Universitätsbibliothek HeidelbergUniversitätsbibliothek Heidelberg
Metadaten

Muzeum Narodowe <Breslau> [Editor]; Muzeum Śla̜skie <Breslau> [Editor]
Roczniki Sztuki Śląskiej — 14.1986

DOI article:
Recenzje i omówienia
DOI article:
Chrzanowski, Tadeusz: Konstanty Kalinowski, Architektura doby baroku na Śląsku, PWN, Warszawa 1977
DOI Page / Citation link: 
https://doi.org/10.11588/diglit.13736#0272
Overview
loading ...
Facsimile
0.5
1 cm
facsimile
Scroll
OCR fulltext
130

Recenzje i omówienia

gółowych. Pragnąłbym, zwłaszcza z uwagi na tę ostat-
nią grupę, aby czytelnik zachował świadomość tego,
że moja ocena generalna jest jednoznaczna: mimo
takich czy innych wątpliwości i pretensji, mimo wy-
pominania pomyłek (które tak łatwo poprawić w na-
stępnym wydaniu), uważam książkę za fundament. W
przyszłości w badaniach nad barokiem śląskim nie
uda się jej wyminąć.

Wprawdzie wyznaję zasadę, że największym grze-
chem krytyka jest wypominanie autorowi tego, czego
w książce nie zamieścił, bowiem autorowi przysługu-
je pełne prawo wyboru i decydowania o zakresie,
ale od takiej problematyki chciałbym wyjść, nie dla-
tego, by Kalinowskiemu wytykać cokolwiek, ale aby
zastanowić się nad pewnym typem uprawianej od lat
historii architektury. I tak się właśnie składa, że
problematyka ta uwypukla się niemniej wyraziście
we wspomnianej powyżej książce Teresy Mroczko.
Czy należy architekturę i jej ewolucję pojmować wy-
łącznie jako materialną, konstrukcyjną jakość, która
staje się nosicielką wyłącznie dekoracji albo podkreś-
lającej jej istotną strukturę, albo zupełnie od niej
niezależnej? Jest sprawą oczywistą, że na samym
początku architektury stoi budowla, gdzie istotną
sprawą jest wzajemny stosunek podpór i elementów
dźwiganych, że przeobrażenia tych elementów, jak
też dalszych: otworów, podziałów wewnętrznych i ze-
wnętrznych itd. są najistotniejsze i że można je ob-
serwować w jakże przydatnych ewolucyjnych ciągach
z teorii Georga Kublera. Czy jednak odłączenie od
architektury tego, co tkwi w niej integralnie, a więc
pozostawienie jej tylko funkcji nosicielki dekoracji,
ale przemilczenie funkcji nosicielki znaczeń jest w
pełni uzasadnione? Sama architektura zawiera w so-
bie niejednokrotnie przekazy symbolicznej natury,
tym bardziej, jeśli łączy w sobie inne jeszcze i naj-
rozmaitszymi technikami wyrażone treści, więc czy
przemilczenie ich jest czymkolwiek usprawiedliwio-
ne? Czy np. sztukaterie przynależą do architektury,
a malowidła nie?

Trudno przypuścić, by świadomości tej nie miał
Kalinowski, autor przecież pracy o gloryfikacji pa-
nującego i dynastii, gdzie nieustannie obserwuje ar-
chitekturę właśnie jako nosicielkę znaczeń (Bedeu-
tungstrdger)3. Widocznie, w obawie o przerost ma-
teriału rzeczowego, świadomie wybrał tę metodę, któ-
rą — bez żadnych, zaznaczam, aluzji — można naz-
wać formalistyczną. Podobnie Mroczko odcedziła z go-
tyku chełmińskiego wszystko, co stanowi program owej
architektury (np. ani słowa o zwornikach i rzeźbach
architektonicznych fary chełmińskiej!). Oboje byli w
prawie tak postąpić. Pozostawiam więc otwarty prob-
lem: czy jest uzasadniony (bowiem niewątpliwie doz-
wolony) system wyłączania architektury, jej autono-
mizowania, z roli rdzenia „dzieła całościowego" 4? Czy
na przykład zastosowanie w późnej fazie baroku ślą-
skiego wielkich przestrzeni sklepień żaglastych (owych
„czeskich kap", jak zwykli byli je określać dawniej-

' K. Kalinowski, Gloryfikacja panującego i dyna-
stii w sztuce Śląska XVII l XVIII wieku. Prace Komisji
Historii Sztuki Poznańskiego Tow. Przyjaciół Nauk, T. IX,
z. 2, Warszawa—Poznań 1973; — zob. recenzję J. Wrabeca,
„Roczniki Sztuki Śląskiej", XI (1977), s. 137—140.

1 H. Sedlmayr, Das Gesamtkunstwerk der Rśgence
und des Rococo, [w:] tenże, Gesammelte Schrlften. Epo-
chen und Werke, t. II, MUnchen 1960.

si niemieccy badacze) jest uzasadnione jedynie prze-
obrażeniami systemu podziałów i podpór, czy może
nagięto tu architekturę do uniesienia już nie drob-
nych, ale całościowych, globalnych kompozycji ma-
larskich? Czy rozwój pałacowych klatek schodowych
albo mieszczańskich domów, z ich eksponowaną fasa-
dowością, jest tylko wynikiem dążenia do „malarsko-
ści" architektury, czy może właśnie przejmowaniem
funkcji teatralizowanego panegiryzmu?

Rozumiem Kalinowskiego i zarazem go nie rozu-
miem: miał w rękach to wspaniałe bogactwo, jakim
jest sekwencja „dzieł całościowych" śląskiego baroku
i tak łatwo się tych bogactw wyzbył, dogłębnie ana-
lizując strukturę, formę, ów ■— jak tylekroć pisze —
„raster", z którego, przy znacznym zbliżeniu, okazuje
się zbudowany każdy pojedynczy obraz. Przestraszył
się. Miał jednak do tego prawo. Więc nie z gniewu to
piszę, lecz z żalu.

Najwyższy jednak czas przejść do tego, co zawiera
książka. Oczywiście problem podstawowy narzucają-
cy się podczas lektury, to sposób uporządkowania
materiału. Przede wszystkim podział na fazy. Przypo-
minam: Kalinowski całość podzielił na cztery, bardzo
nierównej wielkości części, określając następująco
fazy: I — lata 1640—1680, II — lata 1680—1710, III —
lata 1710—1760 i IV — lata 1760—1780. Nierówność
poszczególnych części jest uzasadniona: pierwsza jest
uwerturą, ostatnia wyciszonym finałem, to, co naj-
istotniejsze, tkwi we wspaniałych latach boomu mo-
narchii habsburskiej. Podziały na fazy nie budzą więc
zastrzeżeń i np. upomnienie się o szkic prolegomenów
baroku sprzed wojny trzydziestoletniej byłoby nad-
miarem perfekcjonizmu: te prolegomena są tak nie-
śmiałe i niedookreślone, że warto by je przemilczeć
i słusznie, jako to czyni Kalinowski, zwrócić uwagę
na ową początkową atrofię barokową Śląska, chociaż-
by w zestawieniu z tym, co się wówczas dokonywało
w Rzeczypospolitej, w tak zwanym stylu Wazów.

Zbyt jednak rygorystyczne trzymanie się ram cza-
sowych może prowadzić do powikłań źle służących
całości. Kalinowski wprawdzie zastrzega się, że gra-
nic faz nie ustala arbitralnie, że są tylko wyznaczni-
kami orientacyjnymi, ale...

Pozwolę sobie sprawę przedstawić na jednym
przykładzie; na problemie dwu czołowych kaplic kom-
memoratywnych Wrocławia: św. Elżbiety, wzniesio-
nej w latach 1680—1686 być może wg projektu Gia-
como Scianziego (s. 108 nn.) i Elektor.1-kiej, zbudowa-
nej wg projektu Jana Bernarda Fischera von Erlach
w latach 1716—1724 (s. 154 nn.). Zgodnie z chronolo-
gią jedna znalazła się więc w części II, druga w czę-
ści III, rozdzielone od siebie nie tylko latarni, ale
niemal 50 stronicami tekstu. Tymczasem owej drugiej
nie sposób obserwować jako dzieła niezależnego i sa-
modzielnego w tym sensie, że stworzono ją z myślą
o tym, aby stanowiła pendant do poprzedniej, co na-
rzucało pewne ograniczenia i pewien określony sche-
mat, ale nie byłaby to epoka baroku, gdyby Fischer
von Erlach nie podszedł do zadania według paradok-
salnej zasady przeciwstawienia się i tworzenia jed-
ności z owej odmienności wpisanej w pozorne podo-
bieństwo.

Nie jestem przekonany, że wnętrze kaplicy Elek-
torskiej zakomponowane zostało z przewagą elemen-
tów wertykalnych, wydaje mi się, że Fischer von
 
Annotationen