176
Zbigniew Michalczyk
mające z założenia porządkować materiał, ostatecz-
nie obnażają błędne założenia książki, jej wadliwą
konstrukcję i metodologię oraz niespójność wywo-
dów, w których chaotycznie mieszają się obserwacje
związane z kwestiami artystycznymi i teologiczny-
mi. Materiału i przemyśleń zebranych w sposób, jaki
został powyżej przedstawiony, nie da się uporząd-
kować, toteż podsumowania zawierają ogólniki, tru-
izmy i stwierdzenia, które niewiele wnoszą. O poli-
chromiach w świątyniach franciszkańskich czytamy:
„Układ malowideł, a w pewnej mierze także ich dys-
pozycja ikonograficzna, uzależnione były od struk-
tury architektonicznej budowli, zazwyczaj o wydłu-
żonym korpusie z kolebkowym typem sklepienia.
W centralizujących kościołach ważną rolę pełniła
kopuła" (s. 131). W innym miejscu dowiadujemy
się, iż „malowidła w kościołach karmelitańskich
dawnej obserwancji oraz zreformowanych karmeli-
tów bosych reprezentują różny poziom artystyczny
i nie wykazują wzajemnych związków" (s. 222).
Truizmem są stwierdzenia na temat fundatorów de-
koracji, które „były najczęściej fundacjami magnac-
kimi oraz miejscowej szlachty. Istotny, niezbadany
w pełni pozostaje mecenat zakonny [...]" (s. 222).
Podsumowując ustalenia na temat dekoracji w ko-
ściołach jezuickich, Autorka stwierdza, że „wątki te-
matyczne są zróżnicowane", a „[...] malowidła re-
prezentują różny poziom artystyczny i związane są
z różnorodną tematyką" (s. 278). W odniesieniu do
polichromii pijarskich badaczka zauważa: „W cha-
rakterze inspiracji posługiwano się reprodukcjami
dzieł europejskich malarzy i grafiką dewocyjną"
(s. 312).
Publikacja zawiera jeszcze wiele innych błędów,
których nie sposób w tym miejscu drobiazgowo wy-
liczać. Kilkakrotnie podkreślałem, jak często Autor-
ka zdradza brak opanowania podstawowej termino-
logii, nie rozumiejąc nagminnie używanych przez
siebie słów takich, jak „inspiracja", „iluzjonizm",
„retoryka". Podobnych błędów terminologicznych,
a nawet językowych jest więcej, by wspomnieć np.
o „kasacji konwentu" (s. 106). Kasata została pomy-
lona ze słowem z dziedziny motoryzacji. Opisując
działalność misyjną św. Franciszka Ksawerego
w XVI-wiecznych Indiach, badaczka stwierdza, że
święty starał się dotrzeć do przedstawicieli różnych
warstw społecznych, np. „miejscowej inteligencji"
(prowadził dysputy z buddyjskimi mnichami)
(s. 264). Innym przykładem jest niefortunne w tek-
ście o ambicjach naukowych, a nie dewocyjnych,
imię „Maryja" (w dodatku bez konsekwencji, bo-
wiem równie często, czasem nawet na tej samej stro-
nie, pojawia się „Maria"). Trudno nie wspomnieć tu
wreszcie pospolitych błędów językowych, np. „in-
formację tą potwierdzać miał zapis [...]" (s. 45),
„ilość postaci" i „ilości kompilowanych wzorów"
(s. 215). W granicach poprawności mieszczą się
wprawdzie frazy „dwoma postaciami" (s. 96) czy
„bazylika z dwoma [...] kaplicami" (s. 139), choć
w tekście pisanym zastosowana forma zdecydowa-
nie razi. Kontrast przywołanych potknięć stylistycz-
nych i gramatycznych z dętymi sformułowaniami
w rodzaju „w toku badań udało się ustalić" wprawia
w zażenowanie.
Recenzowana książka nie zawiera tez, myśli prze-
wodnich i nie prowadzi do konkretnych wniosków.
Jedyna wartość publikacji zamyka się w kilkunastu
rozproszonych identyfikacjach wzorów graficznych
fragmentów malowideł. Zważywszy jednak, że bra-
kuje tu rzetelnej interpretacji owych spostrzeżeń, nie
przeceniałbym wagi owych odkryć. Równocześnie
książka opatrzona jest stosunkowo rozbudowanym
aparatem naukowym - prawie każdy rozdział zawie-
ra kilkaset przypisów, bibliografia wraz z wykazami
źródeł i archiwaliów zajmuje 65 stron (s. 359-424),
lecz - paradoksalnie - nie jest to zaletą opracowa-
nia, tylko kolejną wadą. Autorka nie potrafi korzy-
stać z tych materiałów w sposób selektywny i kry-
tyczny, a zamieszczenie w książce licznych odwołań
do literatury sprawia, że praca jest jeszcze bardziej
szkodliwa, bowiem ignorancja i metodologiczna
nieporadność przywdziewają szatę fałszywej uczo-
ności. Z tego względu, z całą odpowiedzialnością,
pragnę podkreślić, że mamy tu do czynienia z pracą
pseudonaukową. Wszyscy jesteśmy w życiu nauko-
wym oceniani, przy czym coraz częściej dorobek ba-
daczy i jednostek mierzony jest kryteriami ilościo-
wymi. W ocenie parametrycznej zwraca się uwagę
na objętość publikacji, obecność aparatu naukowe-
go, czyli na kryteria, które praca Janiny Dzik speł-
nia. Dlatego - choć pisanie negatywnej recenzji nie
jest zadaniem wdzięcznym ani sympatycznym - tak
ważne jest odróżnienie rzetelnych badań od twór-
czości pseudonaukowej.
Zbigniew Michalczyk
mające z założenia porządkować materiał, ostatecz-
nie obnażają błędne założenia książki, jej wadliwą
konstrukcję i metodologię oraz niespójność wywo-
dów, w których chaotycznie mieszają się obserwacje
związane z kwestiami artystycznymi i teologiczny-
mi. Materiału i przemyśleń zebranych w sposób, jaki
został powyżej przedstawiony, nie da się uporząd-
kować, toteż podsumowania zawierają ogólniki, tru-
izmy i stwierdzenia, które niewiele wnoszą. O poli-
chromiach w świątyniach franciszkańskich czytamy:
„Układ malowideł, a w pewnej mierze także ich dys-
pozycja ikonograficzna, uzależnione były od struk-
tury architektonicznej budowli, zazwyczaj o wydłu-
żonym korpusie z kolebkowym typem sklepienia.
W centralizujących kościołach ważną rolę pełniła
kopuła" (s. 131). W innym miejscu dowiadujemy
się, iż „malowidła w kościołach karmelitańskich
dawnej obserwancji oraz zreformowanych karmeli-
tów bosych reprezentują różny poziom artystyczny
i nie wykazują wzajemnych związków" (s. 222).
Truizmem są stwierdzenia na temat fundatorów de-
koracji, które „były najczęściej fundacjami magnac-
kimi oraz miejscowej szlachty. Istotny, niezbadany
w pełni pozostaje mecenat zakonny [...]" (s. 222).
Podsumowując ustalenia na temat dekoracji w ko-
ściołach jezuickich, Autorka stwierdza, że „wątki te-
matyczne są zróżnicowane", a „[...] malowidła re-
prezentują różny poziom artystyczny i związane są
z różnorodną tematyką" (s. 278). W odniesieniu do
polichromii pijarskich badaczka zauważa: „W cha-
rakterze inspiracji posługiwano się reprodukcjami
dzieł europejskich malarzy i grafiką dewocyjną"
(s. 312).
Publikacja zawiera jeszcze wiele innych błędów,
których nie sposób w tym miejscu drobiazgowo wy-
liczać. Kilkakrotnie podkreślałem, jak często Autor-
ka zdradza brak opanowania podstawowej termino-
logii, nie rozumiejąc nagminnie używanych przez
siebie słów takich, jak „inspiracja", „iluzjonizm",
„retoryka". Podobnych błędów terminologicznych,
a nawet językowych jest więcej, by wspomnieć np.
o „kasacji konwentu" (s. 106). Kasata została pomy-
lona ze słowem z dziedziny motoryzacji. Opisując
działalność misyjną św. Franciszka Ksawerego
w XVI-wiecznych Indiach, badaczka stwierdza, że
święty starał się dotrzeć do przedstawicieli różnych
warstw społecznych, np. „miejscowej inteligencji"
(prowadził dysputy z buddyjskimi mnichami)
(s. 264). Innym przykładem jest niefortunne w tek-
ście o ambicjach naukowych, a nie dewocyjnych,
imię „Maryja" (w dodatku bez konsekwencji, bo-
wiem równie często, czasem nawet na tej samej stro-
nie, pojawia się „Maria"). Trudno nie wspomnieć tu
wreszcie pospolitych błędów językowych, np. „in-
formację tą potwierdzać miał zapis [...]" (s. 45),
„ilość postaci" i „ilości kompilowanych wzorów"
(s. 215). W granicach poprawności mieszczą się
wprawdzie frazy „dwoma postaciami" (s. 96) czy
„bazylika z dwoma [...] kaplicami" (s. 139), choć
w tekście pisanym zastosowana forma zdecydowa-
nie razi. Kontrast przywołanych potknięć stylistycz-
nych i gramatycznych z dętymi sformułowaniami
w rodzaju „w toku badań udało się ustalić" wprawia
w zażenowanie.
Recenzowana książka nie zawiera tez, myśli prze-
wodnich i nie prowadzi do konkretnych wniosków.
Jedyna wartość publikacji zamyka się w kilkunastu
rozproszonych identyfikacjach wzorów graficznych
fragmentów malowideł. Zważywszy jednak, że bra-
kuje tu rzetelnej interpretacji owych spostrzeżeń, nie
przeceniałbym wagi owych odkryć. Równocześnie
książka opatrzona jest stosunkowo rozbudowanym
aparatem naukowym - prawie każdy rozdział zawie-
ra kilkaset przypisów, bibliografia wraz z wykazami
źródeł i archiwaliów zajmuje 65 stron (s. 359-424),
lecz - paradoksalnie - nie jest to zaletą opracowa-
nia, tylko kolejną wadą. Autorka nie potrafi korzy-
stać z tych materiałów w sposób selektywny i kry-
tyczny, a zamieszczenie w książce licznych odwołań
do literatury sprawia, że praca jest jeszcze bardziej
szkodliwa, bowiem ignorancja i metodologiczna
nieporadność przywdziewają szatę fałszywej uczo-
ności. Z tego względu, z całą odpowiedzialnością,
pragnę podkreślić, że mamy tu do czynienia z pracą
pseudonaukową. Wszyscy jesteśmy w życiu nauko-
wym oceniani, przy czym coraz częściej dorobek ba-
daczy i jednostek mierzony jest kryteriami ilościo-
wymi. W ocenie parametrycznej zwraca się uwagę
na objętość publikacji, obecność aparatu naukowe-
go, czyli na kryteria, które praca Janiny Dzik speł-
nia. Dlatego - choć pisanie negatywnej recenzji nie
jest zadaniem wdzięcznym ani sympatycznym - tak
ważne jest odróżnienie rzetelnych badań od twór-
czości pseudonaukowej.