Jest jednak pewne, że w latach 1969-1972 donosił na Mariana Barańskiego i może
innych kolegów dziennikarzy. Ze smutkiem patrzę dziś na Adama F. Wojciechow-
skiego. Najpierw współdziałał blisko z Moczulskim, później do ROPCiO wprowadził
„Grzelaka", a niedawno dowiedział się, że blisko z nim związany, mieszkający w Ło-
dzi socjolog Andrzej Mazur, członek m.in. ROPCiO, z którym na zaproszenie rządu
emigracyjnego pojechał w 1987 r. do Londynu, to długoletni agent Służby Bezpie-
czeństwa o pseudonimie „Wacław". Współczucie ma także inne uzasadnienie. Od-
noszę bowiem wrażenie, jak gdyby działacze opozycji stanowili swoiste „rodzynki"
zatopione w systemie kontrolowanym przez Służbę Bezpieczeństwa. Wielu jednak
wspaniałych łudzi dawnego ruchu opozycyjnego pozostało w życiu politycznym.
Wspomnieć tu można przykładowo m.in. takie godne szacunku postacie jak Zbi-
gniew Romaszewski, Bogdan Borusewicz czy Jan Olszewski. Pozostali też nieliczni
księża-opozycjoniści skrupulatnie badający niepełne materiały Instytutu Pamięci
Narodowej, poszukując dawnych agentów-kapłanów. Najlepszym tego przykładem
jest ksiądz Tadeusz Isakowicz-Załeski w Krakowie.-^ Liczba zniszczonych teczek
ważnych agentów była jednak zbyt duża i nie ma już możliwości napisania w pełni
wiarygodnej, najnowszej historii naszego kraju.
Ludzi godzących się współpracować z tajnymi służbami było o wiele więcej
aniżeli pokazuje się społeczeństwu. Pierwszy, okrutny okres działania Urzędu Bez-
pieczeństwa różnił się od czasów po 1956 r., co nie oznacza, że w Służbie Bezpie-
czeństwa nie było ludzi okrutnych, nawet gotowych do zabójstw, czego przykła-
dem m.in. śmierć księdza Jerzego Popiełuszki. Działały one jednak inaczej aniżeli
poprzedniczka. Propagandowo twierdzi się, że oficerowie zajmowali się wyłącznie
szantażowaniem i straszeniem, aby pozyskać współpracowników. Czynili to, ale tyl-
ko w stosunku do ludzi mających coś do ukrycia, łatwych do zastraszenia, lub bez
silnego charakteru, a takich nie brakowało. Rodacy nie chcą przyznać się do tego,
że masowo donosili nie tylko do Służby Bezpieczeństwa, ale i na wielką skałę do
Milicji Obywatelskiej. Miałem kolegę Waldemara Guta kapitana w wydziale kry-
minalnym Komendy Wojewódzkiej w Warszawie. Poprosił mnie kiedyś o obejrze-
nie rzekomo bardzo cennej chińskiej filiżanki kolegi, która okazała się bezwarto-
ściowa. Kapitan przy dwóch innych oficerach powiedział, że ma już dosyć nad-
miernego „kapowania" rodaków. Zapytałem czy tak istotnie jest? Odparł, że nie-
mal codziennie milicja otrzymuje na biurka sterty donosów, z których trzy czwar-
te wyrzuca do śmieci, ale część sprawdza. Dotychczas nie spotkałem jednak w pra-
sie wynurzenia żadnego z oficerów Milicji Obywatelskiej na ten temat.
Przedstawiane społeczeństwu inne propagandowe argumenty nie są zgodne
z moimi doświadczeniami. Po zabójstwie ojca jego koledzy i przyjaciele wyrazili
mamie współczucie, a wśród nich i ten, który wydał go na śmierć. Wychowała nas
w bardzo trudnych warunkach, przestrzegając przed działalnością polityczną, pod-
kreślała wartość nauki, uczyła przestrzegania dziesięciu przykazań i szacunku dla
drugiego człowieka. Wartości tych, mimo wrogiej postawy do mnie po 1993 r.
części hierarchów Kościoła, nadmiernie kochającej dobra materialne, pozostałem
^ 1936-89, t. 1, red. J. Skórzyński, P. Sowiński, M. Strasz, War-
szawa 2000, s. 129-130.
515
innych kolegów dziennikarzy. Ze smutkiem patrzę dziś na Adama F. Wojciechow-
skiego. Najpierw współdziałał blisko z Moczulskim, później do ROPCiO wprowadził
„Grzelaka", a niedawno dowiedział się, że blisko z nim związany, mieszkający w Ło-
dzi socjolog Andrzej Mazur, członek m.in. ROPCiO, z którym na zaproszenie rządu
emigracyjnego pojechał w 1987 r. do Londynu, to długoletni agent Służby Bezpie-
czeństwa o pseudonimie „Wacław". Współczucie ma także inne uzasadnienie. Od-
noszę bowiem wrażenie, jak gdyby działacze opozycji stanowili swoiste „rodzynki"
zatopione w systemie kontrolowanym przez Służbę Bezpieczeństwa. Wielu jednak
wspaniałych łudzi dawnego ruchu opozycyjnego pozostało w życiu politycznym.
Wspomnieć tu można przykładowo m.in. takie godne szacunku postacie jak Zbi-
gniew Romaszewski, Bogdan Borusewicz czy Jan Olszewski. Pozostali też nieliczni
księża-opozycjoniści skrupulatnie badający niepełne materiały Instytutu Pamięci
Narodowej, poszukując dawnych agentów-kapłanów. Najlepszym tego przykładem
jest ksiądz Tadeusz Isakowicz-Załeski w Krakowie.-^ Liczba zniszczonych teczek
ważnych agentów była jednak zbyt duża i nie ma już możliwości napisania w pełni
wiarygodnej, najnowszej historii naszego kraju.
Ludzi godzących się współpracować z tajnymi służbami było o wiele więcej
aniżeli pokazuje się społeczeństwu. Pierwszy, okrutny okres działania Urzędu Bez-
pieczeństwa różnił się od czasów po 1956 r., co nie oznacza, że w Służbie Bezpie-
czeństwa nie było ludzi okrutnych, nawet gotowych do zabójstw, czego przykła-
dem m.in. śmierć księdza Jerzego Popiełuszki. Działały one jednak inaczej aniżeli
poprzedniczka. Propagandowo twierdzi się, że oficerowie zajmowali się wyłącznie
szantażowaniem i straszeniem, aby pozyskać współpracowników. Czynili to, ale tyl-
ko w stosunku do ludzi mających coś do ukrycia, łatwych do zastraszenia, lub bez
silnego charakteru, a takich nie brakowało. Rodacy nie chcą przyznać się do tego,
że masowo donosili nie tylko do Służby Bezpieczeństwa, ale i na wielką skałę do
Milicji Obywatelskiej. Miałem kolegę Waldemara Guta kapitana w wydziale kry-
minalnym Komendy Wojewódzkiej w Warszawie. Poprosił mnie kiedyś o obejrze-
nie rzekomo bardzo cennej chińskiej filiżanki kolegi, która okazała się bezwarto-
ściowa. Kapitan przy dwóch innych oficerach powiedział, że ma już dosyć nad-
miernego „kapowania" rodaków. Zapytałem czy tak istotnie jest? Odparł, że nie-
mal codziennie milicja otrzymuje na biurka sterty donosów, z których trzy czwar-
te wyrzuca do śmieci, ale część sprawdza. Dotychczas nie spotkałem jednak w pra-
sie wynurzenia żadnego z oficerów Milicji Obywatelskiej na ten temat.
Przedstawiane społeczeństwu inne propagandowe argumenty nie są zgodne
z moimi doświadczeniami. Po zabójstwie ojca jego koledzy i przyjaciele wyrazili
mamie współczucie, a wśród nich i ten, który wydał go na śmierć. Wychowała nas
w bardzo trudnych warunkach, przestrzegając przed działalnością polityczną, pod-
kreślała wartość nauki, uczyła przestrzegania dziesięciu przykazań i szacunku dla
drugiego człowieka. Wartości tych, mimo wrogiej postawy do mnie po 1993 r.
części hierarchów Kościoła, nadmiernie kochającej dobra materialne, pozostałem
^ 1936-89, t. 1, red. J. Skórzyński, P. Sowiński, M. Strasz, War-
szawa 2000, s. 129-130.
515