piracyjna w dziedzinie zabytków, cala inwentaryzacja mogła przepaść, oczywiście wraz z nami,
daliśmy dyrektywy, by wyrok nie został wykonany, lecz nie był anulowany. Schellenberg nie
był specjalnie szkodliwy, był niewątpliwie lepszy od wielu innych hitlerowców, z którymi mieliś-
my mieć do czynienia.3
Od roku 1941 gmach Muzeum nie był opalany i warunki pracy były niezmiernie trudne.
W końcu tego roku wykonywałem inwentaryzację ok. 150 miniatur ze zbiorów Czartoryskich
z Gołuchowa, które od początku wojny były zamurowane wraz z innymi dziełami sztuki w piw-
nicy domu przy ul. Kredytowej 12. Okupanci dowiedzieli się o tym i zbiory te miały być przed
wywiezieniem przechowane pod pozorem konserwacji w Muzeum. Fotografie tych miniatur,
robione przy temperaturze około 0°C, były uzupełnieniem opracowania naukowego, którego
dokonywał prof. Zygmunt Batowski. Fotografie i opisy ocalały, lecz z tej świetnej kolekcji oca-
lało zaledwie kilkanaście miniatur.
Fotografii wykonywałem wiele, głównie dla celów tajnej inwentaryzacji. Dla bezpieczeństwa
filmy wywoływane były, a często robione odbitki nie w Muzeum, ale w firmie „FOTO-GREGER",
którą wysiedlono z Poznania. W sklepie na Nowym Świecie pod nr 36 lub 38 pracował młody
poznaniak Eugeniusz Markiewicz. Wiedział on doskonale o konspiracyjnym charakterze tych
zdjęć. Spotkałem Markiewicza w kilkanaście lat po wojnie jako znanego lekarza-laryngologa.
Nie wiedziałem w czasie okupacji, że był studentem medycyny.
Pomimo nawału pracy inwentaryzacyjnej, Pracownia Konserwacji prowadziła badania
i konserwację dla celów czysto naukowo-muzealnych. Nie wszystkie kontakty z placówkami
naukowymi specjalistycznymi można było utrzymywać. Jednak udało się nawiązać współpracę,
oczywiście nieoficjalną, z prof. dr Stefanem Pieńkowskim, dyrektorem Instytutu Fizyki Do-
świadczalnej Uniwersytetu Warszawskiego. Pierwsze fotografie w podczerwieni wykonanebyły
przez prof. Pieńkowskiego.
W r. 1942 zgłosił się do mego mieszkania dr Wilhelm von Lonsdorf, chirurg-ginekolog
z Wiednia. Pomimo że był w cywilnym ubraniu, w domu powstał popłoch. Lonsdorf był dyrekto-
rem szpitala w Radomiu. Kupował obrazy w „Domu Sztuki", nie wykorzystując możliwości
szantażowania zapytaniem, czy obrazy wybrane przez niego są rejestrowane. Oczywiście na-
darzyła się okazja inwentaryzacji dzieł, które dostały się w ręce niemieckie. Lonsdorf sam od-
bierał obrazy po konserwacji lub przysyłał z Radomia aptekarza Polaka. Ostatni obraz w r. 1943
odebrał aptekarz, zawiadamiając mnie, że dr Lonsdorf zniknął, gdyż leczył Polaków zbyt sta-
rannie. Spotkałem go później jako więźnia w obozie koncentracyjnym.
Na początku roku 1944 razem z dr Stanisławą Sawicką zaproszeni zostaliśmy przez rodzinę
Adama Zamoyskiego do Kozłówki pod Lublinem, dla dokonania wyboru dzieł sztuki godnych
specjalnej ochrony wobec zbliżającego się frontu walk. Z obrazów tam odkrytych najwartościow-
szym okazał się Portret króla Stefana Batorego z r. 1577, sygnowany nieczytelnym znakiem.
3 Por. przypis redakcji, s. 243.
18 Rocznik Muz. Nar. t. XI/67
273
daliśmy dyrektywy, by wyrok nie został wykonany, lecz nie był anulowany. Schellenberg nie
był specjalnie szkodliwy, był niewątpliwie lepszy od wielu innych hitlerowców, z którymi mieliś-
my mieć do czynienia.3
Od roku 1941 gmach Muzeum nie był opalany i warunki pracy były niezmiernie trudne.
W końcu tego roku wykonywałem inwentaryzację ok. 150 miniatur ze zbiorów Czartoryskich
z Gołuchowa, które od początku wojny były zamurowane wraz z innymi dziełami sztuki w piw-
nicy domu przy ul. Kredytowej 12. Okupanci dowiedzieli się o tym i zbiory te miały być przed
wywiezieniem przechowane pod pozorem konserwacji w Muzeum. Fotografie tych miniatur,
robione przy temperaturze około 0°C, były uzupełnieniem opracowania naukowego, którego
dokonywał prof. Zygmunt Batowski. Fotografie i opisy ocalały, lecz z tej świetnej kolekcji oca-
lało zaledwie kilkanaście miniatur.
Fotografii wykonywałem wiele, głównie dla celów tajnej inwentaryzacji. Dla bezpieczeństwa
filmy wywoływane były, a często robione odbitki nie w Muzeum, ale w firmie „FOTO-GREGER",
którą wysiedlono z Poznania. W sklepie na Nowym Świecie pod nr 36 lub 38 pracował młody
poznaniak Eugeniusz Markiewicz. Wiedział on doskonale o konspiracyjnym charakterze tych
zdjęć. Spotkałem Markiewicza w kilkanaście lat po wojnie jako znanego lekarza-laryngologa.
Nie wiedziałem w czasie okupacji, że był studentem medycyny.
Pomimo nawału pracy inwentaryzacyjnej, Pracownia Konserwacji prowadziła badania
i konserwację dla celów czysto naukowo-muzealnych. Nie wszystkie kontakty z placówkami
naukowymi specjalistycznymi można było utrzymywać. Jednak udało się nawiązać współpracę,
oczywiście nieoficjalną, z prof. dr Stefanem Pieńkowskim, dyrektorem Instytutu Fizyki Do-
świadczalnej Uniwersytetu Warszawskiego. Pierwsze fotografie w podczerwieni wykonanebyły
przez prof. Pieńkowskiego.
W r. 1942 zgłosił się do mego mieszkania dr Wilhelm von Lonsdorf, chirurg-ginekolog
z Wiednia. Pomimo że był w cywilnym ubraniu, w domu powstał popłoch. Lonsdorf był dyrekto-
rem szpitala w Radomiu. Kupował obrazy w „Domu Sztuki", nie wykorzystując możliwości
szantażowania zapytaniem, czy obrazy wybrane przez niego są rejestrowane. Oczywiście na-
darzyła się okazja inwentaryzacji dzieł, które dostały się w ręce niemieckie. Lonsdorf sam od-
bierał obrazy po konserwacji lub przysyłał z Radomia aptekarza Polaka. Ostatni obraz w r. 1943
odebrał aptekarz, zawiadamiając mnie, że dr Lonsdorf zniknął, gdyż leczył Polaków zbyt sta-
rannie. Spotkałem go później jako więźnia w obozie koncentracyjnym.
Na początku roku 1944 razem z dr Stanisławą Sawicką zaproszeni zostaliśmy przez rodzinę
Adama Zamoyskiego do Kozłówki pod Lublinem, dla dokonania wyboru dzieł sztuki godnych
specjalnej ochrony wobec zbliżającego się frontu walk. Z obrazów tam odkrytych najwartościow-
szym okazał się Portret króla Stefana Batorego z r. 1577, sygnowany nieczytelnym znakiem.
3 Por. przypis redakcji, s. 243.
18 Rocznik Muz. Nar. t. XI/67
273