenie,
że wypowiadają się naprawdę. Potrafią właściwie ocenić to, co jest nie-
wypowiadalne, a jednak stawiają mu czoło. Dzięki temu Rembrandt, Ver-
meer i Ruysdael dominują nad swoim czasem i wydają się nam najno-
wocześniejszymi z żyjących wtedy mistrzów, ponieważ doświadczają już
niepokojów człowieka XIX wieku, i to w równym co on stopniu. To sa-
mych siebie śledzą i ścigają w świecie zewnętrznym; malarz przeciętny
może w swojej próżności jedynie spoglądać na ten świat i reprodukować
go dla rozrywki, jaką daje oglądanie widowisk; oni zaś poszukują w nim
swojego echa.
Zwykły język rozciąga swoje panowanie nad całą ludzką świadomością
i przydaje jej słowo, które bezbłędnie ją określa; jest przypomnieniem te-
go, co już znane; jego władza zanika więc w tym miejscu, w którym zaczy-
na się tajemnica ludzkiej istoty. Rodzi się wówczas potrzeba innego języ-
ka, języka poezji i sztuki, języka symboli. Nie posługuje się on już
prostym oznaczaniem, gdyż to, co chce przekazać, nie należy do świata
widzialnego i dotykalnego; trzeba mu się odwołać do analogii.
Jeśli wyobraźnia danego człowieka, podobnie jak jego sny, znajduje
upodobanie w pewnych przedmiotach, w pewnych sytuacjach, niewątpli-
we jest, że dostrzega w nich sekretną zgodność ze sobą samą, pewne po-
krewieństwo. Świadomość człowieka nie zawsze potrafi znaleźć wytłuma-
czenie dla tego faktu, ale jego instynkt, jego magnetyzm skierowuje go w
ich kierunku. W jego życiu wewnętrznym doznania, jakie przynoszą owe
przedmioty i sytuacje, skojarzenia, jakie wywołują, powiązania wyobra-
żeń i myśli, jakie prowokują, nie odgrywają roli intruza; przeciwnie,
wkraczają natychmiast w jego naturalną atmosferę, odnajdują się w har-
monii z nim. Otóż owe przedmioty, owe sytuacje istnieją; są widoczne,
w odróżnieniu od tej wewnętrznej istoty, która odczuwa w nich przedłu-
żenie samej siebie. Jeśli więc je grupuje, uwydatnia i oznacza obrazami
249
i który nie jest czymkolwiek więcej niż barwa nieba albo zapach ciała.
Trzeba to odczuć, doświadczyć, aby to poznać. Otóż, ktoś inny niż Ja nie
może odczuć i doświadczyć mojego Ja. Chyba, że poprzez Sztukę... Ale po-
za nią inni ludzie postrzegają moje Ja tylko poprzez zewnętrzne objawy,
poprzez jego konsekwencje ujawniające się w działaniach. Wnioskują
o nim, odtwarzają je w przybliżeniu, obcują z nim - lecz go nie znają.
Od dnia, gdy człowiek zdobył dostateczną umiejętność rozwikłania
swych wewnętrznych problemów, aby uświadomić sobie, jakim wygna-
niem i więzieniem jest sam dla siebie, dąży do przekazywania innym te-
go, co w sobie odczuwa, czego nie ma w nich. Marzenia tego doświadczyło
kilku genialnych prekursorów już w XVI wieku; sformułowane zostaje
w XVII w.; ale patetycznej intensywności nabiera w krajach Północy,
które wolne były od pełnej ekspresji wielomówności Południa, i których
żadne oszustwo słowne nie mogło omamić na tyle, aby dać im złudzenie,
że wypowiadają się naprawdę. Potrafią właściwie ocenić to, co jest nie-
wypowiadalne, a jednak stawiają mu czoło. Dzięki temu Rembrandt, Ver-
meer i Ruysdael dominują nad swoim czasem i wydają się nam najno-
wocześniejszymi z żyjących wtedy mistrzów, ponieważ doświadczają już
niepokojów człowieka XIX wieku, i to w równym co on stopniu. To sa-
mych siebie śledzą i ścigają w świecie zewnętrznym; malarz przeciętny
może w swojej próżności jedynie spoglądać na ten świat i reprodukować
go dla rozrywki, jaką daje oglądanie widowisk; oni zaś poszukują w nim
swojego echa.
Zwykły język rozciąga swoje panowanie nad całą ludzką świadomością
i przydaje jej słowo, które bezbłędnie ją określa; jest przypomnieniem te-
go, co już znane; jego władza zanika więc w tym miejscu, w którym zaczy-
na się tajemnica ludzkiej istoty. Rodzi się wówczas potrzeba innego języ-
ka, języka poezji i sztuki, języka symboli. Nie posługuje się on już
prostym oznaczaniem, gdyż to, co chce przekazać, nie należy do świata
widzialnego i dotykalnego; trzeba mu się odwołać do analogii.
Jeśli wyobraźnia danego człowieka, podobnie jak jego sny, znajduje
upodobanie w pewnych przedmiotach, w pewnych sytuacjach, niewątpli-
we jest, że dostrzega w nich sekretną zgodność ze sobą samą, pewne po-
krewieństwo. Świadomość człowieka nie zawsze potrafi znaleźć wytłuma-
czenie dla tego faktu, ale jego instynkt, jego magnetyzm skierowuje go w
ich kierunku. W jego życiu wewnętrznym doznania, jakie przynoszą owe
przedmioty i sytuacje, skojarzenia, jakie wywołują, powiązania wyobra-
żeń i myśli, jakie prowokują, nie odgrywają roli intruza; przeciwnie,
wkraczają natychmiast w jego naturalną atmosferę, odnajdują się w har-
monii z nim. Otóż owe przedmioty, owe sytuacje istnieją; są widoczne,
w odróżnieniu od tej wewnętrznej istoty, która odczuwa w nich przedłu-
żenie samej siebie. Jeśli więc je grupuje, uwydatnia i oznacza obrazami