SOMOSIERRA MICHAŁOWSKIEGO
79
sprawia, że zawisa ono nad szarżą i wzmaga czytelny w jej przebiegu
moment bezradności. Wsparcie dynamiki jej wyłaniania się na związku
z czynnikami pola czyni sens obrazu bardziej integralnym. Można tę
różnicę w stosunku do wersji krakowskiej ująć tak jeszcze, że tamten
obraz umożliwia niejako ,,podstawianie" innej bitwy na miejsce tej,
która jest jego tematem. Wersja warszawska, a tym bardziej ujęcie
,.błyskawicowe" nie dopuszcza takiej możliwości — nie dlatego, że
w większym stopniu uwzględnia realia historycznej szarży, lecz dlatego,
że nasycenie formuły obrazowej udziela konieczności i jedyności przed-
stawionemu zdarzeniu. Nie osiąga tego obraz krakowski, warszawski zaś
nie dorównuje w tym bodaj formule ,,błyskawicowej": wyjaskrawiając
— tamta obrazowała bytową nieuchronność, ten — sytuacyjne za-
grożenie.
Próbą znalezienia podobnie zwięzłej i wyrazistej formuły, ujmującej
najbardziej bezpośrednio „ściśnięcie szarży w stromym wąwozie", jest
trzecie ujęcie bitwy pod Somosierrą (il. 9). Opiera się ono na schemacie
przekroju przez wąwóz; z dwóch stron, z brzegów pola, niemal symet-
rycznie biegną skosami ku dołowi zbocza, o regularności wykopu raczej
niż wąwozu, który się między nimi otwiera, wąskie dno opierając o dolny
brzeg pola. Tłoczą się na nim trudno czytelne formy widzianych od tyłu
jeźdźców, poległych, działa. Na nie jak tłok opada z góry, wciskając się
między zbocza, tło, w wybrzuszonych ku dołowi pasmach. Jest to ujęcie
szarży w formułę zbiorowej mogiły, oto właśnie zasypywanej - nie
ręką ludzką. Taki jej charakter nie jest jeszcze widoczny w szkicach.
Dwa spośród nich (il. 7) nie dają pojęcia o całości, studiują skotłowaną
grupę, ujętą — inaczej niż w wersji olejnej — killuwarstwowo, trzeci
zaś (il. 8) — daje szarżującym perspektywę, otwierając przed nimi
kotlinę, która w wersji olejnej znika w nawisach chmur. Ten ostatni
szkic czyni uchwytnym całościowy zamysł, a jeśli by założyć, że obraz
według niego powstały podejmowałby znany już typ harmonii barwnej,
to mógłby się stać jedyną „optymistyczną" wersją tematu. Szwoleżero-
wie, najpierw wspinający się dosłownie, a raczej— naocznie, „po
trupach", są wyswobadzani, co jest unaocznione jako możliwość roz-
gęszczenia, wystrzelenia ze ścisku, jakby zobrazowany oddech ulgi.
A przecież i tu wyswobodzenie to nie jest wynikiem własnowolnego
działania, lecz wyciśnięcia przez ściany wąwozu w obszar, które dzielą
pasma nie napierające w dół, lecz miękko sprowadzające wklęsłość
wąwozu do poziomu górnego brzegu pola. Nie podjął jednak Michałow-
ski tej myśli i zmodyfikował ujęcia w kierunku sensu przeciwstawnego.
Uszczuplenie przedstawienia szarży (il. 9) do jednej „warstwy" wal-
czących dało pole tłu, przedstawieniowe niejasnemu zespołowi chmur,
kurzawy, górskich zboczy, najdobitniej bodaj — spośród wszystkich
79
sprawia, że zawisa ono nad szarżą i wzmaga czytelny w jej przebiegu
moment bezradności. Wsparcie dynamiki jej wyłaniania się na związku
z czynnikami pola czyni sens obrazu bardziej integralnym. Można tę
różnicę w stosunku do wersji krakowskiej ująć tak jeszcze, że tamten
obraz umożliwia niejako ,,podstawianie" innej bitwy na miejsce tej,
która jest jego tematem. Wersja warszawska, a tym bardziej ujęcie
,.błyskawicowe" nie dopuszcza takiej możliwości — nie dlatego, że
w większym stopniu uwzględnia realia historycznej szarży, lecz dlatego,
że nasycenie formuły obrazowej udziela konieczności i jedyności przed-
stawionemu zdarzeniu. Nie osiąga tego obraz krakowski, warszawski zaś
nie dorównuje w tym bodaj formule ,,błyskawicowej": wyjaskrawiając
— tamta obrazowała bytową nieuchronność, ten — sytuacyjne za-
grożenie.
Próbą znalezienia podobnie zwięzłej i wyrazistej formuły, ujmującej
najbardziej bezpośrednio „ściśnięcie szarży w stromym wąwozie", jest
trzecie ujęcie bitwy pod Somosierrą (il. 9). Opiera się ono na schemacie
przekroju przez wąwóz; z dwóch stron, z brzegów pola, niemal symet-
rycznie biegną skosami ku dołowi zbocza, o regularności wykopu raczej
niż wąwozu, który się między nimi otwiera, wąskie dno opierając o dolny
brzeg pola. Tłoczą się na nim trudno czytelne formy widzianych od tyłu
jeźdźców, poległych, działa. Na nie jak tłok opada z góry, wciskając się
między zbocza, tło, w wybrzuszonych ku dołowi pasmach. Jest to ujęcie
szarży w formułę zbiorowej mogiły, oto właśnie zasypywanej - nie
ręką ludzką. Taki jej charakter nie jest jeszcze widoczny w szkicach.
Dwa spośród nich (il. 7) nie dają pojęcia o całości, studiują skotłowaną
grupę, ujętą — inaczej niż w wersji olejnej — killuwarstwowo, trzeci
zaś (il. 8) — daje szarżującym perspektywę, otwierając przed nimi
kotlinę, która w wersji olejnej znika w nawisach chmur. Ten ostatni
szkic czyni uchwytnym całościowy zamysł, a jeśli by założyć, że obraz
według niego powstały podejmowałby znany już typ harmonii barwnej,
to mógłby się stać jedyną „optymistyczną" wersją tematu. Szwoleżero-
wie, najpierw wspinający się dosłownie, a raczej— naocznie, „po
trupach", są wyswobadzani, co jest unaocznione jako możliwość roz-
gęszczenia, wystrzelenia ze ścisku, jakby zobrazowany oddech ulgi.
A przecież i tu wyswobodzenie to nie jest wynikiem własnowolnego
działania, lecz wyciśnięcia przez ściany wąwozu w obszar, które dzielą
pasma nie napierające w dół, lecz miękko sprowadzające wklęsłość
wąwozu do poziomu górnego brzegu pola. Nie podjął jednak Michałow-
ski tej myśli i zmodyfikował ujęcia w kierunku sensu przeciwstawnego.
Uszczuplenie przedstawienia szarży (il. 9) do jednej „warstwy" wal-
czących dało pole tłu, przedstawieniowe niejasnemu zespołowi chmur,
kurzawy, górskich zboczy, najdobitniej bodaj — spośród wszystkich