In Memoriam
939
Pożegnanie Jacka Milera
Szanowni Państwo,
Dyrektor Jacek Miler poza tym, że był naszym
przełożonym, szefem stworzonego przez siebie De-
partamentu Dziedzictwa Kulturowego za Granicą
i Strat Wojennych i wybitnym fachowcem w dzie-
dzinie, którą się zajmował, to dla wielu z nas był
przede wszystkim osobą wielce życzliwą i przyja-
zną. Osobą, której brak nie tylko jest ciężką stratą
dla departamentu, którym kierował, ale stratą, jaką
odczuwa się po odejściu przyjaciela, na którego za-
wsze można było liczyć.
Nasz dyrektor wszystkich traktował jednakowo
i dla wszystkich starał się znaleźć czas. Poza spotka-
niami, naradami, wymianą poglądów i ustalaniem
planów działań, można było z nim porozmawiać tak-
że o zwykłych ludzkich problemach. Dzięki jego
cechom charakteru nasz departament stanowił ze-
spół współpracujących, lojalnych wobec siebie
i przyjaźniących się ze sobą osób, dla których praca
w dziedzinie dbałości o polskie dziedzictwo za gra-
nicą i odzyskiwanie utraconych w wyniku wojny
dzieł sztuki była podobnie jak dla naszego dyrektora
pasją, a sukces wspólnym sukcesem.
Wszystkich starał się traktować jednakowo, sza-
nując człowieka i jego pracę. Zawieść naszego dy-
rektora było wstydem, poczuciem dyskomfortu jaki
odczuwa człowiek, który zawiódł najbliższą osobę.
Podczas wielu wyjazdów służbowych poza gra-
nice Polski, mogłem zaobserwować jego fachowość,
ale także podejście do zwykłych, prostych ludzi, kie-
dy nasz dyrektor zawsze miał czas na rozmowę ze
zwykłymi ludźmi, którzy z potrzeby serca zajmowa-
li się pielęgnowaniem cmentarzy i mogił wojennych.
Bez względu na to czy była to starsza babcia pielę-
gnująca kwiaty na żołnierskim grobie, czy rekrutu-
jący się z polskiej społeczności mieszkańcy białoru-
skiej czy litewskiej wsi bądź miasteczka, pracujący
przy remoncie cmentarzy wojennych. Takie rozmo-
wy zawsze pozostawiały trwały ślad, jakim był sza-
cunek dla Polski, która w oczach tych prostych ludzi
w osobie Dyrektora Departamentu MKiDN pochy-
lała się nad losem poległego niemal sto lat temu
zwykłego szeregowca. „Oto Polska do nas przy-
jeżdża" - mówili. To były wzruszające chwile.
Zapewne wynikało to również z tego, że nasze-
mu dyrektorowi nie obca była ciężka fizyczna praca,
którą jak wielu jego rówieśników, wykonywał za
granicą podczas studenckich wakacji.
Po ukończeniu studiów Jacek Miler, zanim zo-
stał dyrektorem departamentu w Ministerstwie Kul-
tury i Dziedzictwa Narodowego, przeszedł wszyst-
kie wcześniejsze szczeble urzędniczej kariery.
Początki departamentu opierały się na jego wy-
prawach na Wschód, głównie na tereny dawnej
I Rzeczypospolitej. W trudnych postsowieckich wa-
runkach, śpiąc w podupadłych hotelach, na pleba-
niach, w dźwiganych z ruin klasztorach, poruszając
się zdezelowaną i zatłoczoną tzw. marszrutką, two-
rzył długą listę pilnych potrzeb ratowania obiektów
polskiej kultury - kościołów, nagrobków, kaplic.
Żeby temu sprostać, trzeba było człowieka o wiel-
kiej pasji i wykraczającego poza obowiązki służbo-
we w oddaniu sprawie.
Pan Premier wspomniał w swoim wystąpieniu
o Lwowie. Wiemy, czym dla nas Polaków i czym dla
polskiej kultury i historii jest Lwów. Miasto Semper
Fidelis - Lwów. Zawsze Wierny.
Pewnie nasz Dyrektor na to określenie by się na
mnie obruszył, bo był człowiekiem bardzo skrom-
nym. Ale myślę, że On był właśnie „Semper Fide-
lis". Zawsze wierny. Przez dwadzieścia pięć lat
w jednej instytucji. Wierny swoim pasjom, wierny
polskiemu dziedzictwu, wierny ministerstwu, wier-
ny Rzeczypospolitej.
Nasza praca nie należy do łatwych. Zwłaszcza
tam, gdzie nasza historia bywa wykrzywiana, gdzie
spotykamy się z absurdalnym negowaniem polskie-
go dziedzictwa czy nawet naszej obecności na daw-
nych ziemiach Rzeczypospolitej Obojga Narodów,
nazywając nas okupantami. Często jest to po prostu
elementem wewnętrznej rozgrywki politycznej,
kompleksów, czy wpływów zewnętrznych. Jedynie
z wielkim trudem udaje się prowadzić pewne działa-
nia, umiejętnie poruszając się w realiach krajów
postsowieckich, wykorzystując życzliwość i zrozu-
mienie ludzi, podobnie jak Jacek Miler oddanych
sprawie wspólnego przecież dziedzictwa. Te umie-
jętności i ta specjalistyczna wiedza są nie do przece-
nienia. A osoba Jacka Milera trudna do zastąpienia.
Wielu zdaje sobie z tego sprawę, jaka to wielka stra-
ta. Świadczy o tym choćby dzisiejsza obecność tak licz-
nej grupy osób, które, często przyjeżdżając z różnych
części świata, postanowiły osobiście go pożegnać.
Znam też co najmniej kilku księży, którzy sami
z siebie odprawili mszę w intencji powrotu do zdro-
wia naszego Dyrektora. Wiedeń, Lwów, Jerozolima,
Wilno, Taszkent...
W czasie swojej choroby i ciężkiej kuracji nasz
Dyrektor czynnie uczestniczył w pracach departa-
mentu. Mężnie walczył z chorobą i był taki moment,
kiedy wszyscy ucieszyliśmy się, że udało mu się ją
939
Pożegnanie Jacka Milera
Szanowni Państwo,
Dyrektor Jacek Miler poza tym, że był naszym
przełożonym, szefem stworzonego przez siebie De-
partamentu Dziedzictwa Kulturowego za Granicą
i Strat Wojennych i wybitnym fachowcem w dzie-
dzinie, którą się zajmował, to dla wielu z nas był
przede wszystkim osobą wielce życzliwą i przyja-
zną. Osobą, której brak nie tylko jest ciężką stratą
dla departamentu, którym kierował, ale stratą, jaką
odczuwa się po odejściu przyjaciela, na którego za-
wsze można było liczyć.
Nasz dyrektor wszystkich traktował jednakowo
i dla wszystkich starał się znaleźć czas. Poza spotka-
niami, naradami, wymianą poglądów i ustalaniem
planów działań, można było z nim porozmawiać tak-
że o zwykłych ludzkich problemach. Dzięki jego
cechom charakteru nasz departament stanowił ze-
spół współpracujących, lojalnych wobec siebie
i przyjaźniących się ze sobą osób, dla których praca
w dziedzinie dbałości o polskie dziedzictwo za gra-
nicą i odzyskiwanie utraconych w wyniku wojny
dzieł sztuki była podobnie jak dla naszego dyrektora
pasją, a sukces wspólnym sukcesem.
Wszystkich starał się traktować jednakowo, sza-
nując człowieka i jego pracę. Zawieść naszego dy-
rektora było wstydem, poczuciem dyskomfortu jaki
odczuwa człowiek, który zawiódł najbliższą osobę.
Podczas wielu wyjazdów służbowych poza gra-
nice Polski, mogłem zaobserwować jego fachowość,
ale także podejście do zwykłych, prostych ludzi, kie-
dy nasz dyrektor zawsze miał czas na rozmowę ze
zwykłymi ludźmi, którzy z potrzeby serca zajmowa-
li się pielęgnowaniem cmentarzy i mogił wojennych.
Bez względu na to czy była to starsza babcia pielę-
gnująca kwiaty na żołnierskim grobie, czy rekrutu-
jący się z polskiej społeczności mieszkańcy białoru-
skiej czy litewskiej wsi bądź miasteczka, pracujący
przy remoncie cmentarzy wojennych. Takie rozmo-
wy zawsze pozostawiały trwały ślad, jakim był sza-
cunek dla Polski, która w oczach tych prostych ludzi
w osobie Dyrektora Departamentu MKiDN pochy-
lała się nad losem poległego niemal sto lat temu
zwykłego szeregowca. „Oto Polska do nas przy-
jeżdża" - mówili. To były wzruszające chwile.
Zapewne wynikało to również z tego, że nasze-
mu dyrektorowi nie obca była ciężka fizyczna praca,
którą jak wielu jego rówieśników, wykonywał za
granicą podczas studenckich wakacji.
Po ukończeniu studiów Jacek Miler, zanim zo-
stał dyrektorem departamentu w Ministerstwie Kul-
tury i Dziedzictwa Narodowego, przeszedł wszyst-
kie wcześniejsze szczeble urzędniczej kariery.
Początki departamentu opierały się na jego wy-
prawach na Wschód, głównie na tereny dawnej
I Rzeczypospolitej. W trudnych postsowieckich wa-
runkach, śpiąc w podupadłych hotelach, na pleba-
niach, w dźwiganych z ruin klasztorach, poruszając
się zdezelowaną i zatłoczoną tzw. marszrutką, two-
rzył długą listę pilnych potrzeb ratowania obiektów
polskiej kultury - kościołów, nagrobków, kaplic.
Żeby temu sprostać, trzeba było człowieka o wiel-
kiej pasji i wykraczającego poza obowiązki służbo-
we w oddaniu sprawie.
Pan Premier wspomniał w swoim wystąpieniu
o Lwowie. Wiemy, czym dla nas Polaków i czym dla
polskiej kultury i historii jest Lwów. Miasto Semper
Fidelis - Lwów. Zawsze Wierny.
Pewnie nasz Dyrektor na to określenie by się na
mnie obruszył, bo był człowiekiem bardzo skrom-
nym. Ale myślę, że On był właśnie „Semper Fide-
lis". Zawsze wierny. Przez dwadzieścia pięć lat
w jednej instytucji. Wierny swoim pasjom, wierny
polskiemu dziedzictwu, wierny ministerstwu, wier-
ny Rzeczypospolitej.
Nasza praca nie należy do łatwych. Zwłaszcza
tam, gdzie nasza historia bywa wykrzywiana, gdzie
spotykamy się z absurdalnym negowaniem polskie-
go dziedzictwa czy nawet naszej obecności na daw-
nych ziemiach Rzeczypospolitej Obojga Narodów,
nazywając nas okupantami. Często jest to po prostu
elementem wewnętrznej rozgrywki politycznej,
kompleksów, czy wpływów zewnętrznych. Jedynie
z wielkim trudem udaje się prowadzić pewne działa-
nia, umiejętnie poruszając się w realiach krajów
postsowieckich, wykorzystując życzliwość i zrozu-
mienie ludzi, podobnie jak Jacek Miler oddanych
sprawie wspólnego przecież dziedzictwa. Te umie-
jętności i ta specjalistyczna wiedza są nie do przece-
nienia. A osoba Jacka Milera trudna do zastąpienia.
Wielu zdaje sobie z tego sprawę, jaka to wielka stra-
ta. Świadczy o tym choćby dzisiejsza obecność tak licz-
nej grupy osób, które, często przyjeżdżając z różnych
części świata, postanowiły osobiście go pożegnać.
Znam też co najmniej kilku księży, którzy sami
z siebie odprawili mszę w intencji powrotu do zdro-
wia naszego Dyrektora. Wiedeń, Lwów, Jerozolima,
Wilno, Taszkent...
W czasie swojej choroby i ciężkiej kuracji nasz
Dyrektor czynnie uczestniczył w pracach departa-
mentu. Mężnie walczył z chorobą i był taki moment,
kiedy wszyscy ucieszyliśmy się, że udało mu się ją