BÓG NIE ZOSTAŁ STRĄCONY
433
Gyórgy Lukacs opowiada historię, kiedy to wyszedł ze swego biura na
ulicę następnego ranka po tym, jak Bela Kun przejął władzę, i spotkał
dwóch mężczyzn, którzy rozlepiali afisze z jego deklaracją programową.
(Ta historia nie ma wprawdzie większego znaczenia i może jest zbyt ład-
na, by była prawdziwa; ale za to stawia, chociaż raz, twórców i czytelni-
ków plakatów twarzą w twarz.)
„Dzień dobry, towarzysze” — przywitał ich z ożywieniem. „Zobaczmy, co tu ma-
cie”... Nie podnosząc oczu znad kubła z klejem i zwojami plakatów, robotnicy
mamrotali coś o „nowym rządzie”. Lukacs poprawił ich: „Słuchajcie, towarzysze,
dyktatura proletariatu to coś więcej, niż nowy rząd”. Opuściwszy pędzel, jeden
z robotników spojrzał na Lukacsa i warknął: „Ja bym chciał wiedzieć, dlaczego ten
pierdolony plakat nie mógł poczekać jeszcze trochę od rana. Najwyraźniej wy pa-
nowie myślicie, że biedny człowiek pracy nie musi się dobrze w nocy wyspać”.
Lukacs wskazał na plakat z nagłówkiem „Do wszystkich”. Przedstawiał on twarz,
tryskającą podnieceniem i krzyczącą, że proletariat objął władzę. „Ale czyż nie
czytaliście tego?” - spytał Lukacs. Robotnik wybuchnął śmiechem: „Mój drogi pa-
nie [to wygląda na dokonaną przez Lukacsa transkrypcję formy zwrócenia się
doń], od 1914 roku rozlepiliśmy więcej plakatów po całym Budapeszcie, niż mamy
włosów na głowie. Czy pan myśli, że my naprawdę mamy czas czytać to, co na
nich jest?”163.
Oczywiście to są napięcia i absurdy towarzyszące jakiejkolwiek próbie
wyprowadzenia polityki poza zwykły obręb jej zaklętego koła. Nie twier-
dzę, że były one jedynie problemem bolszewickim. Ale twierdzę, że zła
wiara zaangażowana w pretensje do mówienia i działania w imieniu
tych, którzy faktycznie odmawiali tego mówienia i działania - opierali się
swej własnej „przyspieszonej samoorganizacji”, jak by to ujął Bucharin -
była niebezpiecznie bliska jawności. I to była okazja dla lewicowej sztuki.
Skoro próba odwzorowania bolszewickich kategorii i zaleceń w świecie
realnym była coraz bardziej ewidentnie beznadziejna, winić należało od-
wzorowywanie. Nie odwzorowywać świata, przeobrażać go. To jest to, co
tablica propagandowa El Lissitzkiego obiecuje zrobić. Weźcie nastrój eu-
forii i desperacji i w końcu zsyntetyzujcie te dwa pojęcia. „Stwórzcie nare-
szcie sytuację, z której wszelki odwrót jest niemożliwy”. Twórzcie na po-
ziomie języka. Dokonajcie rewolucji znaku.
Czytelnicy wedle własnego uznania zdecydują, czy ta utopia jest prze-
rażająca, czy pociągająca. Oczywiście się nie ziściła i zrozumiecie, że nie
sądzę, by mogła. Ale znów, zakres moich rozważań jest ograniczony. Jako
zbiór fantastycznych instrukcji dla artystów - to znaczy instrukcji doty-
czących „przyspieszonej samoorganizacji” sztuki - utopia ta udowodniła
swoją piekielną owocność. Modernizmowi dobrze służą sytuacje załama-
163 A. Kadarkay, Georg Lukacs: Life, Thought, and Politics (Cambridge, Mass.
1991), s. 215-216.
28
433
Gyórgy Lukacs opowiada historię, kiedy to wyszedł ze swego biura na
ulicę następnego ranka po tym, jak Bela Kun przejął władzę, i spotkał
dwóch mężczyzn, którzy rozlepiali afisze z jego deklaracją programową.
(Ta historia nie ma wprawdzie większego znaczenia i może jest zbyt ład-
na, by była prawdziwa; ale za to stawia, chociaż raz, twórców i czytelni-
ków plakatów twarzą w twarz.)
„Dzień dobry, towarzysze” — przywitał ich z ożywieniem. „Zobaczmy, co tu ma-
cie”... Nie podnosząc oczu znad kubła z klejem i zwojami plakatów, robotnicy
mamrotali coś o „nowym rządzie”. Lukacs poprawił ich: „Słuchajcie, towarzysze,
dyktatura proletariatu to coś więcej, niż nowy rząd”. Opuściwszy pędzel, jeden
z robotników spojrzał na Lukacsa i warknął: „Ja bym chciał wiedzieć, dlaczego ten
pierdolony plakat nie mógł poczekać jeszcze trochę od rana. Najwyraźniej wy pa-
nowie myślicie, że biedny człowiek pracy nie musi się dobrze w nocy wyspać”.
Lukacs wskazał na plakat z nagłówkiem „Do wszystkich”. Przedstawiał on twarz,
tryskającą podnieceniem i krzyczącą, że proletariat objął władzę. „Ale czyż nie
czytaliście tego?” - spytał Lukacs. Robotnik wybuchnął śmiechem: „Mój drogi pa-
nie [to wygląda na dokonaną przez Lukacsa transkrypcję formy zwrócenia się
doń], od 1914 roku rozlepiliśmy więcej plakatów po całym Budapeszcie, niż mamy
włosów na głowie. Czy pan myśli, że my naprawdę mamy czas czytać to, co na
nich jest?”163.
Oczywiście to są napięcia i absurdy towarzyszące jakiejkolwiek próbie
wyprowadzenia polityki poza zwykły obręb jej zaklętego koła. Nie twier-
dzę, że były one jedynie problemem bolszewickim. Ale twierdzę, że zła
wiara zaangażowana w pretensje do mówienia i działania w imieniu
tych, którzy faktycznie odmawiali tego mówienia i działania - opierali się
swej własnej „przyspieszonej samoorganizacji”, jak by to ujął Bucharin -
była niebezpiecznie bliska jawności. I to była okazja dla lewicowej sztuki.
Skoro próba odwzorowania bolszewickich kategorii i zaleceń w świecie
realnym była coraz bardziej ewidentnie beznadziejna, winić należało od-
wzorowywanie. Nie odwzorowywać świata, przeobrażać go. To jest to, co
tablica propagandowa El Lissitzkiego obiecuje zrobić. Weźcie nastrój eu-
forii i desperacji i w końcu zsyntetyzujcie te dwa pojęcia. „Stwórzcie nare-
szcie sytuację, z której wszelki odwrót jest niemożliwy”. Twórzcie na po-
ziomie języka. Dokonajcie rewolucji znaku.
Czytelnicy wedle własnego uznania zdecydują, czy ta utopia jest prze-
rażająca, czy pociągająca. Oczywiście się nie ziściła i zrozumiecie, że nie
sądzę, by mogła. Ale znów, zakres moich rozważań jest ograniczony. Jako
zbiór fantastycznych instrukcji dla artystów - to znaczy instrukcji doty-
czących „przyspieszonej samoorganizacji” sztuki - utopia ta udowodniła
swoją piekielną owocność. Modernizmowi dobrze służą sytuacje załama-
163 A. Kadarkay, Georg Lukacs: Life, Thought, and Politics (Cambridge, Mass.
1991), s. 215-216.
28