UWAGI NA MARGINESIE OSTATNIEGO KONGRESU NIEMIECKICH HISTORYKÓW SZTUKI
455
Na koniec przeniosłem się do prowadzonej przez Monikę Wagner sekcji poświęco-
nej Histoińi sztuki i naukom przyrodniczym, by wysłuchać dwóch ostatnich referatów:
Mózg Menzla. O stosunku gemalności i mózgowości około 1900 (Michael Hagner)
i humanistyczna biologia”. Koncepcja generacji Wilhelma Findera i teoria typów
Ernsta Kretschmera (Roland Kanz). Historyk medycyny Hagner interesująco mówił
o zmianie, jaka zaszła w rozumieniu mózgu w drugiej połowie XIX wieku, gdy z orga-
nu reprezentującego niematerialne „władze duchowe” przeistoczył się on w organ re-
prezentujący sam siebie: to materialne procesy w nim zachodzące uznano bowiem za
podstawę wszelkich procesów myślowych i zdolności (np. artystycznych) człowieka.
Ewolucję mózgu ujmowano przy tym zgodnie z niezbyt wyszukanymi kryteriami: li-
czyły się wielkość i stopień dyferencjacji półkul. Zrozumiałe poruszenie na sali wywo-
łały pokazane przez referenta komparatystyczne tabele ilustrujące jedną z ówczes-
nych prac naukowych, na których przedstawiono rozwój mózgu naczelnych od form
prymitywnych do najbardziej rozwiniętych: ciąg ewolucyjny rozpoczynały małpy,
a kończył mózg geniusza (oczywiście białego mężczyzny), pomiędzy nimi natomiast
rozciągała się strefa pośrednia - m. in. mózg Murzyna, niedorozwiniętego umysłowo
i kobiety. Z kolei Kanz mówił przekonywająco o wpływie, jaki na teorię generacji
Pindera wywarła teoria typów psychofizycznych Kretschmera, co polskiemu słucha-
czowi nieodparcie przywodziło na myśl Witkacego i różnego rodzaju „pykników”, tu-
dzież „schizoidów”, zaludniających jego dramaty i powieści, nie mówiąc już o Niemy-
tych duszach.
Zamiast podsumowania powyższego - siłą rzeczy skrótowego i niepełnego - spra-
wozdania z XXVI kongresu niemieckich historyków sztuki, wskażę tylko na trzy ob-
szary problemowe, które wydały mi się symptomatyczne dla współczesnego stanu nie-
mieckiej historii sztuki: 1) Stała obecność problematyki funkcjonowania historii
sztuki w III Rzeszy, która jeszcze długo stanowić będzie wyzwanie dla niemieckich
historyków sztuki. Każde nowe pokolenie staje przed koniecznością „przezwyciężenia
przeszłości”, zmieniają się jedynie narzędzia i metody podejścia. Obecnie występuje
w tym względzie cenny pluralizm, czego odzwierciedleniem były referaty kongresowe:
od badań faktograficznych (np. referat grupy studentów z Berlina) przez „rewizjoni-
styczne” (referat na temat konserwacji katedry w Brunszwiku) do ujęć łączących
w sobie rekonstrukcję faktów z analizą mechanizmów instrumentalizacji nauki
w służbie zbrodniczego totalitaryzmu (referat A. S. Labudy). Obawa wyrażona w dys-
kusji przez Monikę Wagner, jakoby istniało niebezpieczeństwo zdominowania badań
nad okresem 1933-1945 przez „nowy pozytywizm”, nie wydaje się więc uzasadniona.
2) Niezwykła popularność zarówno osoby, jak i koncepcji Hansa Beltinga. Jego an-
thropologische Bildwissenschaft jest obecnie w Niemczech — można, a nawet trzeba
użyć tutaj żargonu rodem z listy przebojów - na „absolutnym topie”, sam Belting zaś
funkcjonuje jak prawdziwa „gwiazda”. Ta popularność wraz z pozornie inkłuzywną
tendencją jego antropologizującej teorii, prowadzi często do błędnych, moim zdaniem,
prób zamazywania różnic między poszczególnymi koncepcjami. I tak np. Boehm mó-
wił z wyraźną satysfakcją, że istnieje właściwie daleko posunięta zbieżność stanowisk
Beltinga, Bredekampa i jego samego. Tymczasem już sama dyskusja pokazała, że
zbieżność ta jest pozorna. Boehm podtrzymywał konieczność rozróżniania między ob-
razami „mocnymi” i „słabymi”. Bredekamp atakował Boehma za amnezję „krótkiego
455
Na koniec przeniosłem się do prowadzonej przez Monikę Wagner sekcji poświęco-
nej Histoińi sztuki i naukom przyrodniczym, by wysłuchać dwóch ostatnich referatów:
Mózg Menzla. O stosunku gemalności i mózgowości około 1900 (Michael Hagner)
i humanistyczna biologia”. Koncepcja generacji Wilhelma Findera i teoria typów
Ernsta Kretschmera (Roland Kanz). Historyk medycyny Hagner interesująco mówił
o zmianie, jaka zaszła w rozumieniu mózgu w drugiej połowie XIX wieku, gdy z orga-
nu reprezentującego niematerialne „władze duchowe” przeistoczył się on w organ re-
prezentujący sam siebie: to materialne procesy w nim zachodzące uznano bowiem za
podstawę wszelkich procesów myślowych i zdolności (np. artystycznych) człowieka.
Ewolucję mózgu ujmowano przy tym zgodnie z niezbyt wyszukanymi kryteriami: li-
czyły się wielkość i stopień dyferencjacji półkul. Zrozumiałe poruszenie na sali wywo-
łały pokazane przez referenta komparatystyczne tabele ilustrujące jedną z ówczes-
nych prac naukowych, na których przedstawiono rozwój mózgu naczelnych od form
prymitywnych do najbardziej rozwiniętych: ciąg ewolucyjny rozpoczynały małpy,
a kończył mózg geniusza (oczywiście białego mężczyzny), pomiędzy nimi natomiast
rozciągała się strefa pośrednia - m. in. mózg Murzyna, niedorozwiniętego umysłowo
i kobiety. Z kolei Kanz mówił przekonywająco o wpływie, jaki na teorię generacji
Pindera wywarła teoria typów psychofizycznych Kretschmera, co polskiemu słucha-
czowi nieodparcie przywodziło na myśl Witkacego i różnego rodzaju „pykników”, tu-
dzież „schizoidów”, zaludniających jego dramaty i powieści, nie mówiąc już o Niemy-
tych duszach.
Zamiast podsumowania powyższego - siłą rzeczy skrótowego i niepełnego - spra-
wozdania z XXVI kongresu niemieckich historyków sztuki, wskażę tylko na trzy ob-
szary problemowe, które wydały mi się symptomatyczne dla współczesnego stanu nie-
mieckiej historii sztuki: 1) Stała obecność problematyki funkcjonowania historii
sztuki w III Rzeszy, która jeszcze długo stanowić będzie wyzwanie dla niemieckich
historyków sztuki. Każde nowe pokolenie staje przed koniecznością „przezwyciężenia
przeszłości”, zmieniają się jedynie narzędzia i metody podejścia. Obecnie występuje
w tym względzie cenny pluralizm, czego odzwierciedleniem były referaty kongresowe:
od badań faktograficznych (np. referat grupy studentów z Berlina) przez „rewizjoni-
styczne” (referat na temat konserwacji katedry w Brunszwiku) do ujęć łączących
w sobie rekonstrukcję faktów z analizą mechanizmów instrumentalizacji nauki
w służbie zbrodniczego totalitaryzmu (referat A. S. Labudy). Obawa wyrażona w dys-
kusji przez Monikę Wagner, jakoby istniało niebezpieczeństwo zdominowania badań
nad okresem 1933-1945 przez „nowy pozytywizm”, nie wydaje się więc uzasadniona.
2) Niezwykła popularność zarówno osoby, jak i koncepcji Hansa Beltinga. Jego an-
thropologische Bildwissenschaft jest obecnie w Niemczech — można, a nawet trzeba
użyć tutaj żargonu rodem z listy przebojów - na „absolutnym topie”, sam Belting zaś
funkcjonuje jak prawdziwa „gwiazda”. Ta popularność wraz z pozornie inkłuzywną
tendencją jego antropologizującej teorii, prowadzi często do błędnych, moim zdaniem,
prób zamazywania różnic między poszczególnymi koncepcjami. I tak np. Boehm mó-
wił z wyraźną satysfakcją, że istnieje właściwie daleko posunięta zbieżność stanowisk
Beltinga, Bredekampa i jego samego. Tymczasem już sama dyskusja pokazała, że
zbieżność ta jest pozorna. Boehm podtrzymywał konieczność rozróżniania między ob-
razami „mocnymi” i „słabymi”. Bredekamp atakował Boehma za amnezję „krótkiego