Góry
Nr 68.
SEWERYN GOSZCZYŃSKI / 1801—1876
Dziennik podróży do Tatrów /1832
[Fragmenty]
(NA GÓRZE PANIEŃSKIEJ:)
284 [...] Po jałowcu czasem wiatr gwiznął, za walem słabo po-
brzękiwał dzwonek trzody, rozsypanej po stoku góry', z dal-
sza i słabiej jeszcze dolatywał z doliny głos oracza za płu-
giem — a wszystko zlewało się w atmosferę w'oni i muzyki
tajemniczej, złożonej z półciszy, z półbrzęku, jedynej muzyki,
godnej być melodią najgłębszych dumań samotnika.
Ośm wieków' temu, pomyślałem sobie, jaki ruch,
jaka wrzawa musiały kłócić tę ciszę! Co za burza uczuć naj-
słodszych i najokropniejszych grała tu przed ośmiu Wiekami!
Z jednej strony mężowie, zemstą rozjadli, z drugiej piękność,
występna potrzebą kochania, wściekła rozpaczą. Iluż to
pieszczot miłosnych, iluż to scen morderczych to miejsce
było świadkiem! Stękała ziemia śród walki, kruszyły się
mury, wytłoczona trawa krwią krzepła, powietrze wrzało
głosami wściekłości, wyciem bólów, jękami śmierci — a dziś
i ziemia, i kamień, i powietrze tak głęboko milczą! Żadnego
śladu ani życia, ani śmierci z owych czasów, żadnego śladu
z owych czasów, gdzie serc tyle tak pełnym biło życiem, gdzie
tłum taki w rajskim lub piekielnym uczuciu rozwijał moc
duszy, co mu jedną chwilę na wieczność obiecywała zamienić!
Nr 68.
SEWERYN GOSZCZYŃSKI / 1801—1876
Dziennik podróży do Tatrów /1832
[Fragmenty]
(NA GÓRZE PANIEŃSKIEJ:)
284 [...] Po jałowcu czasem wiatr gwiznął, za walem słabo po-
brzękiwał dzwonek trzody, rozsypanej po stoku góry', z dal-
sza i słabiej jeszcze dolatywał z doliny głos oracza za płu-
giem — a wszystko zlewało się w atmosferę w'oni i muzyki
tajemniczej, złożonej z półciszy, z półbrzęku, jedynej muzyki,
godnej być melodią najgłębszych dumań samotnika.
Ośm wieków' temu, pomyślałem sobie, jaki ruch,
jaka wrzawa musiały kłócić tę ciszę! Co za burza uczuć naj-
słodszych i najokropniejszych grała tu przed ośmiu Wiekami!
Z jednej strony mężowie, zemstą rozjadli, z drugiej piękność,
występna potrzebą kochania, wściekła rozpaczą. Iluż to
pieszczot miłosnych, iluż to scen morderczych to miejsce
było świadkiem! Stękała ziemia śród walki, kruszyły się
mury, wytłoczona trawa krwią krzepła, powietrze wrzało
głosami wściekłości, wyciem bólów, jękami śmierci — a dziś
i ziemia, i kamień, i powietrze tak głęboko milczą! Żadnego
śladu ani życia, ani śmierci z owych czasów, żadnego śladu
z owych czasów, gdzie serc tyle tak pełnym biło życiem, gdzie
tłum taki w rajskim lub piekielnym uczuciu rozwijał moc
duszy, co mu jedną chwilę na wieczność obiecywała zamienić!