Universitätsbibliothek HeidelbergUniversitätsbibliothek Heidelberg
Metadaten

Instytut Sztuki (Warschau) [Editor]; Państwowy Instytut Sztuki (bis 1959) [Editor]; Stowarzyszenie Historyków Sztuki [Editor]
Biuletyn Historii Sztuki — 77.2015

DOI issue:
Nr. 3
DOI article:
Kronika Naukowa
DOI article:
Pożegnanie Profesora Mariusza Karpowicza
DOI Page / Citation link:
https://doi.org/10.11588/diglit.71007#0566
Overview
Facsimile
0.5
1 cm
facsimile
Scroll
OCR fulltext
556

Kronika Naukowa

swoim entuzjazmem i zaangażowaniem, ciekawo-
ścią i uporem badawczym, pomysłowością i logiką,
dedukcją i wiedzą, elokwencją i wyczuciem. Był
niesłychanie pracowity i niejednokrotnie surowy
w ocenie, nawet wobec najbliższych. Kiedy w ser-
decznej rozmowie rozliczał z „zadanych" tematów,
to niezwykle trudno przechodziło przez gardło wy-
znanie, że się z czymś nie zdążyło. Zwykle wtedy
padało zawieszone w powietrzu pytanie: „Jak to -
nie miałaś czasu...?".
Pięknie mówił i pięknie pisał. Potrafił prostym
językiem „opowiedzieć" dzieło sztuki, przekazać
emocje związane z jego powstaniem i z odbiorem.
Ulubioną barokową jedność sztuk odnaleźć można
we wszystkich tekstach Profesora, poświęconych
malarstwu, rzeźbie i architekturze. Po Jego książki
z równym zainteresowaniem sięgali zarówno zawo-
dowi historycy sztuki, jak i czytelnicy mający z tą
profesją niewiele wspólnego.
Dużo podróżował. Często odwiedzał Szwajcarię
czy ukochane Włochy, zarówno kantony Lugano
i Ticino, jak i Rzym, który był dla Profesora Mia-
stem Odwiecznym. Kiedy z zainteresowaniem słu-
chał opowieści o różnych miejscach, zwykł mówić
na koniec „jednak ja wolę Rzym". To właśnie tam
prowadziła większość artystycznych dróg artystów,
których twórczością się zajmował, zawsze umiejąc
zauważyć i wychwycić liczne charakterystyczne
„włoskie wpływy".
Jeździł również po Polsce - zawsze z entuzja-
zmem planował wyprawy zarówno do większych
ośrodków, jak i do prowincjonalnych kościołów, do-
kładnie wiedząc, co chce zobaczyć i koniecznie (!)
sfotografować. Podczas takich wyjazdów pod ręką
musiała być czarna, mocna kawa, czasem pozwalał
sobie na lody (ulubiony sorbet z mango). Nawet na
obiad czasem nie starczało czasu, bo przecież jesz-
cze tyle było do zobaczenia, do odwiedzenia tyle
miejsc, przez które wiodły sztuki polskiej drogi
dziwne.
Ważne miejsce w badaniach Profesora zajmowa-
ła także Warszawa. W swych książkach i artykułach
rozwikłał wiele sekretnych treści warszawskich za-

bytków, które przypisał nieznanym wcześniej, lub
nie wiązanym z tym środowiskiem artystycznym,
twórcom.
Umiał patrzeć. Od zawsze wyznawał zasadę, że
ważniejsze jest to, co prezentuje samo dzieło sztuki,
od tego, co o nim - nawet w epoce - napisano.
I choć wzbudzało to czasami kontrowersje, to w ele-
gancki, acz dobitny sposób, bronił swego zdania.
Obok historii sztuki niezwykłą pasją Profesora
były figurki żołnierzy, mieszkające w specjalnie dla
nich przygotowanych kartonikach. Czasami obdaro-
wywał nimi swych gości - zawsze z pieczołowito-
ścią przekazywał je w małych tekturowych albo pla-
stikowych pudełeczkach. Oczywiście, były to te
czysto metalowe, jedynie wstępnie obrobione. Tyl-
ko nielicznym z rzadka dostawały się te skończone,
pomalowane z wielką starannością, z zachowaniem
barw wszelkich szarż. Z ogromną pasją Profesor
opowiadał o kolejnych formach do odlewów, które
przystosowywał do realiów historycznych. Wybra-
nym zdarzała się przyjemność przejścia kursu odle-
wania małych żołnierzy, wraz z dokładną instrukcją
obróbki i wskazówkami, jakich kolorów używać
przy późniejszym ich malowaniu.
Pracował do końca. Jeszcze w sierpniu kończył
artykuł do „Biuletynu Historii Sztuki", opisujący ar-
chitektoniczną twórczość Baltazara Fontany. Jego
marzeniem było opracowanie syntezy sztuki pol-
skiej XVII, a następnie XVIII wieku.
Panie Profesorze! Na pewno spotyka Pan teraz
tych wszystkich twórców - malarzy, rzeźbiarzy i ar-
chitektów - których zwykł Pan nazywać swoimi
bohaterami albo starymi znajomymi. Na pewno po-
znał Pan już wszystkie kolejne fazy, etapy budowy
i przebudowy XVII- i XVIII-wiecznych kościołów
i pałaców, nie są dla Pana zagadką żadne polichro-
mie i stiuki powstałe „na północ od Alp", wie Pan
dokładnie, gdzie przebiegała granica oddziaływania
baroku wileńskiego i kiedy powstała pierwsza
w Rzeczypospolitej berniniowska „skrzynka świetl-
na"... I zna Pan imiona wszystkich Pięknych Nie-
znajomych.
A nam tak bardzo Pana brakuje.

Dorota Piramidowicz
 
Annotationen