INTERTEKSTUALNOŚC I MALARSTWO
41
wpisanie w jej szczególną przestrzeń i własną historię, wyznaczoną przez
ciąg zróżnicowanych powtórzeń17. Chodzi o rozpoznanie, że dzieło literackie
w swoim idiomie reprezentuje nie jakąś treść zewnętrzną wobec literatury,
lecz przede wszystkim samą literaturę. Ta podstawowa identyfikacja wa-
runkuje czytelność tekstu - tekst nieprzystający do innych, nierozpozna-
walny jako przynależny do pewnego gatunku czy kodu, nim naznaczony
i podzielający jego cechy, nie dałby się odczytać, a zatem, ujmując rzecz
z drugiej strony, lektura tekstu jest równoznaczna z jego zaklasyfikowa-
niem do zespołu tekstów pokrewnych. „Absolutna, absolutnie czysta jed-
nostkowość, jeśli taka istnieje, nigdy by się nie mogła ujawnić, a przynaj-
mniej nie byłaby dostępna w czytaniu. Czytelność uwarunkowana jest po-
działem, uczestnictwem i przynależnością. Tak więc dzieli się ona i bierze
udział w gatunku, rodzaju, kontekście (...). Jednostkowość nigdy nie jest
punktem, nigdy nie zamyka się jak pięść. Jest rysem, znakiem różnicują-
cym i różnym od samego siebie: poróżnionym z samym sobą. Jednostko-
wość różni się od siebie samej, odwleka samą siebie po to, by być sobą
i ulegać powtórzeniom w swej jednostkowości. Nie można przeczytać żad-
nego dzieła - ani niczego napisać - bez tej iterowalności”18. To samo można
powiedzieć o obrazie. Zrozumienie obrazu nie jest równoznaczne z rozpo-
znaniem tego, co zostało w nim przedstawione jako signifie, pozaobrazowy
pierwowzór, obecność poprzedzająca jej malarską transpozycję - czy byłby
to widok obecny przed oczyma artysty, czy jego wizja wewnętrzna, jakiś
stan wyobraźni, twórcza intencja, czy też źródło literackie. Jakkolwiek nie
można przeoczyć faktu odsyłania obrazu do zobrazowanego modelu, to
równocześnie trudno także nie zauważyć, że owo odsyłanie nie doprowadza
na miejsce, nie pozwala dotrzeć do przedmiotu przedstawienia. Obraz nie
wraca do swojego pierwowzoru, nie uobecnia go i nie znika w jego obliczu,
przeciwnie - odsyłając doń, prowokując mimetyczną, transcendentną wobec
jego medium projekcję, zarazem stawia jej opór, ujawnia swoją nieprzezro-
czystość, „niewierność” przedstawienia i nieredukowalność własnych cech
{signifkmts) do właściwości jakiegokolwiek domyślnego a nieobrazowego
modelu {signifie). Rozpoznanie obrazu jako czegoś, co stanowiłoby ów mo-
del, byłoby rozpoznaniem błędnym, pomyleniem go z czymś, czym on sam
przecież nie jest. Widzenie obrazu jako obrazu właśnie wyklucza taką po-
myłkę, uniemożliwia wzięcie go za cokolwiek innego niż tylko obraz; ozna-
cza rozpoznanie w nim tych szczególnych cech, znamion, śladów, które
oddzielają obraz od nie-obrazu i zarazem łączą go z innymi obrazami19.
Zatem zrozumieć obraz to znaczy odczytać jego wizualny idiom, wąńsany
17 Zob. Ta dziwna instytucja zwana literaturą, op. cit., zwłaszcza s. 31-33, 58-59, 63-65.
18 Ibidem, s. 64. Szerzej ten temat omawia M. P. Markowski, Efekt inskrypcji. Jacąues
Derrida i literatura, Bydgoszcz 1997, s. 200-212.
19 Stwierdził już to dobitnie Nelson Goodman w książce Languages of Art: an Appro-
ach to a Theory of Symbols, Indianapolis 1976, s. 34-35.
41
wpisanie w jej szczególną przestrzeń i własną historię, wyznaczoną przez
ciąg zróżnicowanych powtórzeń17. Chodzi o rozpoznanie, że dzieło literackie
w swoim idiomie reprezentuje nie jakąś treść zewnętrzną wobec literatury,
lecz przede wszystkim samą literaturę. Ta podstawowa identyfikacja wa-
runkuje czytelność tekstu - tekst nieprzystający do innych, nierozpozna-
walny jako przynależny do pewnego gatunku czy kodu, nim naznaczony
i podzielający jego cechy, nie dałby się odczytać, a zatem, ujmując rzecz
z drugiej strony, lektura tekstu jest równoznaczna z jego zaklasyfikowa-
niem do zespołu tekstów pokrewnych. „Absolutna, absolutnie czysta jed-
nostkowość, jeśli taka istnieje, nigdy by się nie mogła ujawnić, a przynaj-
mniej nie byłaby dostępna w czytaniu. Czytelność uwarunkowana jest po-
działem, uczestnictwem i przynależnością. Tak więc dzieli się ona i bierze
udział w gatunku, rodzaju, kontekście (...). Jednostkowość nigdy nie jest
punktem, nigdy nie zamyka się jak pięść. Jest rysem, znakiem różnicują-
cym i różnym od samego siebie: poróżnionym z samym sobą. Jednostko-
wość różni się od siebie samej, odwleka samą siebie po to, by być sobą
i ulegać powtórzeniom w swej jednostkowości. Nie można przeczytać żad-
nego dzieła - ani niczego napisać - bez tej iterowalności”18. To samo można
powiedzieć o obrazie. Zrozumienie obrazu nie jest równoznaczne z rozpo-
znaniem tego, co zostało w nim przedstawione jako signifie, pozaobrazowy
pierwowzór, obecność poprzedzająca jej malarską transpozycję - czy byłby
to widok obecny przed oczyma artysty, czy jego wizja wewnętrzna, jakiś
stan wyobraźni, twórcza intencja, czy też źródło literackie. Jakkolwiek nie
można przeoczyć faktu odsyłania obrazu do zobrazowanego modelu, to
równocześnie trudno także nie zauważyć, że owo odsyłanie nie doprowadza
na miejsce, nie pozwala dotrzeć do przedmiotu przedstawienia. Obraz nie
wraca do swojego pierwowzoru, nie uobecnia go i nie znika w jego obliczu,
przeciwnie - odsyłając doń, prowokując mimetyczną, transcendentną wobec
jego medium projekcję, zarazem stawia jej opór, ujawnia swoją nieprzezro-
czystość, „niewierność” przedstawienia i nieredukowalność własnych cech
{signifkmts) do właściwości jakiegokolwiek domyślnego a nieobrazowego
modelu {signifie). Rozpoznanie obrazu jako czegoś, co stanowiłoby ów mo-
del, byłoby rozpoznaniem błędnym, pomyleniem go z czymś, czym on sam
przecież nie jest. Widzenie obrazu jako obrazu właśnie wyklucza taką po-
myłkę, uniemożliwia wzięcie go za cokolwiek innego niż tylko obraz; ozna-
cza rozpoznanie w nim tych szczególnych cech, znamion, śladów, które
oddzielają obraz od nie-obrazu i zarazem łączą go z innymi obrazami19.
Zatem zrozumieć obraz to znaczy odczytać jego wizualny idiom, wąńsany
17 Zob. Ta dziwna instytucja zwana literaturą, op. cit., zwłaszcza s. 31-33, 58-59, 63-65.
18 Ibidem, s. 64. Szerzej ten temat omawia M. P. Markowski, Efekt inskrypcji. Jacąues
Derrida i literatura, Bydgoszcz 1997, s. 200-212.
19 Stwierdził już to dobitnie Nelson Goodman w książce Languages of Art: an Appro-
ach to a Theory of Symbols, Indianapolis 1976, s. 34-35.