274
W.J.T. MITCHELL
myślenia na temat kierunku, w jakim zmierza dzisiaj obszar studiów
wizualnych i jak mógłby uniknąć licznych pułapek na tej drodze. Niniej-
szy tekst opiera się głównie na mojej własnej formacji naukowej - litera-
turoznawcy, uwikłanego jako migracyjny pracownik w obszar historii
sztuki, estetyki i studiów nad mediami. Opiera się na moim doświadcze-
niu jako nauczyciela usiłującego otworzyć studentów na cuda „wizualno-
ści”, na praktyki widzenia świata, zwłaszcza widzenia innych ludzi. Ce-
lem, jaki sobie stawiałem, prowadząc ten kurs, było zerwanie zasłony
swojskości i samooczywistości, która spowija doświadczenie widzenia,
i przemiana jej w problem do analizy, tajemnicy do rozwikłania. Podej-
rzewam, że tego rodzaju zabieg jest raczej typowy dla nauczających tego
przedmiotu, że tworzy wspólny rdzeń naszych zainteresowań, jakkolwiek
różne byłyby nasze metody lub listy lektur. Problem polega na wydoby-
ciu paradoksu, który może być sformułowany na kilka sposobów: że wi-
dzenie samo w sobie jest niewidzialne; że nie możemy widzieć, czym wi-
dzenie jest; że gałka oczna (pace Emerson) nigdy nie jest przezroczysta.
Uważam, że moim zadaniem jako nauczyciela jest zmuszenie widzenia,
by pokazało samo siebie, wystawienie go na pokaz i udostępnienie anali-
zie. Nazywam to „pokazywaniem widzenia” - nawiązanie do powszech-
nego rytuału w amerykańskiej szkole podstawowej, zwanego „pokaż-i-po-
wiedz”; powrócę do niego w zakończeniu tego artykułu.
NIEBEZPIECZNY SUPLEMENT
Zacznijmy od owych przyziemnych spraw - problemów dyscyplin,
obszarów i programów, które przecinają studia wizualne. Użyteczne mo-
że być na wstępie rozróżnienie między „studiami wizualnymi” i „kulturą
wizualną”, po to, by uniknąć dwuznaczności prześladującej takie przed-
mioty jak „historia”, w których obszar i rzeczy pokrywane przez obszar
noszą tę samą nazwę. W praktyce oczywiście często mylimy oba terminy
i zachowujemy elegancję, pozwalając „kulturze wizualnej” na oznaczanie
zarówno obszaru, jak i jego zawartości, i pozostawiając kontekstowi, by
klarował znaczenie. Kultura wizualna jest zatem mniej neutralna niż
„studia wizualne” i od razu zobowiązuje do postawienia wymagających
sprawdzenia hipotez - na przykład, że widzenie jest (jak mówimy) „wi-
zualną konstrukcją”, że ono jest wyuczone i kultywowane, a nie po pro-
stu dane przez naturę; że właśnie dlatego może mieć historię odniesioną
Essays in Honor of Erwin Panofsky’s 100th Birthday, Princeton University Press, Prince-
ton 1995; Interdisciplinarity and Visual Culture, „The Art Bulletin” 77, 4 (Dezember
1995), s. 540-544.
W.J.T. MITCHELL
myślenia na temat kierunku, w jakim zmierza dzisiaj obszar studiów
wizualnych i jak mógłby uniknąć licznych pułapek na tej drodze. Niniej-
szy tekst opiera się głównie na mojej własnej formacji naukowej - litera-
turoznawcy, uwikłanego jako migracyjny pracownik w obszar historii
sztuki, estetyki i studiów nad mediami. Opiera się na moim doświadcze-
niu jako nauczyciela usiłującego otworzyć studentów na cuda „wizualno-
ści”, na praktyki widzenia świata, zwłaszcza widzenia innych ludzi. Ce-
lem, jaki sobie stawiałem, prowadząc ten kurs, było zerwanie zasłony
swojskości i samooczywistości, która spowija doświadczenie widzenia,
i przemiana jej w problem do analizy, tajemnicy do rozwikłania. Podej-
rzewam, że tego rodzaju zabieg jest raczej typowy dla nauczających tego
przedmiotu, że tworzy wspólny rdzeń naszych zainteresowań, jakkolwiek
różne byłyby nasze metody lub listy lektur. Problem polega na wydoby-
ciu paradoksu, który może być sformułowany na kilka sposobów: że wi-
dzenie samo w sobie jest niewidzialne; że nie możemy widzieć, czym wi-
dzenie jest; że gałka oczna (pace Emerson) nigdy nie jest przezroczysta.
Uważam, że moim zadaniem jako nauczyciela jest zmuszenie widzenia,
by pokazało samo siebie, wystawienie go na pokaz i udostępnienie anali-
zie. Nazywam to „pokazywaniem widzenia” - nawiązanie do powszech-
nego rytuału w amerykańskiej szkole podstawowej, zwanego „pokaż-i-po-
wiedz”; powrócę do niego w zakończeniu tego artykułu.
NIEBEZPIECZNY SUPLEMENT
Zacznijmy od owych przyziemnych spraw - problemów dyscyplin,
obszarów i programów, które przecinają studia wizualne. Użyteczne mo-
że być na wstępie rozróżnienie między „studiami wizualnymi” i „kulturą
wizualną”, po to, by uniknąć dwuznaczności prześladującej takie przed-
mioty jak „historia”, w których obszar i rzeczy pokrywane przez obszar
noszą tę samą nazwę. W praktyce oczywiście często mylimy oba terminy
i zachowujemy elegancję, pozwalając „kulturze wizualnej” na oznaczanie
zarówno obszaru, jak i jego zawartości, i pozostawiając kontekstowi, by
klarował znaczenie. Kultura wizualna jest zatem mniej neutralna niż
„studia wizualne” i od razu zobowiązuje do postawienia wymagających
sprawdzenia hipotez - na przykład, że widzenie jest (jak mówimy) „wi-
zualną konstrukcją”, że ono jest wyuczone i kultywowane, a nie po pro-
stu dane przez naturę; że właśnie dlatego może mieć historię odniesioną
Essays in Honor of Erwin Panofsky’s 100th Birthday, Princeton University Press, Prince-
ton 1995; Interdisciplinarity and Visual Culture, „The Art Bulletin” 77, 4 (Dezember
1995), s. 540-544.