Universitätsbibliothek HeidelbergUniversitätsbibliothek Heidelberg
Metadaten

Malinowski, Jerzy [Bearb.]
Polsky i rosyjscy artyści i architekci w koloniach artystycznych zagranicą i na emigracji politycznej 1815 - 1990 — Sztuka Europy Wschodniej /​ The Art of Eastern Europe, Band 3: Warszawa: Polski Instytut Studiów nad Sztuką Świata [u.a.], 2015

DOI Seite / Zitierlink: 
https://doi.org/10.11588/diglit.55687#0172
Überblick
loading ...
Faksimile
0.5
1 cm
facsimile
Vollansicht
OCR-Volltext
168

Iwona Luba, Ewa Paulina Wawer

ście jednego koloru w drugi, tam jest jedna jakość,
a ja mówiłem, że kilka jakości o nieokreślonych
jakościach. On rozumował logicznie, a ja wycho-
dziłem z danych zmysłowych i psychologicznych”.5
Julian Przyboś, miody awangardowy poeta to-
warzyszący wówczas Strzemińskiemu, niemal trzy-
dzieści lat później najobszerniej opisał to samo spo-
tkanie we wspomnieniu Strzemiński i Witkiewicz,
błędnie podając jako datę rok 1925.6
„Witkacy co parę minut przerywał rozmowę,
wychodził, wracał, mył ręce, ciągnął swoją kwestię,
przerywał, wychodził, wracał, mył ręce, ciągnął swo-
ją kwestię, przerywał, wychodził, wracał - i znów
do dzbanka z wodą! Tak w kółko. Podejrzewałem,
że robił to dla udziwnienia sytuacji, bo w trakcie
rozmowy, też pewnie dla udziwnienia wykrzykiwał
- ni stąd, ni zowąd - dwa na przemian przysłowia,
francuskie i rosyjskie: Apres nous le deluge! [po nas
potop] i to sławetne rosyjskie, które potem uwiecz-
nił w książce o narkotykach: Ja uż dawno byłby
geroj, no u menia jest gemoroj! [Dawno zostałbym
bohaterem, gdybym nie miał hemoroidów]. (...)
zapewne tym drugim refrenem krasił rozmowę
dlatego, że zgadali się ze Strzemińskim o swojej
służbie w armii carskiej i o wojnie. Obydwaj byli
oficerami i miałem wrażenie, że się nieco licytowa-
li, wymieniając swoje ordery wojenne. Strzemiński
zaimponował jakimś bardzo wysokim «świętym
Jerzym». (...) W czasie tej wizyty nie mogłem się
pozbyć wrażenia, że gospodarz sili się na błazena-
dę bez dowcipu i uczucie zażenowania i przykrości
rosło. Czuliśmy się po trosze tak, jak trzeźwi wśród
dobrze podchmielonych, nie mogący się dostroić
do ich wyskokowego humoru.
Strzemiński był człowiekiem serio i wszczął od
razu rozmowę na temat teorii Czystej Formy. Ale
Witkacy nie miał nic prócz tych ogólników, które
opublikował, do powiedzenia. Jak ma być namalo-
wany obraz, żeby spełniał postulat Czystej Formy?
Chodzi przecież o zasadę budowy, a nie o niezna-
ne wątpliwe uczucia - twierdził Strzemiński. Był
on wtedy u początków swojej myśli, o malarstwie
unistycznym, umysł jego pracował z precyzją ma-
tematyczną, stawiał pytania, na które Witkacy nie
mógł odpowiedzieć. Prawie olbrzymi, z kosmykiem
włosów na potężnym czole, siedział ze spuszczony-
mi oczami i coś cicho i monotonnie ględził - wy-
krzykując nagle zmienionym skrzeczącym głosem

5 Listy (1973: 261).
6 Przyboś (1959: 146).

po rosyjsku i po francusku. (...) Strzemińskiemu
chodziło o stosunek formy, czy owej «Czystej For-
my», do głoszonego przez Witkacego «uczucia
metafizycznego», rzekomego źródła czystej sztuki.
(...) Ale Witkacy (...) replikował, powtarzając, że
się sztuka kończy i skrzeczał swoje: Apres nous... Sy-
tuacja stawała się coraz bardziej krepująca. Czułem,
że gospodarz jest coraz bardziej zażenowany, że to
człowiek w istocie pozbawiony pewności siebie
i wstydliwy, że to dla kurażu wyczynia swoje ablu-
cje i wykrzykuje męcząco refren francusko-rosyjski.
Aż nagle Strzemiński chwycił swoje kule, poderwał
się i zawołał: «Chodźmy stąd, ja nie mogę na to
patrzeć!». I wskazał ręką obrazy na ścianie: «To
żre oczy». Witkacy zachichotał szatańsko. (...) Ten
nieudały pierwszy kontakt odstręczył Strzemińskie-
go od Witkiewicza na zawsze”.7
Nika Strzemińska napisała po kilkudziesięciu
latach, nie podając źródła informacji: „Nie wiem
dokładnie, czy w 1932 roku, czy nieco wcześniej,
rodzice zimą [sic!] wyjechali do Zakopanego. Tam
mieli okazję poznać Stanisława Ignacego Witkie-
wicza. Już podczas pierwszego spotkania doszło do
nieporozumienia z moim ojcem. Zapewne były to
sprawy dotyczące sztuki, ale nie znam szczegółów.
Wiem tylko, że ojciec zwykle dość niechętnie wyra-
żał się o malarstwie Witkacego, uważając je za zbyt
kolorowe i mało przemyślane”.8
Wobec przytoczonych powyżej zaskakujących
i sprzecznych ze sobą relacji rodzi się pytanie, czy
pojawienie się Strzemińskiego w pracowni Witka-
cego można w ogóle definiować jako spotkanie?
W filozoficznym znaczeniu tego słowa - PRAW-
DZIWE spotkanie nie zaistniało. Martin Buber
wskazywał na istotę spotkania, podkreślając, że:
„Świat jako doświadczenie należy do podstawowe-
go słowa Ja - Ono. Podstawowe słowo Ja - Ty usta-
nawia świat relacji”.9 Przedmiotów doświadczamy,
a osoby spotykamy lub wchodzimy z nimi w relacje.
„Staję się Ja w zetknięciu z Ty. Stając się Ja, mówię
TY. Każde prawdziwe życie jest spotkaniem”.10 Spo-
tkanie jest istotą zmiany, czyli uczenia się. Dialog,
otwartość, ciekawość tworzą nowe doświadczenie,
nową wiedzę. W zdarzeniu z lata 1931 nie doszło
do dialogu. Toczyły się nierównoległe monologi.

7 Przyboś (1959: 147-149).
8 Strzemińska (2001: 65).
9 Buber (1992: 41).
10 Buber (1992: 45).
 
Annotationen