96
W. TOMKIEWICZ
7. Francesco Bassano, Chrystus u Marty i Marii (kopia)
jednym, już cytowanym, nie znam wypadku, by Dolabella pozwolił sobie
na dosłowne skopiowanie innego artysty i podał plagiat za dzieło własne — co
przecież ze względu na słabo zorientowane środowisko krakowskie mógł czynić
raczej bezkarnie. Prawda, że Tomasz niekiedy zapożyczał się, lecz jego „pożyczki"
nie były wcale większe od tych, jakie jego własny mistrz zaciągał w warsztatach
Robustich i Bassanów. Było to zjawisko w sztuce ówczesnej dość powszechne
— chodziło tylko o granice, poza którymi kończyła się zależność, a zaczynał się
plagiat.
Jak już wspomniałem, wcześniejsze prace Dolabelli, wykonane w Polsce,
nie zachowały się do naszych czasów — a one to przecież ze zrozumiałych po-
wodów musiały posiadać najwięcej cech weneckich. Pierwsze jego dzieła — de-
koracje sal wawelskich — strawił pożar, wzniecony przez okupantów szwedzkich
w roku 1704. Wielkie malowidła historyczne, zdobiące niegdyś Zamek Królewski
w Warszawie, wywiezione częściowo do Szwecji, a częściowo do Rosji carskiej,
przepadły bez wieści. Nie zachował się do nowszych czasów ani jeden z 17 obrazów,
znajdujących się niegdyś w katedrze wawelskiej. Wielki pożar Krakowa w roku
1850 strawił wszystkie obrazy franciszkańskie i znaczną część dominikańskich.
Najdawniejsze malowidła, jakie przetrwały wszystkie te katastrofy, datować mogę
najwcześniej na lata 1618—1620. Są to wielkie obrazy, zdobiące niegdyś refektarz
klasztoru dominikanów w Krakowie, a obecnie częściowo porozmieszczane w ko-
ściele Św. Trójcy. Twierdzenie to postaram się udowodnić.
Gdy król Zygmunt po kampanii smoleńskiej osiadł na stałe w Warszawie,
jego pierwszy malarz pozostał w Krakowie. Ostatnie jego prace dla dworu — o ile
wiadomo — wykonane były w roku 1612. Stosunki między królem a artystą
W. TOMKIEWICZ
7. Francesco Bassano, Chrystus u Marty i Marii (kopia)
jednym, już cytowanym, nie znam wypadku, by Dolabella pozwolił sobie
na dosłowne skopiowanie innego artysty i podał plagiat za dzieło własne — co
przecież ze względu na słabo zorientowane środowisko krakowskie mógł czynić
raczej bezkarnie. Prawda, że Tomasz niekiedy zapożyczał się, lecz jego „pożyczki"
nie były wcale większe od tych, jakie jego własny mistrz zaciągał w warsztatach
Robustich i Bassanów. Było to zjawisko w sztuce ówczesnej dość powszechne
— chodziło tylko o granice, poza którymi kończyła się zależność, a zaczynał się
plagiat.
Jak już wspomniałem, wcześniejsze prace Dolabelli, wykonane w Polsce,
nie zachowały się do naszych czasów — a one to przecież ze zrozumiałych po-
wodów musiały posiadać najwięcej cech weneckich. Pierwsze jego dzieła — de-
koracje sal wawelskich — strawił pożar, wzniecony przez okupantów szwedzkich
w roku 1704. Wielkie malowidła historyczne, zdobiące niegdyś Zamek Królewski
w Warszawie, wywiezione częściowo do Szwecji, a częściowo do Rosji carskiej,
przepadły bez wieści. Nie zachował się do nowszych czasów ani jeden z 17 obrazów,
znajdujących się niegdyś w katedrze wawelskiej. Wielki pożar Krakowa w roku
1850 strawił wszystkie obrazy franciszkańskie i znaczną część dominikańskich.
Najdawniejsze malowidła, jakie przetrwały wszystkie te katastrofy, datować mogę
najwcześniej na lata 1618—1620. Są to wielkie obrazy, zdobiące niegdyś refektarz
klasztoru dominikanów w Krakowie, a obecnie częściowo porozmieszczane w ko-
ściele Św. Trójcy. Twierdzenie to postaram się udowodnić.
Gdy król Zygmunt po kampanii smoleńskiej osiadł na stałe w Warszawie,
jego pierwszy malarz pozostał w Krakowie. Ostatnie jego prace dla dworu — o ile
wiadomo — wykonane były w roku 1612. Stosunki między królem a artystą