dem grobowiec olbrzymiej wielkości i przewyż-
szającym jeszcze tabule wagą krzyżem, który, praw-
dopodobnie ustawiony na podniesieniu grobowca,
panował nad ołtarzem, wedle — nieraz jakeśmy
widzieli — wówczas panującego zwyczaju17. Wśród
łupów Brzetysława na pierwszym miejscu po re-
likwiach Kosmas wymienia krucyfiks szczerozłoty,
pod którego ciężarem w pochodzie tryumfalnym
uginało się 12 wybranych do tego księży. Miał on
trzy razy tyle wagi, co sam książę fundator: „quos
electi 12 presbyteri, vix sustentantes pondus aurei
crucifbd secuntur — nam dux Mesco ter seme-
tipsum apponderarat auro"18. Wyrażenie „dux Mes-
co" zamiast „Bolislaus" jest oczywiście błędem czy
pomyłką, którą słusznie Długosz czerpiąc z tego
samego źródła w Historii swojej poprawił.
Tak wielka waga krzyża jak i naszego antepen-
dium sprawiała zapewne, że wbrew przyjętemu
zwyczajowi nie tylko pierwszy, ale i nawet drugi
z tych przedmiotów, że oba nie mogły być, a przy-
najmniej nie bywały w dnie zwyczajne usuwane
z kościoła i chowane w skarbcu. Prawdopodobnie
mieściły się one stale tak na ołtarzu jak wokoło
niego w kościele, co w tym wypadku było tym
właściwsze, że przedstawiały stały kult, jakby ciągłe
i ustawiczne nabożeństwo około grobu męczennika.
Z tego wszystkiego, jak sądzimy, dość jasno
wynika, że grobowiec i związany z nim ołtarz św.
Wojciecha w katedrze gnieźnieńskiej za czasów
Bolesława Chrobrego miał zbliżony charakter i na-
leżał do tego samego typu, co podobny grobowiec
ołtarzowy św. Dionizego i towarzyszy w kościele
poświęconym tym świętym pod Paryżem. Były one
o całe prawie stulecie starsze od tego ostatniego,
ale powstały w epoce tych samych pojęć i wyo-
brażeń i tych samych panujących zwyczajów. Od
nawy głównej kościoła w głębi prezbiterialnej jego
części przedstawiał się oczom wiernych ołtarz z częś-
cią przednią na pięć łokci długą i złotą płytą wysa-
dzaną drogimi kamieniami i kryształami tudzież
grubymi ornamentami ozdobioną, przy bokach
mniejszej wielkości podobnymiż, chociaż mniej bo-
gatymi płytami obłożonych. Blask tej ozdoby i jej
barwność, przy staranności wykonania, znajdowały
dopełnienie w napisie świadczącym, że drogość
materiału odpowiada samemu wyrobowi, wykona-
17 Cosmae Chronicon, lib. II, c. 5.
18 Jak taki krzyż mógł wyglądać, o tym poucza obraz
Mistrza św. Idziego z w. XV w National Gallery w Londynie
nemu przez cesarskich złotników i sprowadzonemu
z dalekich Niemiec. Za takim ołtarzem podnosił się
z lekka, prawdopodobnie prostą linią zakończony
u góry, grobowiec właściwy, który grał rolę taką
w ogólnej formie ołtarza, co późniejsze czy też już
i wówczas pojawiające się retabula. Na szczycie zaś
tego grobowca, w samym środku, musiał stać
wielki krucyfiks z daru Bolesława Chrobrego.
Wielki bohater, założyciel polskiego państwa, nie
mniej potężny ciałem jak duchem, zwany dla swej
otyłości i rozmiarów przez Niemców „Tragbier", nie
bez barbarzyńskiej tężyzny, ale i nie bez pewnego
z poczucia własnej potęgi płynącego sarkazmu ka-
zał się trzy razy odważyć i taką wagę, wobec której
zmalała doniosłość cesarskich ołtarzowych tablic,
dać krucyfiksowi, który zatknął na szczycie grobow-
ca. Jest to rys, który brzmi jak ustęp wyrwany
z ludowej epopei, a jest — jak sądzimy — jeżeli
nie w formie, to w ogólnej swej treści w zupełności
prawdziwy. Zgadza się on z całym charakterem
wielkiego zdobywcy, ze wszystkimi charaktery-
stycznymi cechami jego potężnej osobistości, która
tak barwnie i wyraziście występuje w opowieści
Dytmara.
Mógłby ktoś słusznie zapytać, czy i do jakiego
stopnia możemy polegać na świadectwie Kosmasa,
zwłaszcza w wypadku takim jak nasz, gdzie chodzi
o drobne i same przez się mało znaczące szczegóły,
czy w całym toku tego opowiadania, z którego
przytoczyliśmy odnośne do naszego grobowca ustę-
py, nie są one tylko wynikiem fantazji zabarwiającej
opowieść dla nadania jej tym większego dla współ-
czesnych interesu ? Wątpliwości te, zdaniem naszym,
nie są uzasadnione. Kosmas urodził się w r. 1045,
a zatem w siedem lat po najściu Polski przez Brze-
tysława, i był prawdopodobnie synem jednego z jeń-
ców porwanych wówczas, a który okuty w kajdany
kroczył razem z innymi w opisanym wyżej pocho-
dzie, dla uświetnienia tryumfu króla czeskiego.
Kończąc opis pochodu mówi on wyraźnie: „Postre-
mo plus quam centum plaustris ducunt inmensas
campanas et omnes Poloniae gazas", a były to łupy
rzeczywiście całej nieledwie ówczesnej Polski, a prze-
de wszystkim, po Gnieźnie, Krakowa, „quas sequi-
tur innumera nobilium virorum turma, asstricti
manicis ferreis et contriti colla bagis, inter quos,
z tematem Mszy św. Idziego. Na obrazie widnieje zniszczony
w r. 1793 krzyż z fundacji Karola Łysego dla opactwa Saint-
Denis pod Paryżem (ryc. 8). Przyp. red.
14
szającym jeszcze tabule wagą krzyżem, który, praw-
dopodobnie ustawiony na podniesieniu grobowca,
panował nad ołtarzem, wedle — nieraz jakeśmy
widzieli — wówczas panującego zwyczaju17. Wśród
łupów Brzetysława na pierwszym miejscu po re-
likwiach Kosmas wymienia krucyfiks szczerozłoty,
pod którego ciężarem w pochodzie tryumfalnym
uginało się 12 wybranych do tego księży. Miał on
trzy razy tyle wagi, co sam książę fundator: „quos
electi 12 presbyteri, vix sustentantes pondus aurei
crucifbd secuntur — nam dux Mesco ter seme-
tipsum apponderarat auro"18. Wyrażenie „dux Mes-
co" zamiast „Bolislaus" jest oczywiście błędem czy
pomyłką, którą słusznie Długosz czerpiąc z tego
samego źródła w Historii swojej poprawił.
Tak wielka waga krzyża jak i naszego antepen-
dium sprawiała zapewne, że wbrew przyjętemu
zwyczajowi nie tylko pierwszy, ale i nawet drugi
z tych przedmiotów, że oba nie mogły być, a przy-
najmniej nie bywały w dnie zwyczajne usuwane
z kościoła i chowane w skarbcu. Prawdopodobnie
mieściły się one stale tak na ołtarzu jak wokoło
niego w kościele, co w tym wypadku było tym
właściwsze, że przedstawiały stały kult, jakby ciągłe
i ustawiczne nabożeństwo około grobu męczennika.
Z tego wszystkiego, jak sądzimy, dość jasno
wynika, że grobowiec i związany z nim ołtarz św.
Wojciecha w katedrze gnieźnieńskiej za czasów
Bolesława Chrobrego miał zbliżony charakter i na-
leżał do tego samego typu, co podobny grobowiec
ołtarzowy św. Dionizego i towarzyszy w kościele
poświęconym tym świętym pod Paryżem. Były one
o całe prawie stulecie starsze od tego ostatniego,
ale powstały w epoce tych samych pojęć i wyo-
brażeń i tych samych panujących zwyczajów. Od
nawy głównej kościoła w głębi prezbiterialnej jego
części przedstawiał się oczom wiernych ołtarz z częś-
cią przednią na pięć łokci długą i złotą płytą wysa-
dzaną drogimi kamieniami i kryształami tudzież
grubymi ornamentami ozdobioną, przy bokach
mniejszej wielkości podobnymiż, chociaż mniej bo-
gatymi płytami obłożonych. Blask tej ozdoby i jej
barwność, przy staranności wykonania, znajdowały
dopełnienie w napisie świadczącym, że drogość
materiału odpowiada samemu wyrobowi, wykona-
17 Cosmae Chronicon, lib. II, c. 5.
18 Jak taki krzyż mógł wyglądać, o tym poucza obraz
Mistrza św. Idziego z w. XV w National Gallery w Londynie
nemu przez cesarskich złotników i sprowadzonemu
z dalekich Niemiec. Za takim ołtarzem podnosił się
z lekka, prawdopodobnie prostą linią zakończony
u góry, grobowiec właściwy, który grał rolę taką
w ogólnej formie ołtarza, co późniejsze czy też już
i wówczas pojawiające się retabula. Na szczycie zaś
tego grobowca, w samym środku, musiał stać
wielki krucyfiks z daru Bolesława Chrobrego.
Wielki bohater, założyciel polskiego państwa, nie
mniej potężny ciałem jak duchem, zwany dla swej
otyłości i rozmiarów przez Niemców „Tragbier", nie
bez barbarzyńskiej tężyzny, ale i nie bez pewnego
z poczucia własnej potęgi płynącego sarkazmu ka-
zał się trzy razy odważyć i taką wagę, wobec której
zmalała doniosłość cesarskich ołtarzowych tablic,
dać krucyfiksowi, który zatknął na szczycie grobow-
ca. Jest to rys, który brzmi jak ustęp wyrwany
z ludowej epopei, a jest — jak sądzimy — jeżeli
nie w formie, to w ogólnej swej treści w zupełności
prawdziwy. Zgadza się on z całym charakterem
wielkiego zdobywcy, ze wszystkimi charaktery-
stycznymi cechami jego potężnej osobistości, która
tak barwnie i wyraziście występuje w opowieści
Dytmara.
Mógłby ktoś słusznie zapytać, czy i do jakiego
stopnia możemy polegać na świadectwie Kosmasa,
zwłaszcza w wypadku takim jak nasz, gdzie chodzi
o drobne i same przez się mało znaczące szczegóły,
czy w całym toku tego opowiadania, z którego
przytoczyliśmy odnośne do naszego grobowca ustę-
py, nie są one tylko wynikiem fantazji zabarwiającej
opowieść dla nadania jej tym większego dla współ-
czesnych interesu ? Wątpliwości te, zdaniem naszym,
nie są uzasadnione. Kosmas urodził się w r. 1045,
a zatem w siedem lat po najściu Polski przez Brze-
tysława, i był prawdopodobnie synem jednego z jeń-
ców porwanych wówczas, a który okuty w kajdany
kroczył razem z innymi w opisanym wyżej pocho-
dzie, dla uświetnienia tryumfu króla czeskiego.
Kończąc opis pochodu mówi on wyraźnie: „Postre-
mo plus quam centum plaustris ducunt inmensas
campanas et omnes Poloniae gazas", a były to łupy
rzeczywiście całej nieledwie ówczesnej Polski, a prze-
de wszystkim, po Gnieźnie, Krakowa, „quas sequi-
tur innumera nobilium virorum turma, asstricti
manicis ferreis et contriti colla bagis, inter quos,
z tematem Mszy św. Idziego. Na obrazie widnieje zniszczony
w r. 1793 krzyż z fundacji Karola Łysego dla opactwa Saint-
Denis pod Paryżem (ryc. 8). Przyp. red.
14