wej stronie (od widza), widać
w głębi jak gdyby dworek
szlachecki, drzewa i dachy za-
budowań folwarcznych, po le-
wej zaś, na niewielkim wznie-
sieniu, chaty wsi pańszczy-
źnianej. Sam kościół składa
się z elementów na ogół go-
tyckich, przywodzących na
myśl szczegóły niektórych bu-
dowli polskich, ale jako całość
jest tworem imaginacji. Zwró-
cony frontem do placu, ze
spiczastym szczytem uzupeł-
nionym figurą świętego, po-
siada po bokach dwie małe
baszty, a pośrodku zbyt wy-
soki portal, nad którym ma-
jaczeją dwie postacie świę-
tych, wymalowane na murze
(jak np. na krakowskim ko-
ściele Reformatów). Obok ko-
ścioła wznosi się drewnia-
na, otwarta górą dzwonnica
z gankiem, wypełniona drob-
nymi figurkami ludzi.
Główną bowiem treścią
obrazka jest mrowie ludzkie, to stłoczone, to rozrzucone po placu,
w ramach niby to przypadkowego, więc realistycznego układu, spra-
wiającego wrażenie zupełnej prawdy sytuacyjnej. Po dokładniejszym
jednak wniknięciu w zasadę układu okazuje się, że artysta zasto-
sował kompozycję trójdzielną, co prawda w sposób niezbyt rygo-
rystyczny, podporządkowując jej kilka głównych epizodów swojej
malarskiej „gawędy". W każdym razie na planie pierwszym zary-
sowują się trzy wyraźne grupy, jedna umieszczona pośrodku, a dwie
po bokach. Pośrodku przedstawił malarz na pół leżącego, tęgiego i wą-
satego szlachcica albo pijanego, albo rannego w sejmikowej burdzie,
oraz niosącego mu pomoc towarzysza (ryc. 5). Na lewo zwraca uwagę
spora grupa kłócących się i żywo gestykulujących kontuszowców, obok
których jakiś osobnik womituje pod drewnianą ścianą (o sumikowej
konstrukcji), spełniając przy tym inną jeszcze funkcję fizjologiczną
(ryc. 4). Na prawo od centrum toczą się znowu jakieś dialogi, bo wi-
dzimy tu parami skupioną szlachtę, wśród której kuli się siedzący na
ziemi rozwrzeszczany żebrak i plącze wychudły kundel (ryc. 6). Wi-
153
w głębi jak gdyby dworek
szlachecki, drzewa i dachy za-
budowań folwarcznych, po le-
wej zaś, na niewielkim wznie-
sieniu, chaty wsi pańszczy-
źnianej. Sam kościół składa
się z elementów na ogół go-
tyckich, przywodzących na
myśl szczegóły niektórych bu-
dowli polskich, ale jako całość
jest tworem imaginacji. Zwró-
cony frontem do placu, ze
spiczastym szczytem uzupeł-
nionym figurą świętego, po-
siada po bokach dwie małe
baszty, a pośrodku zbyt wy-
soki portal, nad którym ma-
jaczeją dwie postacie świę-
tych, wymalowane na murze
(jak np. na krakowskim ko-
ściele Reformatów). Obok ko-
ścioła wznosi się drewnia-
na, otwarta górą dzwonnica
z gankiem, wypełniona drob-
nymi figurkami ludzi.
Główną bowiem treścią
obrazka jest mrowie ludzkie, to stłoczone, to rozrzucone po placu,
w ramach niby to przypadkowego, więc realistycznego układu, spra-
wiającego wrażenie zupełnej prawdy sytuacyjnej. Po dokładniejszym
jednak wniknięciu w zasadę układu okazuje się, że artysta zasto-
sował kompozycję trójdzielną, co prawda w sposób niezbyt rygo-
rystyczny, podporządkowując jej kilka głównych epizodów swojej
malarskiej „gawędy". W każdym razie na planie pierwszym zary-
sowują się trzy wyraźne grupy, jedna umieszczona pośrodku, a dwie
po bokach. Pośrodku przedstawił malarz na pół leżącego, tęgiego i wą-
satego szlachcica albo pijanego, albo rannego w sejmikowej burdzie,
oraz niosącego mu pomoc towarzysza (ryc. 5). Na lewo zwraca uwagę
spora grupa kłócących się i żywo gestykulujących kontuszowców, obok
których jakiś osobnik womituje pod drewnianą ścianą (o sumikowej
konstrukcji), spełniając przy tym inną jeszcze funkcję fizjologiczną
(ryc. 4). Na prawo od centrum toczą się znowu jakieś dialogi, bo wi-
dzimy tu parami skupioną szlachtę, wśród której kuli się siedzący na
ziemi rozwrzeszczany żebrak i plącze wychudły kundel (ryc. 6). Wi-
153