OPTYCZNA PODŚWIADOMOŚĆ
291
Należy zauważyć, że ów ekran pamięci Leonarda jest czymś różnym od
znanego Leonardowskiego ekranu projekcji, owej słynnej zaplamionej
ściany lub żarzących się kawałków węgla: artysta zalecał adeptom ma-
larstwa, by patrząc na nie, puścili wodze swojej fantazji. To ten drugi
ekran, pomyślany jako miejsce dla wolnej gry wyobraźni, jako to, co -
samo będąc ukryte - pozwala panować nad skojarzeniami w toku proce-
su twórczego, był zawsze przywoływany w kontekście Ernsta. Albowiem
- dowodzą historycy sztuki - tylko ten drugi jest właściwy dla surreali-
zmu. Nawet Ernst wydaje się z tym zgadzać.
W swoim traktacie Poza malarstwem Ernst usłużnie cytuje wyjaśnienia
Bretona na temat „lekcji Leonarda, sadzającego uczniów, by kopiowali
rzeczy, których kształt dostrzegli w plamach na starej ścianie (każdy
zgodnie z własnym widzeniem)”. Ernst zestawia je z ujęciem odkrycia
frotażu, które zaczyna się następująco: „10 sierpnia 1925 roku nieznośna
obsesja wizualna przyczyniła się do odkrycia przeze mnie środków tech-
nicznych, które przyniosły wyraźne urzeczywistnienie owej lekcji Le-
onarda”. Według tej opowieści, nagła fiksacja artysty na wyżłobieniach
na deskach podłogowych w jego sypialni w nadmorskim pensjonacie do-
prowadziła go do wynalezienia własnej procedury projekcyjnej. Jest
oczywiste, że to odniesienie do ekranu projekcji Leonarda miało na celu
przydanie frotażowi rodowodu o niezrównanym blasku.
Jednak dalsze stwierdzenie Ernsta pozostaje niezrozumiałe dopóty, do-
póki ekran projekcji pomyślany jest jako ukryta potencjalność, którą -
na równi z pustą stroną konwencjonalnego obrazu - można widzieć jako
analogiczną do tradycyjnie pojmowanego tła widzenia. Twierdzenie to
głosi: frotaż i kolaż (lub kolaż tak, jak Ernst go praktykował, mówiąc „ce
n’est pas la colle qui fait le collage”) są - jako procedury - nierozróżnial-
ne. Wobec czego nie powinno zaskakiwać, że okoliczności, które zasuge-
rowały mu każdą z tych procedur, miały być niemal identyczne. „Podo-
bieństwo obu jest takie”, napisał Ernst, „że sposób, w jaki dokonałem
odkrycia drugiej z nich, mogę zrelacjonować przy użyciu pojęć zasto-
sowanych wcześniej dla pierwszej, nie zmieniając właściwie żadnego
słowa”. I następuje wyjaśnienie dotyczące kolażu, które zaczyna się na-
stępująco: „Pewnego deszczowego dnia 1919 roku, podczas pobytu w nad-
reńskiej wsi, owładnęła mną nagła obsesja, polegająca na tym, że nie
mogłem oderwać oczu od stron katalogów ilustrowanych, ukazujących
obiekty przeznaczone do demonstracji antropologicznej, mikroskopowej,
psychologicznej, mineralogicznej i paleontologicznej”.
Aby możliwe stało się ujęcie obu wynalazków jako bliźniaczych, Ernst
musiał nałożyć na siebie dwa ekrany - zaplamioną ścianę Leonarda
291
Należy zauważyć, że ów ekran pamięci Leonarda jest czymś różnym od
znanego Leonardowskiego ekranu projekcji, owej słynnej zaplamionej
ściany lub żarzących się kawałków węgla: artysta zalecał adeptom ma-
larstwa, by patrząc na nie, puścili wodze swojej fantazji. To ten drugi
ekran, pomyślany jako miejsce dla wolnej gry wyobraźni, jako to, co -
samo będąc ukryte - pozwala panować nad skojarzeniami w toku proce-
su twórczego, był zawsze przywoływany w kontekście Ernsta. Albowiem
- dowodzą historycy sztuki - tylko ten drugi jest właściwy dla surreali-
zmu. Nawet Ernst wydaje się z tym zgadzać.
W swoim traktacie Poza malarstwem Ernst usłużnie cytuje wyjaśnienia
Bretona na temat „lekcji Leonarda, sadzającego uczniów, by kopiowali
rzeczy, których kształt dostrzegli w plamach na starej ścianie (każdy
zgodnie z własnym widzeniem)”. Ernst zestawia je z ujęciem odkrycia
frotażu, które zaczyna się następująco: „10 sierpnia 1925 roku nieznośna
obsesja wizualna przyczyniła się do odkrycia przeze mnie środków tech-
nicznych, które przyniosły wyraźne urzeczywistnienie owej lekcji Le-
onarda”. Według tej opowieści, nagła fiksacja artysty na wyżłobieniach
na deskach podłogowych w jego sypialni w nadmorskim pensjonacie do-
prowadziła go do wynalezienia własnej procedury projekcyjnej. Jest
oczywiste, że to odniesienie do ekranu projekcji Leonarda miało na celu
przydanie frotażowi rodowodu o niezrównanym blasku.
Jednak dalsze stwierdzenie Ernsta pozostaje niezrozumiałe dopóty, do-
póki ekran projekcji pomyślany jest jako ukryta potencjalność, którą -
na równi z pustą stroną konwencjonalnego obrazu - można widzieć jako
analogiczną do tradycyjnie pojmowanego tła widzenia. Twierdzenie to
głosi: frotaż i kolaż (lub kolaż tak, jak Ernst go praktykował, mówiąc „ce
n’est pas la colle qui fait le collage”) są - jako procedury - nierozróżnial-
ne. Wobec czego nie powinno zaskakiwać, że okoliczności, które zasuge-
rowały mu każdą z tych procedur, miały być niemal identyczne. „Podo-
bieństwo obu jest takie”, napisał Ernst, „że sposób, w jaki dokonałem
odkrycia drugiej z nich, mogę zrelacjonować przy użyciu pojęć zasto-
sowanych wcześniej dla pierwszej, nie zmieniając właściwie żadnego
słowa”. I następuje wyjaśnienie dotyczące kolażu, które zaczyna się na-
stępująco: „Pewnego deszczowego dnia 1919 roku, podczas pobytu w nad-
reńskiej wsi, owładnęła mną nagła obsesja, polegająca na tym, że nie
mogłem oderwać oczu od stron katalogów ilustrowanych, ukazujących
obiekty przeznaczone do demonstracji antropologicznej, mikroskopowej,
psychologicznej, mineralogicznej i paleontologicznej”.
Aby możliwe stało się ujęcie obu wynalazków jako bliźniaczych, Ernst
musiał nałożyć na siebie dwa ekrany - zaplamioną ścianę Leonarda