Universitätsbibliothek HeidelbergUniversitätsbibliothek Heidelberg
Metadaten

Rocznik Muzeum Narodowego w Warszawie — 11.1967

DOI Heft:
Wspomienia o Muzeum Narodowym w Warszawie
DOI Artikel:
Gebethner, Stanisław: Wspomnienia z okupacji
DOI Seite / Zitierlink: 
https://doi.org/10.11588/diglit.19549#0271

DWork-Logo
Überblick
loading ...
Faksimile
0.5
1 cm
facsimile
Vollansicht
OCR-Volltext
wizorycznej poczekalni, jedząc jedyną potrawę jaka była do nabycia — kartofle z sosem, czeka-
liśmy do wieczora na pociąg do Polski. Wyjechaliśmy już późnym wieczorem, jadąc powolutku
w ciemności w kierunku na Kutno. W Kutnie, gdzie była naówczas granica z Generalną Gu-
bernią, znalazłem się 14 stycznia już za dnia. Formalności graniczne wszystkich pasażerów
nie wyłączając moich towarzyszy niedoli z obozu załatwiono szybko i sprawnie. Ja jeden zosta-
łem wydzielony, zaniepokojony trochę tym wyłączeniem—-czekałem niecierpliwie na zezwole-
nie wjazdu. Rozpoczęły się telefony w mojej sprawie. Trwało to około 2-ch godzin. Nie wiedzia-
no, gdzie mnie skierować. W pewnym momencie tych pertraktacji usłyszałem zniecierpliwiony
głos rozmówcy z Kutna: „Sie sind doch im diesen Sachsenhausen ganz verriickt". Dokument
wystawiony przez władze obozowe podawał mój adres warszawski, najzupełniej oczywiście
w owej chwili nieaktualny w zniszczonej i ewakuowanej Warszawie i w pasie przyfrontowym.
W Sachsenhausen nie orientowano się istotnie, jak wygląda sytuacja wojenna. W końcu skiero-
wano mnie do Sochaczewa do oddziałów SS-mańskich. Tam poszukiwania moje tych oddziałów
w dniu przybycia w niedzielę były daremne. Kancelarie nie funkcjonowały. Dopiero w poniedzia-
łek 15 stycznia skierowano mnie po kilku godzinach poszukiwań telefonicznych do Ożarowa
do siedziby generała Geibla. Przez tegoż generała przeprowadził moją reklamację dyrektor
Lorentz. Siedzibę jego utajoną we dworku miejscowym ledwo odnalazłem i to przypadkiem.
Zdradzili mi tę tajemnicę żołnierze niemieccy przeprowadzający połączenia telefoniczne. Generał,
na którego przybycie musiałem czekać przeszło godzinę, przyjął mnie uprzejmie, skierował
dalszym pismem na moim dokumencie do dyrektora Lorentza i zarazem przekazał przeze mnie
zlecenia dla mojego dyrektora, aby nazajutrz tj. 16 stycznia stawił się jak zwykle z ekipą roboczą
w Muzeum z rana o godz. 6-ej. Ja miałem pomagać w kwalifikacji zbiorów sztuki zdobniczej
do wysyłki do Niemiec. O godz. 18-ej zostałem wyprawiony z Ożarowa na motocyklu wojsko-
wym na stację EKD w Pruszkowie, bym dojechał na czas do dyr. Lorentza, zamieszkałego
w Leśnej Podkowie. O 19.30 znalazłem się w Leśnej Podkowie całkowicie zaciemnionej. Nie
wiedziałem, jak trafić, chociaż miałem adres. Idąc drogą wpadłem po pachy do rowu ze śnie-
giem. Gdyby nie to, że usłyszałem głosy na drodze i spotkałem dyr. Lorentza idącego z żoną,
chyba bym nie trafił. Przyjęty radośnie i niezwykle gościnnie przekazałem zlecenie gen Geibla.
Stało się ono jednak nieaktualne. Rozpoczęła się właśnie ofensywa wojsk polskich i radzieckich.
O godz. 23 tegoż dnia generał zwinął swój posterunek w Ożarowie i rozpoczął odwrót. Na-
zajutrz rano widzieliśmy uciekających hitlerowców na swoich pojazdach wojskowych, wozach
chłopskich, jak się dało.

Można powiedzieć, że miałem szczęście. Gdybym się trochę spóźnił albo zanocował w Oża-
rowie, jak proponowałem generałowi, byłbym znalazł się z powrotem w obozie koncentracyjnym.

W Leśnej Podkowie w gościnie u dyrektora Lorentza przebywałem przez dni kilka. Ze zdro-
wiem nie czułem się najlepiej i udałem się do Milanówka do dra Lewickiego, który mnie leczył
przed obozem. Zapytywałem go naiwnie, czy wyszedłem z obozu obronną ręką. A ten kiwał
tylko z powątpiewaniem głową i mówił niewiele. Nie wiedziałem, że ołowica swoje zrobi i że za

267
 
Annotationen