Universitätsbibliothek HeidelbergUniversitätsbibliothek Heidelberg
Metadaten

Instytut Historii Sztuki <Posen> [Hrsg.]
Artium Quaestiones — 13.2002

DOI Heft:
Rozprawy
DOI Artikel:
Kołacka, Daria: Czy portret musi mieć głowę?: o Alberta Giacomettiego zmaganiu z materią w kilku częściach
DOI Seite / Zitierlink:
https://doi.org/10.11588/diglit.28198#0065
Überblick
Faksimile
0.5
1 cm
facsimile
Vollansicht
OCR-Volltext
CZY PORTRET MUSI MIEĆ GŁOWĘ?

63

tak oko w rysunku jest „najbliższą bliskością nicości” (Bonnefoy) - miej-
scem styku z tym, co przekracza materialność medium i wciąga jak ot-
chłań. Jest kresem materialności na niej ufundowanym.
Wyraz oczu zawiera się tym samym nie w kształcie oka, lecz w „mię-
sie”, które je otacza. Gdy jednak bliżej przyjrzeć się temu „mięsu” na ob-
razach, otwiera się ono jak otchłań102. Zamiast wyraźnego konturu, sta-
rannej, jednoznacznej kreski, widać tylko wielokrotnie powtarzające się
poszukiwania, splątane linie, czasem małe przeskoki, zbliżanie i oddala-
nie, rozpoczynanie w innym miejscu, kłębowiska linii: zdaje się, jakby li-
nia była wszędzie naraz w poszukiwaniu tego, co najistotniejsze103. Giaco-
metti poszukuje punktów newralgicznych, splotów i z nich wyprowadza
dalsze kierunki. Kolory zasnuwają się w końcu szarością: to, co najpierw
zdawało się wyraźne, usuwa się, znika za mgłą nieznanego.
Zacieśnianie kręgów pęta oko, kreski stają się zasłoną, bielmem. Na
rysy twarzy narzucona zostaje sieć woali. Twarz i oko znikają po to, by -
choć tylko na moment - mogło odsłonić się spojrzenie. Na części rysun-
ków widoczne są białe smugi światła pozostałe po wymazywaniu gumką
- postać wydobywana jest jakby od środka, z płótna, a nie nakładana na
jego powierzchnię. Barwa na początku rozświetla się po to, by już w chwi-
lę później dać się pogrzebać pod szarością, spod której przebija się jak żar
spod popiołu104. Jak spojrzenie spod materialności ciała.

TWARZ
Portret zdał mi się wpierw jakimś kłębowiskiem powyginanych linii, krótkich kre-
sek, zamkniętych kół poprzecinanych siecznymi, różowych, szarych czy czarnych,
do których dochodził jeszcze dziwny odcień zieleni, w najwyższej mierze wysub-
limowane przenikanie (...). Wynik jest przerażający. Im bardziej się oddalam, (...)
tym bardziej twarz z całym swym modelunkiem napiera na mnie, wychodzi ku
mnie (...) i zapada się na powrót w płótno, z którego się wyzwoliła, staje się żywą
obecnością, realnością, straszliwym reliefem.
Tak opisał swe spotkanie z obrazami Giacomettiego Jean Genet105.
Deskrypcja ta dotyczy prac z okresu, który znamionuje większe zaintere-
sowanie Giacomettiego malarstwem niż rzeźbą. Lata 50. i 60., bo o tym
czasie mowa, wyznaczają dzięki temu także nowy sposób kształtowania
rzeźby: konsekwencją przejścia na dwuwymiar płótna jest zapomnienie
o tyle głowy w rzeźbie, skupienie na tym, co widać naprawdę i na czym
102 Ibidem, s. 377.
103 Ibidem, s. 380
104 Cyt. za: Y. Bonnefoy, Alberto Giacometti..., op. cit., s. 392.
105 J. Genet, Oeuvres completes, t. 5, Paris 1979, s. 58.
 
Annotationen