Fotografia przyjaciół Artura Grottgera i Walerego Rzewuskiego z 1865 roku
121
7. Dwudziestu młodych przyjaciół, fot. W. Rzewuski, Kraków, 27 stycznia 1865 r.
Muzeum Uniwersytetu Jagiellońskiego
z większą malowniczą rozmaitością na wielkich ciosowych kamieniach, które przypad-
kiem wtedy na dziedzińcu się znajdowały i nam bardzo dobrze za dekoracyjne rusztowa-
nie posłużyły.
Ułożenie tej grupy było dziełem Grottgera. Miejsca mniej więcej obraliśmy sobie sami,
ale on komenderował jej całością i układem pojedyńczych figur. Dużo jednakowoż czasu
upłynęło, najmniej z półtory godziny, nim doszedł z nami do ładu. Było nas za wielu, w za
dobrych byliśmy humorach, aby zachować potrzebną przy fotografii powagę i nierucho-
mość. W chwili stanowczej zawsze ktoś wyrwał się z jakimś konceptem lub parsknął śmie-
chem, a za nim inni, i cała sztuka na nic; trzeba było na nowo ustawiać się do grupy
i wzbudzać w sobie przybraną do tego aktu powagę. To długie grupowanie się miało ten
skutek, żeśmy trochę zziębli pod gołem niebem, a ponieważ tej nocy także całkiem nie
spaliśmy, pewne zmęczenie odbiło się na naszych fizyognomiach.
Nareszcie kamera obskura [!] zdolną była zrobić swoje i fotografowanie skończyło się
szczęśliwie [...].
Na wielkim ciosie, leżącym w śniegu na samym przodzie tej grupy napisał ktoś węglem
datę: 1865. 27/p a napis ten zachował nam dokładną pamiątkę owego dnia, który, jak
później miałem się nieraz sposobność przekonać, trwałe i słodkie u uczestników naszej
gromadki zostawił po sobie wspomnienie.
121
7. Dwudziestu młodych przyjaciół, fot. W. Rzewuski, Kraków, 27 stycznia 1865 r.
Muzeum Uniwersytetu Jagiellońskiego
z większą malowniczą rozmaitością na wielkich ciosowych kamieniach, które przypad-
kiem wtedy na dziedzińcu się znajdowały i nam bardzo dobrze za dekoracyjne rusztowa-
nie posłużyły.
Ułożenie tej grupy było dziełem Grottgera. Miejsca mniej więcej obraliśmy sobie sami,
ale on komenderował jej całością i układem pojedyńczych figur. Dużo jednakowoż czasu
upłynęło, najmniej z półtory godziny, nim doszedł z nami do ładu. Było nas za wielu, w za
dobrych byliśmy humorach, aby zachować potrzebną przy fotografii powagę i nierucho-
mość. W chwili stanowczej zawsze ktoś wyrwał się z jakimś konceptem lub parsknął śmie-
chem, a za nim inni, i cała sztuka na nic; trzeba było na nowo ustawiać się do grupy
i wzbudzać w sobie przybraną do tego aktu powagę. To długie grupowanie się miało ten
skutek, żeśmy trochę zziębli pod gołem niebem, a ponieważ tej nocy także całkiem nie
spaliśmy, pewne zmęczenie odbiło się na naszych fizyognomiach.
Nareszcie kamera obskura [!] zdolną była zrobić swoje i fotografowanie skończyło się
szczęśliwie [...].
Na wielkim ciosie, leżącym w śniegu na samym przodzie tej grupy napisał ktoś węglem
datę: 1865. 27/p a napis ten zachował nam dokładną pamiątkę owego dnia, który, jak
później miałem się nieraz sposobność przekonać, trwałe i słodkie u uczestników naszej
gromadki zostawił po sobie wspomnienie.