Universitätsbibliothek HeidelbergUniversitätsbibliothek Heidelberg
Überblick
loading ...
Faksimile
0.5
1 cm
facsimile
Vollansicht
OCR-Volltext
8

LECH KALINOWSKI

- jak zwykle - boty swoje zostawiła w nieporządku". O Karli nigdy wówczas inaczej się nie mówiło, jak
tylko „Panna", a Andrzej Ciechanowiecki do dziś inaczej się nie wyraża niż „Panna Karla". Spojrzałem na
tę pannę: wysoka, przystojna. Wydawało mi się, że trzeba spróbować i chodzić na Jej zajęcia. Profesor
Podlacha wykładał wtedy wstęp do historii sztuki (opis i analiza dzieła sztuki) oraz metodologię, Ona zaś
prowadziła dwa wykłady monograficzne: o Giotto di Bondone i o Rembrandtcie. Wykład pierwszy, o Giot-
tcie, bardzo mi się spodobał. Karla szczegółowo przedstawiła twórczość artysty, a że była osobą dydaktycz-
nie bardzo zapobiegliwą, w trzecim trymestrze roku akademickiego miała zwyczaj wyjeżdżać do Rzymu,
gdzie pracowała w Stacji Naukowej Akademii Umiejętności, zajmując się biblioteką i kolekcją fotografii.
Stamtąd przywoziła znakomite przezrocza, tak że wykłady Jej były wielką przyjemnością i dla ucha i dla oka.

Przykro mi to dziś powiedzieć, ale nie przywiązywałem wtedy wielkiej wagi do obrazów, bo cały czas
słuchałem wewnętrznie muzyki, jakby coś we mnie grało.

Drugą formą zajęć były ćwiczenia, które dotyczyły materiału renesansowego, bo przede wszystkim
interesował Ją renesans. Pokazywała wybrane przez siebie przezrocza. Przypominam sobie, że było tam
dużo przezroczy z Rafaela i Stanz watykańskich. Zwracała się zwykle do obecnych z zapytaniem, czy ktoś
chciałby podejść do ekranu i o tych przezroczach porozmawiać, często też wywoływała kogoś. Pomyślałem,
że skoro Panna Lanckorońska tak zachęca do rozmowy o dziele wyświetlanym na ekranie, spróbuję. Za swą
gorliwość dostałem wkrótce dobrą lekcję, bo okazało się, że pytania, jakie mi stawiała i odpowiedzi jakie
dawałem, całkowicie różniły się od tego, czym być powinny. Innym razem zadała mi do przygotowania
Szkołę Ateńską Rafaela. Powiedziała: „Pan się tym zajmie". Bardzo chętnie, tylko jak mam się zająć? „Pój-
dzie Pan do seminarium teologicznego, tam jest książka Pastora Geschichte der Pâpste, dwadzieścia trzy,
może dwadzieścia cztery tomy. Proszę ją przejrzeć i zbadać wszystko co dotyczy Szkoły Ateńskiej. Pani
Profesor chodziło o identyfikację osób przedstawionych. Oczywiście w domu, do którego mnie zaprosiła
i gdzie miała własnego Pastora, postanowiła mnie sprawdzić, czy nie powtarzam rozpoznań Springera.

Podstawą opisu i analizy dzieła sztuki były źródła pisane. Pamiętam, przede mną stała przy ekranie
studentka, która przy Stanzach watykańskich zaplątała się w Dzieje Apostolskie. Pani Profesor zwróciła się
do niej słowami: „Proszę przynieść z biblioteki zakładowej Dzieje Apostolskie. Minęło kilkanaście minut.
Studentka „wpruła" wreszcie na salę wykładową i mówi: „Pani Profesor, w bibliotece nie ma Dziejów
Apostolskich. Okazało się, że Dzieje Apostolskie są, ale w Biblii, w Nowym Testamencie.

Uczenie się i nauczanie zawsze żywo Ją interesowało. Świadczy o tym wymownie epizod pedagogicz-
ny w Komarnie, gdzie mieszkała. Pałac Jej położony był obok miejscowości Chłopy. Od ludności wiejskiej
uczyła się polskiego. Podziwiała piękno tamtejszej polszczyzny, której czystość, co podkreślała, sięgała
czasów Kazimierza Wielkiego. Gdy raz szła do swego pałacu (nie lubiła jeździć powozem) zatrzymała Ją
jakaś kobieta pytając, „Pani dobrodziejko, gdzie wy idziecie?" Usłyszała w odpowiedzi: „Ja idę do Chło-
pów". „Pani kochana, Pani nie idzie ani do Chłopów, ani na Chłopów, Pani idzie do Chłop". To właśnie była
szkoła języka polskiego dla Karli. W domu rodzinnym z ojcem rozmawiała po francusku, z matką, o której
rzadko i niechętnie opowiadała, po niemiecku. Języka polskiego uczyła się sama nocą. Przy świecy czytała
Słowackiego, którego wyżej ceniła niż Mickiewicza. Przeczytany tekst przyswajała sobie na pamięć.

Kiedy mieszkańcy Komarna i Chłop dowiedzieli się, że Karla się habilitowała, bo prasa miejscowa
doniosła, iż w 1926 r. została docentem, nastąpiło wielkie poruszenie. Zwrócono się wtedy do wójta i do
księdza proboszcza z prośbą o wyjaśnienie, co to znaczy, „że się habilitowała". Kiedy im wytłumaczono, że
Karla ma prawo nauczać studentów na Uniwersytecie Jana Kazimierza we Lwowie, przyjęto to do wiado-
mości z uznaniem, aby wkrótce zwrócić się ponownie do wójta i do księdza proboszcza, tym razem z proś-
bą, aby Karla zechciała wyjaśnić, dlaczego z wykładami jeździ do Lwowa, a im niczego nie wykłada? Karla
poczuła się dotknięta tym wyrzutem i wkrótce potem wyjechała do Rzymu, aby przygotować się do wykła-
du, w którym chciała powiedzieć ludności Komarna i Chłop o Watykanie i Bazylice św. Piotra, a także
przywieźć niezbędne przeźrocza. Tradycja głosi, że więcej osób przyszło Jej słuchać, niż homilii księdza
proboszcza. To bardzo wysoka ocena. Zarysowała się tylko jedna trudność w czasie wykładu, nie potrafiła
mianowicie wytłumaczyć w metrach wielkości Watykanu i Bazyliki św. Piotra. Prelegentka wybrnęła z tej
trudności w ten sposób, że podała odpowiednie wielkości w morgach. Jeden mórg = 0,57 hektara. Wykład
w Komarnie świadczy, że działalność dydaktyczna Karli rozwijała się także poza uniwersytetem.

Gdy wybuchła wojna, zaczął się nowy etap Jej działalności dydaktycznej. Był to etap bardzo smutny.
W Ravensbrûck były wraz z Nią Klima Żurowska i Helena Madurowicz-Urbańska. Od nich wiem, bo nie
od samej Karli, że dla współwięźniarek prowadziła wykłady z historii sztuki, które mimo obozowych prze-
 
Annotationen