882
In Memoriam
architektoniczne, stratygraficzne warstw malarskich
oraz badania archiwalne i ikonograficzne. Wydawa-
łoby się, że to nic nadzwyczajnego, gdyż zawsze
powinny one poprzedzać remont zabytku. W prak-
tyce jednak podczas podejmowanych przez inwesto-
rów prac remontowych czy konserwatorskich, czę-
sto nie zostają one wykonane albo uwzględnione
w projekcie lub wybiera się autorską, nową aranża-
cję do realizacji inwestycji, ażeby sprostać wymo-
gom estetyki. W rezultacie, po remoncie zabytek
wygląda schludnie, jest zabezpieczony, funkcjonal-
ny, ale traci swój walor dokumentalny. Przestaje być
świadectwem minionej epoki, a staje się dziełem
sztuki konserwatorskiej (to nie jest zarzut, a tylko
stwierdzenie faktu). Natomiast Barbara Tondos była
przedstawicielem poglądu, że jeżeli coś jest zabyt-
kiem, to swoją wartość dokumentalną powinno
zachować także po przeprowadzonym remoncie,
a rolą konserwatora jest tak działać, by zrealizować
ten zamysł. Dzięki takiemu podej ściu, zabytek po re-
nowacji pozostaje nadal przedmiotem badań dla hi-
storyka sztuki i reprezentuje epokę historyczną,
w której powstał. Barbara Tondos zdawała sobie
sprawę, że jest to bardzo trudny postulat konserwa-
torski, ale możliwy, o ile konserwator tego chce
i ceni prawdę.
Urodziła się 23 listopada 1936 r. w Zakopanem
oddziałującym na nią przez całe życie. Temu miej-
scu poświęciła się najbardziej, widząc je jako wyjąt-
kowe w skali Europy. Do ostatnich dni życia starała
się przekonać Polaków, że architektura i kultura pod
Tatrami ma ogromną wartość kulturową i „głupotą
jest” (jak mówiła) nie cenić tego i nie ratować, tylko
godzić się na niszczenie przez samych górali, jak
i na chińską tandetę, byle tylko parę „dutków” wię-
cej wyciągnąć. Umiała ocenić tę wartość, gdyż przez
całe zawodowe życie wykonywała karty ewidencyj-
ne zabytków architektury oraz zabytków ruchomych
na Podhalu. Obroniła także u prof. Wiesława Jusz-
czaka (w Instytucie Sztuki PAN) pracę doktorską na
temat stylu zakopiańskiego, opartą na wieloletnich
badaniach terenowych i archiwalnych (druk: Styl
zakopiański i zakopiańszczyzna, Wrocław-Warsza-
wa-Kraków 2005). W ostatnim, niepublikowanym
tekście, napisanym miesiąc przed śmiercią, apelo-
wała: „Zrozumienie stanu Zakopanego, analiza war-
tości, zabudowy, postępowania wymaga obecnie
bardzo rzetelnej pracy badawczej i projektowej. Nie
mogą tego wykonywać amatorzy. To musi być dobry
zespół naukowy. Jedyna tej wartości dolina pośrod-
ku Europy nie może zginąć - jest wyjątkowym za-
bytkiem kultury polskiej”.
Studiowała historię sztuki na Uniwersytecie Ja-
giellońskim, pod kierunkiem wspaniałej kadry pro-
fesorskiej, której autorytet przyświecał jej nieustan-
nie przez całe życie. Odwoływała się szczególnie do
prof. Jerzego Szabłowskiego, a spoza uczelni do
prof. Witolda Krassowskiego, podkreślając ich rze-
telność badawczą. Stopień magistra uzyskała
w 1956 r. broniąc pracy o architekturze skarbca ko-
ścioła Mariackiego w Krakowie, napisanej pod kie-
runkiem prof. Karola Estreichera.
Pierwsze kroki zawodowe stawiała pracując na
zlecenie Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków
w Rzeszowie, zaledwie trzy lata starszego od niej
Jerzego Tura, którego sercem niechcący zawładnę-
ła. Tak zrodził się „historycznosztuczny”, nieco wy-
buchowy duet, którego treścią życia były zabytki.
W latach 60. XX w. wspólnie przeprowadzali inwen-
taryzację w powiatach gorlickim, leżajskim, rop-
czyckim, a także w Bieszczadach i Beskidzie
Niskim. „Penetracja” (jak mówili) Bieszczadów do-
prowadziła do ujawnienia problemu zabytków, któ-
re pozostały na wysiedlonych w okresie powojen-
nym terenach, w tym wielu zabytków ruchomych.
Byłyby one skazane na zatratę albo na łatwy łup dla
„szabrowników”, gdyby Barbara Tondos nie otrzy-
mała od Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków
w Rzeszowie zadania zorganizowania Wojewódz-
kiej Składnicy Zabytków Ruchomych (obecnie
Dział Sztuki Cerkiewnej). Utworzono ją przy Mu-
zeum - Zamku w Łańcucie. Z pełnym zaangażowa-
niem, a wręcz z narażaniem zdrowia i życia, przy-
woziła wyposażenie opuszczonych cerkwi do
Łańcuta, walczyła o możliwości ich zabezpieczania
i konserwacji, konsultując się z Leonardem Torwir-
tem z UMK w Toruniu - twórcą toruńskiego ośrodka
konserwatorskiego. Praca ta łączona była z pracami
dokumentacyjnymi, które wykonywała czasami z Je-
rzym Turem. Przemyślenia i zdobytą w terenie wie-
dzę przekazywała na sesjach naukowych i w publika-
cjach.
Barbara Tondos, w ramach pracy w rzeszowskim
Biurze Dokumentacji Zabytków, zajmowała się rów-
nież drewnianymi domami podcieniowymi w Pruch-
niku. Wspominając to warto sobie uświadomić, że
ponad pół wieku temu działania pracowników urzę-
dów konserwatorskich (wtedy Biura Dokumentacji
Zabytków) miały zupełnie inny charakter niż dzisiaj.
Były zdecydowanie mniej urzędnicze, a bardziej na-
stawione na zabytek jako przejaw mijającej kultury.
Może się mylę, ale wydaje się, że punkt ciężkości
znajdował się wówczas bliżej filozofii i wartości
duchowych niż materialnych. Była to praca przede
wszystkim badawcza, gdyż bardzo często o obiek-
cie, z którym spotykał się pracownik nie było żadnej
informacji historycznej, a także brak było nawet
podstawowej inwentaryzacji. Należało najpierw po-
znać, przebadać sam obiekt oraz archiwa, zebrać
zachowaną wśród okolicznych mieszkańców wiedzę
na jego temat, aby później móc podjąć właściwą de-
cyzję o działaniach konserwatorskich. Często były
In Memoriam
architektoniczne, stratygraficzne warstw malarskich
oraz badania archiwalne i ikonograficzne. Wydawa-
łoby się, że to nic nadzwyczajnego, gdyż zawsze
powinny one poprzedzać remont zabytku. W prak-
tyce jednak podczas podejmowanych przez inwesto-
rów prac remontowych czy konserwatorskich, czę-
sto nie zostają one wykonane albo uwzględnione
w projekcie lub wybiera się autorską, nową aranża-
cję do realizacji inwestycji, ażeby sprostać wymo-
gom estetyki. W rezultacie, po remoncie zabytek
wygląda schludnie, jest zabezpieczony, funkcjonal-
ny, ale traci swój walor dokumentalny. Przestaje być
świadectwem minionej epoki, a staje się dziełem
sztuki konserwatorskiej (to nie jest zarzut, a tylko
stwierdzenie faktu). Natomiast Barbara Tondos była
przedstawicielem poglądu, że jeżeli coś jest zabyt-
kiem, to swoją wartość dokumentalną powinno
zachować także po przeprowadzonym remoncie,
a rolą konserwatora jest tak działać, by zrealizować
ten zamysł. Dzięki takiemu podej ściu, zabytek po re-
nowacji pozostaje nadal przedmiotem badań dla hi-
storyka sztuki i reprezentuje epokę historyczną,
w której powstał. Barbara Tondos zdawała sobie
sprawę, że jest to bardzo trudny postulat konserwa-
torski, ale możliwy, o ile konserwator tego chce
i ceni prawdę.
Urodziła się 23 listopada 1936 r. w Zakopanem
oddziałującym na nią przez całe życie. Temu miej-
scu poświęciła się najbardziej, widząc je jako wyjąt-
kowe w skali Europy. Do ostatnich dni życia starała
się przekonać Polaków, że architektura i kultura pod
Tatrami ma ogromną wartość kulturową i „głupotą
jest” (jak mówiła) nie cenić tego i nie ratować, tylko
godzić się na niszczenie przez samych górali, jak
i na chińską tandetę, byle tylko parę „dutków” wię-
cej wyciągnąć. Umiała ocenić tę wartość, gdyż przez
całe zawodowe życie wykonywała karty ewidencyj-
ne zabytków architektury oraz zabytków ruchomych
na Podhalu. Obroniła także u prof. Wiesława Jusz-
czaka (w Instytucie Sztuki PAN) pracę doktorską na
temat stylu zakopiańskiego, opartą na wieloletnich
badaniach terenowych i archiwalnych (druk: Styl
zakopiański i zakopiańszczyzna, Wrocław-Warsza-
wa-Kraków 2005). W ostatnim, niepublikowanym
tekście, napisanym miesiąc przed śmiercią, apelo-
wała: „Zrozumienie stanu Zakopanego, analiza war-
tości, zabudowy, postępowania wymaga obecnie
bardzo rzetelnej pracy badawczej i projektowej. Nie
mogą tego wykonywać amatorzy. To musi być dobry
zespół naukowy. Jedyna tej wartości dolina pośrod-
ku Europy nie może zginąć - jest wyjątkowym za-
bytkiem kultury polskiej”.
Studiowała historię sztuki na Uniwersytecie Ja-
giellońskim, pod kierunkiem wspaniałej kadry pro-
fesorskiej, której autorytet przyświecał jej nieustan-
nie przez całe życie. Odwoływała się szczególnie do
prof. Jerzego Szabłowskiego, a spoza uczelni do
prof. Witolda Krassowskiego, podkreślając ich rze-
telność badawczą. Stopień magistra uzyskała
w 1956 r. broniąc pracy o architekturze skarbca ko-
ścioła Mariackiego w Krakowie, napisanej pod kie-
runkiem prof. Karola Estreichera.
Pierwsze kroki zawodowe stawiała pracując na
zlecenie Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków
w Rzeszowie, zaledwie trzy lata starszego od niej
Jerzego Tura, którego sercem niechcący zawładnę-
ła. Tak zrodził się „historycznosztuczny”, nieco wy-
buchowy duet, którego treścią życia były zabytki.
W latach 60. XX w. wspólnie przeprowadzali inwen-
taryzację w powiatach gorlickim, leżajskim, rop-
czyckim, a także w Bieszczadach i Beskidzie
Niskim. „Penetracja” (jak mówili) Bieszczadów do-
prowadziła do ujawnienia problemu zabytków, któ-
re pozostały na wysiedlonych w okresie powojen-
nym terenach, w tym wielu zabytków ruchomych.
Byłyby one skazane na zatratę albo na łatwy łup dla
„szabrowników”, gdyby Barbara Tondos nie otrzy-
mała od Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków
w Rzeszowie zadania zorganizowania Wojewódz-
kiej Składnicy Zabytków Ruchomych (obecnie
Dział Sztuki Cerkiewnej). Utworzono ją przy Mu-
zeum - Zamku w Łańcucie. Z pełnym zaangażowa-
niem, a wręcz z narażaniem zdrowia i życia, przy-
woziła wyposażenie opuszczonych cerkwi do
Łańcuta, walczyła o możliwości ich zabezpieczania
i konserwacji, konsultując się z Leonardem Torwir-
tem z UMK w Toruniu - twórcą toruńskiego ośrodka
konserwatorskiego. Praca ta łączona była z pracami
dokumentacyjnymi, które wykonywała czasami z Je-
rzym Turem. Przemyślenia i zdobytą w terenie wie-
dzę przekazywała na sesjach naukowych i w publika-
cjach.
Barbara Tondos, w ramach pracy w rzeszowskim
Biurze Dokumentacji Zabytków, zajmowała się rów-
nież drewnianymi domami podcieniowymi w Pruch-
niku. Wspominając to warto sobie uświadomić, że
ponad pół wieku temu działania pracowników urzę-
dów konserwatorskich (wtedy Biura Dokumentacji
Zabytków) miały zupełnie inny charakter niż dzisiaj.
Były zdecydowanie mniej urzędnicze, a bardziej na-
stawione na zabytek jako przejaw mijającej kultury.
Może się mylę, ale wydaje się, że punkt ciężkości
znajdował się wówczas bliżej filozofii i wartości
duchowych niż materialnych. Była to praca przede
wszystkim badawcza, gdyż bardzo często o obiek-
cie, z którym spotykał się pracownik nie było żadnej
informacji historycznej, a także brak było nawet
podstawowej inwentaryzacji. Należało najpierw po-
znać, przebadać sam obiekt oraz archiwa, zebrać
zachowaną wśród okolicznych mieszkańców wiedzę
na jego temat, aby później móc podjąć właściwą de-
cyzję o działaniach konserwatorskich. Często były