Universitätsbibliothek HeidelbergUniversitätsbibliothek Heidelberg
Metadaten

Rocznik Muzeum Narodowego w Warszawie — 11.1967

DOI Heft:
Wspomienia o Muzeum Narodowym w Warszawie
DOI Artikel:
Marconi, Bohdan: Wspomnienia z lat 1939 - 1945
DOI Seite / Zitierlink: 
https://doi.org/10.11588/diglit.19549#0280
Überblick
loading ...
Faksimile
0.5
1 cm
facsimile
Vollansicht
OCR-Volltext
często Mozarta „Eine kleine Nachtmusik". Przez długie lata nie mogłem spokojnie słuchać
tej uroczej muzyki, która kojarzyła się w pamięci z pobytem w obozie. :>r.

Jedynymi radosnymi chwilami były nocne bombardowania Berlina przez aliantów zapo-
wiadane wołaniem „Licht aus!" Pomimo surowych zakazów, zeskakiwałem z chwiejącej się
od detonacji pryczy i przez uchylone zasłony obserwowałem wspaniałe, choć groźne widowisko.

W dniu 7 listopada wezwany zostałem do „Lagerfiihrer-Stube". Zapytano, czy znam Lorentza?
Jeśli chodzi o dyrektora Muzeum, to oczywiście znam go jako pracownik tego Muzeum, odpo-
wiedziałem. Pod strażą cywilnego gestapowca Schillinga odwieziono mnie do Berlina i uloko-
wano w podstemplowanych piwnicach gmachu Policji. Po kilku godzinach przewieziono mnie
na dworzec kolejowy, który trudno mi było rozpoznać z powodu zaciemnienia. Kazano wykupić
bilet do Pruszkowa przez Kutno z pieniędzy, które miałem w zwróconym przed opuszczeniem
obozu ubraniu. W czasie alarmu lotniczego pociąg wyruszył z Berlina. W jakim celu wieziono
mnie do Pruszkowa, nie wiedziałem. Z kilku zdań wypowiedzianych przez Lagerfuhrera jeszcze
w Sachsenhausen, wydawało mi się, że jadę na proces jako współoskarżony z Lorentzem, a może
jako świadek. Obie perspektywy nie wydawały mi się bezpieczne. Przesiadanie w Kutnie. Dojazd
do Pruszkowa i wieczór spędzony w towarzystwie mego nadzorcy, na posterunku żandarmerii.
O późnej godzinie zjawił się komendant posterunku, młody, w czarnym skórzanym płaszczu.
Zaczął rozmowę od stwierdzenia, że ma okazję porozmawiania z inteligentnym i wykształconym
Polakiem i że pragnie pewne sprawy wyjaśnić. Na jego stwierdzenie, że gdyby Polska przyjęła
warunki „Fiihrera", to wojny by nie było, nieostrożnie wyraziłem powątpiewanie. Reakcja była
gwałtowna, jakby chciał mnie rozszarpać. Twierdził, że to Polacy zniszczyli Warszawę, i zapo-
wiedział, że następnego dnia rano zawiozą mnie do Warszawy i pokażą, co „myśmy" zrobili.
Wiedziałem, co mnie czeka. Będą chcieli mojej wypowiedzi na ten temat. Odpowiedź moja mogła
być tylko jedna, a to byłby koniec. .:.!

Rano zawieziono mnie pod eskortą w kierunku Warszawy i zatrzymaliśmy się na Woli przy
„Raiimungsstab". Komendant wysiadł z samochodu i po kilku minutach wrócił. Zamiast do
Warszawy pojechaliśmy w przeciwnym kierunku. Widocznie zmieniono projekt. Zawieziono
mnie do Ożarowa, gdzie w dworku Reycherów mieścił się sztab „Siegfried". Ciągle pod opieką
gestapowca Schillinga czekałem długo, jak okazało się na gen Geibla, o którym już wspomi-
nałem. Czekałem w hallu udekorowanym obrazami z Muzeum, które dobrze znałem. Otwarły
się drzwi i ukazał się gen. Geibel i muszę stwierdzić, bardzo uprzejmie zaprosił mnie do swego
gabinetu, przepuszczając mnie przodem, ku wielkiemu zdziwieniu Schillinga. Siedliśmy i Geibel
wyjaśnił mi, że jestem wolny i mam się zameldować w Podkowie Leśnej u dyr. Lórentza dla
pomocy i zabezpieczenia zbiorów wywożonych z Muzeum. Odwieziono mnie do stacji kolei
EKD. Jechałem nie mogąc sobie przypomnieć, gdzie mam wysiąść na Wschodniej, Głównej czy
Zachodniej. Intuicyjnie wysiadłem na właściwej stacji i już prawie po ciemku, tuż przed godziną
policyjną, dotarłem do willi, gdzie Lorentz zamieszkał u krewnych. ; v \:

Powitanie z Lorentzem i Janem Zachwatowiczem było niezmiernie serdeczne. Tu dopiero

276
 
Annotationen