626
Listy do Redakcji
Podobnie ma się sprawa z Janem van Tieghem. Przytoczyłem prace Sophie Schneebalg-Perel-
man, Josepha i Erica Duvergerów, którzy w oparciu o dokumenty Krwawego Trybunału w Bruk-
seli podali powody ucieczki tapisjera ze stolicy. Ze swej strony uzupełniłem poprzednio ustalone
dane do biografii artysty o nowe elementy pominięte w badaniach nad dokumentami Krwawego
Trybunału, odnalazłem bowiem kilka istotnych informacji na temat spraw majątkowych małżonki
Jana van Tieghema z rodziny brukselskich tapisjerów Ghieteelów jak i samego artysty po jego
ucieczce do Nadrenii. Jestem przekonany, że dalsze poszukiwania archiwalne tylko poszerzą
wszystkie dotąd ustalone fakty.
Przy okazji zakwestionowałem zasadność dotychczasowej identyfikacji monogramów, jakie
występują na wawelskich arrasach, mając na uwadze krytyczne opinie w literaturze przedmiotu
(E. Duverger i G. Delmarecel). Tymczasem Maria Hennel-Bernasikowa w swoich publi-
kacjach na użytek polskiego czytelnika (1998) ciągle powraca do dawnej literatury i zasła-
nia się tajemniczą formułką, że jakoby w tej kwestii ciągle toczy się jakaś dyskusja. Ze
swej strony pozwolę sobie zauważyć, że dyskusja w tej materii ma sens, jeśli przy odszy-
frowaniu monogramów badacze mogą odnieść się do źródeł archiwalnych. Reszta może
być tylko sferą domysłów i niekiedy wręcz nienaukowych teorii z pogranicza fantazji.
Wreszcie sprawa Roderiga Dermoyena, kluczowej postaci w dziejach kolekcji Zygmunta Au-
gusta. Wobec nadzwyczajnie skromnej liczby dokumentów mówiących o jego misji do Niderlan-
dów po tapiserie dla polskiego króla, każdy odnaleziony tekst będzie budzić zrozumiała sensację.
Maria Hennel-Bernasikowa niedwuznacznie sugeruje, że pod tym względem pomijamjej wysiłek
naukowy i nie wystarczająco cytuję w przypisach pracę o Roderigu Dermoyenie z 1996 r. Gdy-
bym miał komuś wyrazić uznanie, to przede wszystkim skierowałbym je pod adresem Pani Hildy
Coppejans-Desmedt z Archiwum, w Gandawie. Muszę stanowczo podkreślić, że to właśnie ona,
jako pierwsza natrafiła na dokument z 1566 r. o zakupie czarno-białych tapiserii przez Roderiga
Dermoyena dla potrzeb Zygmunta Augusta w Archiwum Głównym Akt Dawnych w Warszawie,
a następnie skomentowała go w publikacji Archives gćnerales du Royaume w Brukseli w 1978 r.
Zrozumiałe przeto, że wszelkie późniejsze „opracowania" tego dokumentu w publikacjach pol-
skich mają w moich oczach jedynie wartość wtórną i nie zasługują na hymny pochwalne. Zwłasz-
cza jeśli z niezrozumiałych powodów przemilcza się, jak to czyni Maria Hennel-Brernasikowa
ewidentne zasługi H. Coppejans-Desmedt. Podobnie nie budzą zachwytu tzw. opracowania o Ro-
derigu Dermoyenie, gdzie pomija się nie tylko prace dawnych historyków Jean Haudoy (1871)
i Jules Finot (1885) ale nawet studia współczesnych nam specjalistów jak Jan Karel Steppe (1981)
i Rotraud Bauer (1981). Publikacje wspomnianych badaczy stanowiły dla mnie drogowskaz do
odnalezienia całej serii dokumentów w archiwach w Brukseli, Antwerpii, Lille i Lubece, po to aby
w oparciu o ich treść dokonać w najbliższej przyszłości rewizji stereotypowej wiedzy o bruksel-
skich tapisjerach z rodziny Dermoyenów.
W jednej sprawie mogę się zgodzić z Marią Hennel-Bernasikową, że przynależymy do różnych
szkół naukowych. Pod tym względem staram się kontynuować doświadczenia szkoły Uniwersytetu
z Lowanium, gdzie zwracano uwagę na wieloaspektowy profil badań nad dziełem sztuki, podstawo-
wą wiedzę o jego historii czerpiąc z badań archiwalnych. Rzetelnie prowadzone poszukiwania
w europejskich zasobach archiwalnych nie mogą być przedmiotem nieuzasadnionych uszczypliwo-
ści ze strony autorów z różnych powodów stroniących od instytucji archiwalnych.
Skoro sprawie wawelskich arrasów nie sprzyjają ani emocjonalne wypowiedzi, ani nawet re-
gularnie powielane publikacje oparte na wiedzy ustalonej do 1937 r., co należy zrobić, aby wresz-
cie usunąć „białe plamy" z dziejów kolekcji Zygmunta Augusta? Z pewnością należy rozpocząć
poszukiwania w europejskich archiwach, zwłaszcza dziś, gdy polskim historykom już nie stoją na
przeszkodzie granice, ani utrudnienia natury materialnej, ani nawet bariery językowe. Dobrze
rozumiał tę potrzebę prof. dr Juliusz A. Chrościcki, kiedy starał się racjonalnie polemizować w
1987 r. z atakami zwolenników editio princeps jagiellońskiej kolekcji biblijnej. Tylko żmudne
badania archiwalne przyniosą spodziewane rezultaty i pozwolą polskim historykom sztuki wnieść
Listy do Redakcji
Podobnie ma się sprawa z Janem van Tieghem. Przytoczyłem prace Sophie Schneebalg-Perel-
man, Josepha i Erica Duvergerów, którzy w oparciu o dokumenty Krwawego Trybunału w Bruk-
seli podali powody ucieczki tapisjera ze stolicy. Ze swej strony uzupełniłem poprzednio ustalone
dane do biografii artysty o nowe elementy pominięte w badaniach nad dokumentami Krwawego
Trybunału, odnalazłem bowiem kilka istotnych informacji na temat spraw majątkowych małżonki
Jana van Tieghema z rodziny brukselskich tapisjerów Ghieteelów jak i samego artysty po jego
ucieczce do Nadrenii. Jestem przekonany, że dalsze poszukiwania archiwalne tylko poszerzą
wszystkie dotąd ustalone fakty.
Przy okazji zakwestionowałem zasadność dotychczasowej identyfikacji monogramów, jakie
występują na wawelskich arrasach, mając na uwadze krytyczne opinie w literaturze przedmiotu
(E. Duverger i G. Delmarecel). Tymczasem Maria Hennel-Bernasikowa w swoich publi-
kacjach na użytek polskiego czytelnika (1998) ciągle powraca do dawnej literatury i zasła-
nia się tajemniczą formułką, że jakoby w tej kwestii ciągle toczy się jakaś dyskusja. Ze
swej strony pozwolę sobie zauważyć, że dyskusja w tej materii ma sens, jeśli przy odszy-
frowaniu monogramów badacze mogą odnieść się do źródeł archiwalnych. Reszta może
być tylko sferą domysłów i niekiedy wręcz nienaukowych teorii z pogranicza fantazji.
Wreszcie sprawa Roderiga Dermoyena, kluczowej postaci w dziejach kolekcji Zygmunta Au-
gusta. Wobec nadzwyczajnie skromnej liczby dokumentów mówiących o jego misji do Niderlan-
dów po tapiserie dla polskiego króla, każdy odnaleziony tekst będzie budzić zrozumiała sensację.
Maria Hennel-Bernasikowa niedwuznacznie sugeruje, że pod tym względem pomijamjej wysiłek
naukowy i nie wystarczająco cytuję w przypisach pracę o Roderigu Dermoyenie z 1996 r. Gdy-
bym miał komuś wyrazić uznanie, to przede wszystkim skierowałbym je pod adresem Pani Hildy
Coppejans-Desmedt z Archiwum, w Gandawie. Muszę stanowczo podkreślić, że to właśnie ona,
jako pierwsza natrafiła na dokument z 1566 r. o zakupie czarno-białych tapiserii przez Roderiga
Dermoyena dla potrzeb Zygmunta Augusta w Archiwum Głównym Akt Dawnych w Warszawie,
a następnie skomentowała go w publikacji Archives gćnerales du Royaume w Brukseli w 1978 r.
Zrozumiałe przeto, że wszelkie późniejsze „opracowania" tego dokumentu w publikacjach pol-
skich mają w moich oczach jedynie wartość wtórną i nie zasługują na hymny pochwalne. Zwłasz-
cza jeśli z niezrozumiałych powodów przemilcza się, jak to czyni Maria Hennel-Brernasikowa
ewidentne zasługi H. Coppejans-Desmedt. Podobnie nie budzą zachwytu tzw. opracowania o Ro-
derigu Dermoyenie, gdzie pomija się nie tylko prace dawnych historyków Jean Haudoy (1871)
i Jules Finot (1885) ale nawet studia współczesnych nam specjalistów jak Jan Karel Steppe (1981)
i Rotraud Bauer (1981). Publikacje wspomnianych badaczy stanowiły dla mnie drogowskaz do
odnalezienia całej serii dokumentów w archiwach w Brukseli, Antwerpii, Lille i Lubece, po to aby
w oparciu o ich treść dokonać w najbliższej przyszłości rewizji stereotypowej wiedzy o bruksel-
skich tapisjerach z rodziny Dermoyenów.
W jednej sprawie mogę się zgodzić z Marią Hennel-Bernasikową, że przynależymy do różnych
szkół naukowych. Pod tym względem staram się kontynuować doświadczenia szkoły Uniwersytetu
z Lowanium, gdzie zwracano uwagę na wieloaspektowy profil badań nad dziełem sztuki, podstawo-
wą wiedzę o jego historii czerpiąc z badań archiwalnych. Rzetelnie prowadzone poszukiwania
w europejskich zasobach archiwalnych nie mogą być przedmiotem nieuzasadnionych uszczypliwo-
ści ze strony autorów z różnych powodów stroniących od instytucji archiwalnych.
Skoro sprawie wawelskich arrasów nie sprzyjają ani emocjonalne wypowiedzi, ani nawet re-
gularnie powielane publikacje oparte na wiedzy ustalonej do 1937 r., co należy zrobić, aby wresz-
cie usunąć „białe plamy" z dziejów kolekcji Zygmunta Augusta? Z pewnością należy rozpocząć
poszukiwania w europejskich archiwach, zwłaszcza dziś, gdy polskim historykom już nie stoją na
przeszkodzie granice, ani utrudnienia natury materialnej, ani nawet bariery językowe. Dobrze
rozumiał tę potrzebę prof. dr Juliusz A. Chrościcki, kiedy starał się racjonalnie polemizować w
1987 r. z atakami zwolenników editio princeps jagiellońskiej kolekcji biblijnej. Tylko żmudne
badania archiwalne przyniosą spodziewane rezultaty i pozwolą polskim historykom sztuki wnieść