32
WŁADYSŁAW TOMKIEWICZ
z racji różnych nadań i ofiar były bardzo bogate: tak
np. klasztor dominikanów w Krakowie ok. 1620 r. był
posiadaczem nie tylko wielkich terenów miejskich, ale
i przeszło 100 wsi porozrzucanych po Małopolsce.
Stać więc było niektóre zakony na swoisty mecenat
artystyczny.
Konwenty zakonne w związku z przebudowywa-
niem wnętrz swych świątyń zatrudniały znaczną ilość
specjalistów, poczynając od architektów i muratorów,
a na przedstawicielach rzemiosła artystycznego koń-
cząc. Byli to twórcy z rozmaitych środowisk, lecz
przede wszystkim wywodzili się z cechów miejskich;
byli wśród nich i malarze, lecz przede wszystkim
złotnicy i stolarze-snycerze, których z reguły znamy
z rachunków klasztornych tylko pod imionami
chrzestnymi.
Nieco inaczej przedstawiała się sprawa z mala-
rzami, ich bowiem twórczość uważano za szlache-
tniejszą, a ich pozycja społeczna w hierarchii ówcze-
snych ocen stała wyżej niż innych (tak np. w rachunkach
klasztornych malarz, nawet cechowy, tytułowany był
zazwyczaj „panem", czego nie praktykowano w sto-
sunku do wybitnie nieraz utalentowanych snycerzy czy
złotników). Dla klasztorów pracowali również serwi-
torzy królewscy i magnaccy, a niekiedy nawet i artyści
specjalnie sprowadzani z zagranicy. Np. po wyjeździe
. ..„„ _ , , . . . w Zygmunta Ш do Warszawy dominikanie krakowscy
16. Antoni Molier, Budowa świątyni, fragment. Muzeum
Narodowe w Warszawie otoczyli opieką Dolabellę, który przez lat trzydzieści
zapełniał ich kościół i klasztor dziełami swego pędzla.
Cystersi pomorscy prawie zmonopolizowali dla siebie
twórczość przybyłego ze Śląska Hana, którego liczne
dzieła dziś jeszcze zdobią kościoły pocysterskie (obecnie
katedralne) w Pelplinie i Oliwie. Natomiast krakowscy
kanonicy regularni, chociaż sporadycznie zamawiali
obrazy u Dolabelli, choć na pewien czas sprowadzili
Włocha Astolfiego, to jednak stałym ich malarzem był
czeladnik, a następnie mistrz cechowy, Łukasz Poręb-
ski. Tu godzi się wspomnieć ku chwale tego konwentu:
widząc w Porębskim uzdolnionego malarza, wysłał go
klasztor do Rzymu dla dopełnienia studiów zawodo-
wych. Jak na nasze stosunki w owych czasach, był to —
o ile dotąd wiadomo wypadek zgoła unikalny.
Dodać wreszcie można, iż niektóre klasztory we
własnych zgromadzeniach poczęły przygotowywać fa-
chowców w różnych dziedzinach sztuki ; dzieła ich są
przeważnie nie rozpoznane, gdyż jako bracia zakonni
pracowali dla swego konwentu bezpłatnie, toteż
w księgach rachunkowych nie figurują. Bywały przecież
wyjątki : poznański klasztor bernardynów wykształcił
świetnego stolarza i snycerza, brata Hilariona, którego
piękne dzieła zdobią dotąd wnętrze kościoła w Siera-
17. Adolf Boy, Sybilla samijska. Gdańsk, Ratusz Starego kowie; ze stradomskiego klasztoru bernardynów wy-
Miasta szedł głośny później malarz Lekszycki, który obrazami
WŁADYSŁAW TOMKIEWICZ
z racji różnych nadań i ofiar były bardzo bogate: tak
np. klasztor dominikanów w Krakowie ok. 1620 r. był
posiadaczem nie tylko wielkich terenów miejskich, ale
i przeszło 100 wsi porozrzucanych po Małopolsce.
Stać więc było niektóre zakony na swoisty mecenat
artystyczny.
Konwenty zakonne w związku z przebudowywa-
niem wnętrz swych świątyń zatrudniały znaczną ilość
specjalistów, poczynając od architektów i muratorów,
a na przedstawicielach rzemiosła artystycznego koń-
cząc. Byli to twórcy z rozmaitych środowisk, lecz
przede wszystkim wywodzili się z cechów miejskich;
byli wśród nich i malarze, lecz przede wszystkim
złotnicy i stolarze-snycerze, których z reguły znamy
z rachunków klasztornych tylko pod imionami
chrzestnymi.
Nieco inaczej przedstawiała się sprawa z mala-
rzami, ich bowiem twórczość uważano za szlache-
tniejszą, a ich pozycja społeczna w hierarchii ówcze-
snych ocen stała wyżej niż innych (tak np. w rachunkach
klasztornych malarz, nawet cechowy, tytułowany był
zazwyczaj „panem", czego nie praktykowano w sto-
sunku do wybitnie nieraz utalentowanych snycerzy czy
złotników). Dla klasztorów pracowali również serwi-
torzy królewscy i magnaccy, a niekiedy nawet i artyści
specjalnie sprowadzani z zagranicy. Np. po wyjeździe
. ..„„ _ , , . . . w Zygmunta Ш do Warszawy dominikanie krakowscy
16. Antoni Molier, Budowa świątyni, fragment. Muzeum
Narodowe w Warszawie otoczyli opieką Dolabellę, który przez lat trzydzieści
zapełniał ich kościół i klasztor dziełami swego pędzla.
Cystersi pomorscy prawie zmonopolizowali dla siebie
twórczość przybyłego ze Śląska Hana, którego liczne
dzieła dziś jeszcze zdobią kościoły pocysterskie (obecnie
katedralne) w Pelplinie i Oliwie. Natomiast krakowscy
kanonicy regularni, chociaż sporadycznie zamawiali
obrazy u Dolabelli, choć na pewien czas sprowadzili
Włocha Astolfiego, to jednak stałym ich malarzem był
czeladnik, a następnie mistrz cechowy, Łukasz Poręb-
ski. Tu godzi się wspomnieć ku chwale tego konwentu:
widząc w Porębskim uzdolnionego malarza, wysłał go
klasztor do Rzymu dla dopełnienia studiów zawodo-
wych. Jak na nasze stosunki w owych czasach, był to —
o ile dotąd wiadomo wypadek zgoła unikalny.
Dodać wreszcie można, iż niektóre klasztory we
własnych zgromadzeniach poczęły przygotowywać fa-
chowców w różnych dziedzinach sztuki ; dzieła ich są
przeważnie nie rozpoznane, gdyż jako bracia zakonni
pracowali dla swego konwentu bezpłatnie, toteż
w księgach rachunkowych nie figurują. Bywały przecież
wyjątki : poznański klasztor bernardynów wykształcił
świetnego stolarza i snycerza, brata Hilariona, którego
piękne dzieła zdobią dotąd wnętrze kościoła w Siera-
17. Adolf Boy, Sybilla samijska. Gdańsk, Ratusz Starego kowie; ze stradomskiego klasztoru bernardynów wy-
Miasta szedł głośny później malarz Lekszycki, który obrazami