192
MIECZYSŁAW PORĘBSKI
możliwe bez rozcięcia go, tak jak porozcinana jest „siatka" geometryczna, która dopiero po odpowied-
nim zidentyfikowaniu, myślowym „sklejeniu" rozdzielonych krawędzi, daje właściwe pojęcie o bryle.
Ale to byłoby rozwiązanie właśnie pojęciowe, nie malarskie.
A w malarstwie? W malarstwie można było tylko zaczynać po wielokroć budowę wciąż tych sa-
mych, za każdym razem jednak wyglądających nieco inaczej kompleksów, zaczynać i nie kończyć, bo
tego rodzaju interpretacji utworów przestrzennych środkami malarskimi „zakończyć" się nie da. Za-
czynać, powtarzać w różnych miejscach, wychodząc od różnych pomyślanych wierzchołków i krawędzi,
zaczynać, nic kończyć, gubić granice, zagęszczać podziały, wypełniać nimi dysponowalną przestrzeń
i — zostawiać, kiedy sama idea niekompletności takich fragmentarycznych rozwiązań będzie dosta-
tecznie już wyraźna.
Żeby jednak do takiego właśnie, zarysowującego się dopiero rozwiązania dojść, trzeba było na-
uczyć się nie tylko tego jednego : określać, dzielić, rozbijać na najprostsze składniki, ale i tego
drugiego: nie kończyć, gubić, zostawiać.
Ten nowy moment zaczyna się zaznaczać w serii martwych natur, w niektórych pejzażach z Lc
Rue des Bois, ale w sposób jakby uboczny, utajony, zamaskowany jednoznacznością linii i stałością
konturów, zredukowaną, ale obecną. Żeby pójść dalej, potrzebna była inspiracja wynikająca nie z logi-
cznego rozwoju własnej problematyki, ale z konfrontacji tego rozwoju z rozwojem odmiennym, od
czego innego wychodzącym, a przecież zmierzającym ku temu samemu. Potrzebna była praca „ekipy".
Georges Braques nie przyjechał do Paryża tak jak Picasso szukać artystycznej przygody. Mając
w przyszłości objąć po ojcu przedsiębiorstwo malarskie w Le Havre, został jako osiemnastoletni mło-
dzieniec wysłany do stolicy, żeby zgodnie ze starym obyczajem odbyć termin w zakładzie malarza-
-dekoratora Laberthe'a, doskonaląc się w przygotowywaniu zapraw i gruntów, sklejaniu farb, naślado-
waniu marmurów, boazerii i tapet. Czy jednak już wtedy nie wyobrażał sobie inaczej swojej zawodowej
kariery, to sprawa inna. Kiedy po odbyciu służby wojskowej w r. 1904 po raz drugi znalazł się w Pa-
MIECZYSŁAW PORĘBSKI
możliwe bez rozcięcia go, tak jak porozcinana jest „siatka" geometryczna, która dopiero po odpowied-
nim zidentyfikowaniu, myślowym „sklejeniu" rozdzielonych krawędzi, daje właściwe pojęcie o bryle.
Ale to byłoby rozwiązanie właśnie pojęciowe, nie malarskie.
A w malarstwie? W malarstwie można było tylko zaczynać po wielokroć budowę wciąż tych sa-
mych, za każdym razem jednak wyglądających nieco inaczej kompleksów, zaczynać i nie kończyć, bo
tego rodzaju interpretacji utworów przestrzennych środkami malarskimi „zakończyć" się nie da. Za-
czynać, powtarzać w różnych miejscach, wychodząc od różnych pomyślanych wierzchołków i krawędzi,
zaczynać, nic kończyć, gubić granice, zagęszczać podziały, wypełniać nimi dysponowalną przestrzeń
i — zostawiać, kiedy sama idea niekompletności takich fragmentarycznych rozwiązań będzie dosta-
tecznie już wyraźna.
Żeby jednak do takiego właśnie, zarysowującego się dopiero rozwiązania dojść, trzeba było na-
uczyć się nie tylko tego jednego : określać, dzielić, rozbijać na najprostsze składniki, ale i tego
drugiego: nie kończyć, gubić, zostawiać.
Ten nowy moment zaczyna się zaznaczać w serii martwych natur, w niektórych pejzażach z Lc
Rue des Bois, ale w sposób jakby uboczny, utajony, zamaskowany jednoznacznością linii i stałością
konturów, zredukowaną, ale obecną. Żeby pójść dalej, potrzebna była inspiracja wynikająca nie z logi-
cznego rozwoju własnej problematyki, ale z konfrontacji tego rozwoju z rozwojem odmiennym, od
czego innego wychodzącym, a przecież zmierzającym ku temu samemu. Potrzebna była praca „ekipy".
Georges Braques nie przyjechał do Paryża tak jak Picasso szukać artystycznej przygody. Mając
w przyszłości objąć po ojcu przedsiębiorstwo malarskie w Le Havre, został jako osiemnastoletni mło-
dzieniec wysłany do stolicy, żeby zgodnie ze starym obyczajem odbyć termin w zakładzie malarza-
-dekoratora Laberthe'a, doskonaląc się w przygotowywaniu zapraw i gruntów, sklejaniu farb, naślado-
waniu marmurów, boazerii i tapet. Czy jednak już wtedy nie wyobrażał sobie inaczej swojej zawodowej
kariery, to sprawa inna. Kiedy po odbyciu służby wojskowej w r. 1904 po raz drugi znalazł się w Pa-