go, dzieła przezeń wykonane, wnętrza i sprzęty, wnet chwytamy owo
napięcie dramatyczne, którem przeniknięte jest do głębi wszystko
czego się dotykał. Udzielało się to najzwyklejszym sprzętom, jeśli
były przezeń projektowane. Toteż gdy uprzytomniany sobie, że prze-
cież najistotniejszem dążeniem Secesji było właśnie zdobycie włas-
nego wyrazu, wobec rozpanoszonej u schyłku stulecia bezbarw-
ności i jałowizny stylowej, Wyspiański jawi się nam jako ten, który
ideę ekspresji w architekturze podchwycił z przedziwną siłą
i to po raz pierwszy w Polsce.
O wartości ekspresjonizmu w architekturze można mówić roz-
maicie i długo się na ten temat sprzeczać. Różne są na to zapa-
trywania. Nawet w łonie grupy wiedeńskiej różnie tę sprawę oświe-
tlano. Wiemy, że ekspresjonizm, jako wytyczna, prowadził zawsze,
również i tym razem, na manowce. Szczególniej w Niemczech
osiągnął szczyt absurdu. Exemplum: wieża Einsteina w Potsdamie.
Ale Wyspiański miał ekspresję we krwi. Wytryskała ona z je-
go talentu naprzekór hasłom, które już tutaj cytowałem, gdy zale-
cał kopjowanie starych, dobrych rzeczy zamiast tworzenia nowych,
złych.
Ale, w gruncie rzeczy jak te kopje Wyspiańskiego wyglądały?
Jak inne były od pierwowzoru!
To również jest całkiem zrozumiałe. Wszak i Michał Anioł
oparł się na „dobrych” wzorach antycznych w oblicowaniu absyd
S. Piętro w Rzymie też, a jakże mało jest w nich w gruncie rze-
czy ducha antycznego.
Łatwo było przewidzieć, że po przedwczesnej śmierci Wyspiań-
skiego niełatwo zdołał ktoś pochwycić jego chimery. Pozostały
szkice. Idea zaklęta na świstku papieru...
Dalszy rozwój wypadków nagiął się do realnych możliwości.
Chimerę ściągnięto na ziemię. Tron Bolesława Śmiałego wstawio-
no do kawiarni krakowskiej ku tern większej uciesze „Zielonego
Balonika”. „Miarę Wyspiańskiego” przykrojono do „miary krawca”.
Nikogo za to winić nie można. Niepodobna. Takie jest ży-
cie. Dzieło Wyspiańskiego zbyt było wspaniałe, ażeby obojętnie
mieli przejść kolo niego współcześni mu artyści. Chciano je na-
śladować, ale krakowski dzień powszedni nie spotykał na swej dro-
dze olbrzymów zamarłej przeszłości.
Myślę jednak, że tembardziej, wobec szarzyzny dnia powszed-
niego, która dzisiaj dokucza nam kto wie czy nie jeszcze bardziej,
niż przedwojennym Krakowianom, dobrze byłoby zwrócić nieco
uwagi na tę kartę twórczości Stanisława Wyspiańskiego. Takich
kart niema zbyt wiele w historji naszej architektury...
50
napięcie dramatyczne, którem przeniknięte jest do głębi wszystko
czego się dotykał. Udzielało się to najzwyklejszym sprzętom, jeśli
były przezeń projektowane. Toteż gdy uprzytomniany sobie, że prze-
cież najistotniejszem dążeniem Secesji było właśnie zdobycie włas-
nego wyrazu, wobec rozpanoszonej u schyłku stulecia bezbarw-
ności i jałowizny stylowej, Wyspiański jawi się nam jako ten, który
ideę ekspresji w architekturze podchwycił z przedziwną siłą
i to po raz pierwszy w Polsce.
O wartości ekspresjonizmu w architekturze można mówić roz-
maicie i długo się na ten temat sprzeczać. Różne są na to zapa-
trywania. Nawet w łonie grupy wiedeńskiej różnie tę sprawę oświe-
tlano. Wiemy, że ekspresjonizm, jako wytyczna, prowadził zawsze,
również i tym razem, na manowce. Szczególniej w Niemczech
osiągnął szczyt absurdu. Exemplum: wieża Einsteina w Potsdamie.
Ale Wyspiański miał ekspresję we krwi. Wytryskała ona z je-
go talentu naprzekór hasłom, które już tutaj cytowałem, gdy zale-
cał kopjowanie starych, dobrych rzeczy zamiast tworzenia nowych,
złych.
Ale, w gruncie rzeczy jak te kopje Wyspiańskiego wyglądały?
Jak inne były od pierwowzoru!
To również jest całkiem zrozumiałe. Wszak i Michał Anioł
oparł się na „dobrych” wzorach antycznych w oblicowaniu absyd
S. Piętro w Rzymie też, a jakże mało jest w nich w gruncie rze-
czy ducha antycznego.
Łatwo było przewidzieć, że po przedwczesnej śmierci Wyspiań-
skiego niełatwo zdołał ktoś pochwycić jego chimery. Pozostały
szkice. Idea zaklęta na świstku papieru...
Dalszy rozwój wypadków nagiął się do realnych możliwości.
Chimerę ściągnięto na ziemię. Tron Bolesława Śmiałego wstawio-
no do kawiarni krakowskiej ku tern większej uciesze „Zielonego
Balonika”. „Miarę Wyspiańskiego” przykrojono do „miary krawca”.
Nikogo za to winić nie można. Niepodobna. Takie jest ży-
cie. Dzieło Wyspiańskiego zbyt było wspaniałe, ażeby obojętnie
mieli przejść kolo niego współcześni mu artyści. Chciano je na-
śladować, ale krakowski dzień powszedni nie spotykał na swej dro-
dze olbrzymów zamarłej przeszłości.
Myślę jednak, że tembardziej, wobec szarzyzny dnia powszed-
niego, która dzisiaj dokucza nam kto wie czy nie jeszcze bardziej,
niż przedwojennym Krakowianom, dobrze byłoby zwrócić nieco
uwagi na tę kartę twórczości Stanisława Wyspiańskiego. Takich
kart niema zbyt wiele w historji naszej architektury...
50