124
to niesie ze sobą pewne treści, których autor w swoim
tekście, jak wszystko na to wskazuje, nie pragnął wyrazić.
Problemem jest również wprowadzanie w thimaczony
tekst słowa „goje” (s. 112). Mendelsohn go nie używa, za-
pewne dlatego, że jak dość powszechnie wiadomo, ma ono
pejoratywny wydźwięk. Oznacza pogan, bałwochwalców,
może być wyrazem pogardy 24. Tak jak w języku polskim,
to hebrajskie słowo jest zrozumiałe również w języku an-
gielskim, ale z uwagi na wspomniane konotacje zastępuje
się go wyrażeniem „Gentiles” albo „non-Jews”. Właściwe
tłumaczenie sformułowań Mendelsohna „Gentiles”, „gen-
tile world” na język polski to neutralne określenia „nie-
-Żydzi”, „nieżydowski świat”. Tłumacz okazał się w ogóle
bardzo „kreatywny”: „German Jews” przetłumaczył na
„niemieckich wyznawców Mojżesza” (s. 111), „segregację”
na „gettoizację” (s. 108). Wprost przeciwnie do inten-
cji autora, Żydów postępowych powiązał z przejawami
żydowskiego partykularyzmu, zamiast uniwersalizmu
(s. 108). Możemy też przeczytać, że Gottlieb „utrzymywał
kontakty z polskimi ludźmi sztuki” (s. 108) 25.
Nie mogę się oprzeć wrażeniu, że publikację przygoto-
wano w jakimś szalonym pośpiechu. Nawet jeśli tak było,
nadal trudno zrozumieć, dlaczego przeoczono tak wiele
błędów. W pracę nad katalogiem było zaangażowane na-
prawdę szerokie grono osób. Nad redakcją stylistyczno-
-językową czuwała dwójka specjalistów. Organizatorzy
wystawy nie ukrywali swoich ambicji naukowych. W Ło-
dzi odbyła się z jej okazji konferencja naukowa poświę-
cona malarzowi. W katalogu figuruje nazwisko nie tylko
redaktora naukowego, ale również recenzenta. Niestety
niedbałość, jaką się wykazano, dość skutecznie zniweczy-
ła te plany. Książka, którą otrzymaliśmy, miejscami budzi
rozbawienie. Z powodu nieostrożności organizatorów
wystawy sporo osób mogło z niej wyjść z przekonaniem,
że kiepski obraz nieznanego autora jest dziełem utalento-
wanego artysty. No właśnie, tylko czy skonfrontowawszy
się z tym „dziełem” część publiczności nie zaczęła w ten
talent wątpić? Raczej nie o to chodziło organizatorom wy-
stawy. A Gottlieb? Nie mam wrażenia, żeby ta wystawa
przysłużyła się jakoś szczególnie recepcji jego twórczości.
A zainteresowanie nią było duże. Dzieła artysty zgro-
madzone na wystawie, pomieszane z kopiami i pracami
o nieustalonej atrybucji, musiały bronić się same.
24 Szerzej o znaczeniu i historii słowa zob: Polski słownik judaistycz-
ny. Dzieje, kultura, religia, ludzie, 1.1, red. Z. Borzymińska, R. Że-
browski, Warszawa 2003, s. 495.
25 W angielskim oryginale: “He befriended Polish class-mates, and
was befriended by them” (s. 120).
to niesie ze sobą pewne treści, których autor w swoim
tekście, jak wszystko na to wskazuje, nie pragnął wyrazić.
Problemem jest również wprowadzanie w thimaczony
tekst słowa „goje” (s. 112). Mendelsohn go nie używa, za-
pewne dlatego, że jak dość powszechnie wiadomo, ma ono
pejoratywny wydźwięk. Oznacza pogan, bałwochwalców,
może być wyrazem pogardy 24. Tak jak w języku polskim,
to hebrajskie słowo jest zrozumiałe również w języku an-
gielskim, ale z uwagi na wspomniane konotacje zastępuje
się go wyrażeniem „Gentiles” albo „non-Jews”. Właściwe
tłumaczenie sformułowań Mendelsohna „Gentiles”, „gen-
tile world” na język polski to neutralne określenia „nie-
-Żydzi”, „nieżydowski świat”. Tłumacz okazał się w ogóle
bardzo „kreatywny”: „German Jews” przetłumaczył na
„niemieckich wyznawców Mojżesza” (s. 111), „segregację”
na „gettoizację” (s. 108). Wprost przeciwnie do inten-
cji autora, Żydów postępowych powiązał z przejawami
żydowskiego partykularyzmu, zamiast uniwersalizmu
(s. 108). Możemy też przeczytać, że Gottlieb „utrzymywał
kontakty z polskimi ludźmi sztuki” (s. 108) 25.
Nie mogę się oprzeć wrażeniu, że publikację przygoto-
wano w jakimś szalonym pośpiechu. Nawet jeśli tak było,
nadal trudno zrozumieć, dlaczego przeoczono tak wiele
błędów. W pracę nad katalogiem było zaangażowane na-
prawdę szerokie grono osób. Nad redakcją stylistyczno-
-językową czuwała dwójka specjalistów. Organizatorzy
wystawy nie ukrywali swoich ambicji naukowych. W Ło-
dzi odbyła się z jej okazji konferencja naukowa poświę-
cona malarzowi. W katalogu figuruje nazwisko nie tylko
redaktora naukowego, ale również recenzenta. Niestety
niedbałość, jaką się wykazano, dość skutecznie zniweczy-
ła te plany. Książka, którą otrzymaliśmy, miejscami budzi
rozbawienie. Z powodu nieostrożności organizatorów
wystawy sporo osób mogło z niej wyjść z przekonaniem,
że kiepski obraz nieznanego autora jest dziełem utalento-
wanego artysty. No właśnie, tylko czy skonfrontowawszy
się z tym „dziełem” część publiczności nie zaczęła w ten
talent wątpić? Raczej nie o to chodziło organizatorom wy-
stawy. A Gottlieb? Nie mam wrażenia, żeby ta wystawa
przysłużyła się jakoś szczególnie recepcji jego twórczości.
A zainteresowanie nią było duże. Dzieła artysty zgro-
madzone na wystawie, pomieszane z kopiami i pracami
o nieustalonej atrybucji, musiały bronić się same.
24 Szerzej o znaczeniu i historii słowa zob: Polski słownik judaistycz-
ny. Dzieje, kultura, religia, ludzie, 1.1, red. Z. Borzymińska, R. Że-
browski, Warszawa 2003, s. 495.
25 W angielskim oryginale: “He befriended Polish class-mates, and
was befriended by them” (s. 120).