HISTORIA SZTUKI NA PRZEJŚCIU OD FUNKTIONSGESCHICHTE KU BILDWISSENSCHAFT
277
By udokumentować słuszność tego stwierdzenia, analizuje Warnke
charakterystyczną opinię Beltinga, według którego dzisiejszy „problem
nie polega na tym, czy powinny istnieć muzea sztuki współczesnej, ale
raczej na tym, czy tradycyjna forma muzeum i jej zadanie historyczno-
artystycznej reprezentacji nadają się jeszcze do tego celu”. Twierdzenie
to, pisze Warnke, „samo przez się wymusza, by je odwrócić” i zadać na-
prawdę istotne pytanie: „czy muzea w dalszym ciągu powinny być otwar-
te dla sztuki współczesnej, czy powinny nadal stać do jej dyspozycji”. Al-
bowiem logiczny wniosek, jaki należałoby wyciągnąć z analiz Beltinga -
z trafnie rozpoznanego i opisanego przez niego negatywnego stanu rzeczy
- byłby właśnie taki:
instytucja muzeum nie jest powołana i nie jest w stanie przeznaczać publiczne
środki dla popierania sztuki współczesnej. Interesy rynku, który zarówno pod
względem ilościowym, jak i jakościowym, jest niemożliwy do ogarnięcia, uniemo-
żliwiają muzeom odnalezienie tego, co ważne i „wieczne” wśród współczesnej ofer-
ty. Bilans dotychczasowego rozwoju muzeum prowadzi do wniosku, że nie spraw-
dziła się aktualizacja starych muzeów; powinna zostać ona zatem cofnięta127.
Ta konkluzja Warnkego brzmi dość szokująco w kontekście perspekty-
wy Beltinga, w której niedopuszczalne (bo w ogóle niemożliwe do pomy-
ślenia) byłyby jakiekolwiek próby „zawracania historii”. Stanowisko
Warnkego zaznacza bardzo istotny kontrapunkt dla światopoglądowych
ram, w których porusza się argumentacja Beltinga. Nieco apokaliptycz-
nie brzmiący tytuł polemiki Warnkego - Teoria i praktyka w epoce końca
- wprowadza nas w charakterystyczną dla tego autora poetykę ironii. Al-
bowiem żadna epoka końca, żadna posthistoria, ale najzwyczajniej stara,
chciałoby się rzec, poczciwa, korzeniami tkwiąca w oświeceniu, zmodyfi-
kowana przez Frankfurtczyków, kategoria historii, stanowi ostateczną
instancję dla Warnkego. „To, co niegdyś historycznie powstało, może też
zostać historycznie zniesione” - głosi dewiza polemisty-racjonalisty. Nie
fatalizm, nie bezradne narzekanie, nie pełna rezygnacji zgoda na unosze-
nie przez prąd historii (czy być może należałoby powiedzieć - posthisto-
rii?), ale wezwanie do energicznego, świadomego swoich celów, działania
- oto program Warnkego. Program, w którym znalazłoby się też miejsce
dla... Beltinga.
Tak samo jak handlarze, referenci od kultury czy sponsorzy w sposób energiczny
wpływają i zmieniają istniejące stosunki, reprezentując pewne interesy i realizu-
jąc je w muzeach, tak też energicznie mogłaby jakaś niezależnie analizująca in-
stancja (jednoznaczna aluzja do Beltinga - przyp. M.B.) rozwinąć alternatywny
projekt działania, który zakończyłby ten błędny proces rozwojowy128.
127
128
Ibidem, s. 115.
Ibidem.
277
By udokumentować słuszność tego stwierdzenia, analizuje Warnke
charakterystyczną opinię Beltinga, według którego dzisiejszy „problem
nie polega na tym, czy powinny istnieć muzea sztuki współczesnej, ale
raczej na tym, czy tradycyjna forma muzeum i jej zadanie historyczno-
artystycznej reprezentacji nadają się jeszcze do tego celu”. Twierdzenie
to, pisze Warnke, „samo przez się wymusza, by je odwrócić” i zadać na-
prawdę istotne pytanie: „czy muzea w dalszym ciągu powinny być otwar-
te dla sztuki współczesnej, czy powinny nadal stać do jej dyspozycji”. Al-
bowiem logiczny wniosek, jaki należałoby wyciągnąć z analiz Beltinga -
z trafnie rozpoznanego i opisanego przez niego negatywnego stanu rzeczy
- byłby właśnie taki:
instytucja muzeum nie jest powołana i nie jest w stanie przeznaczać publiczne
środki dla popierania sztuki współczesnej. Interesy rynku, który zarówno pod
względem ilościowym, jak i jakościowym, jest niemożliwy do ogarnięcia, uniemo-
żliwiają muzeom odnalezienie tego, co ważne i „wieczne” wśród współczesnej ofer-
ty. Bilans dotychczasowego rozwoju muzeum prowadzi do wniosku, że nie spraw-
dziła się aktualizacja starych muzeów; powinna zostać ona zatem cofnięta127.
Ta konkluzja Warnkego brzmi dość szokująco w kontekście perspekty-
wy Beltinga, w której niedopuszczalne (bo w ogóle niemożliwe do pomy-
ślenia) byłyby jakiekolwiek próby „zawracania historii”. Stanowisko
Warnkego zaznacza bardzo istotny kontrapunkt dla światopoglądowych
ram, w których porusza się argumentacja Beltinga. Nieco apokaliptycz-
nie brzmiący tytuł polemiki Warnkego - Teoria i praktyka w epoce końca
- wprowadza nas w charakterystyczną dla tego autora poetykę ironii. Al-
bowiem żadna epoka końca, żadna posthistoria, ale najzwyczajniej stara,
chciałoby się rzec, poczciwa, korzeniami tkwiąca w oświeceniu, zmodyfi-
kowana przez Frankfurtczyków, kategoria historii, stanowi ostateczną
instancję dla Warnkego. „To, co niegdyś historycznie powstało, może też
zostać historycznie zniesione” - głosi dewiza polemisty-racjonalisty. Nie
fatalizm, nie bezradne narzekanie, nie pełna rezygnacji zgoda na unosze-
nie przez prąd historii (czy być może należałoby powiedzieć - posthisto-
rii?), ale wezwanie do energicznego, świadomego swoich celów, działania
- oto program Warnkego. Program, w którym znalazłoby się też miejsce
dla... Beltinga.
Tak samo jak handlarze, referenci od kultury czy sponsorzy w sposób energiczny
wpływają i zmieniają istniejące stosunki, reprezentując pewne interesy i realizu-
jąc je w muzeach, tak też energicznie mogłaby jakaś niezależnie analizująca in-
stancja (jednoznaczna aluzja do Beltinga - przyp. M.B.) rozwinąć alternatywny
projekt działania, który zakończyłby ten błędny proces rozwojowy128.
127
128
Ibidem, s. 115.
Ibidem.