Erbffnung der Rechten Oder-Ufer-Bahn [Inauguracja Kolei Prawego Brzegu
Odry], „Breslauer Zeitung” 1868, nr 338.
Już inauguracja kolei dała mieszkańcom Przedmieścia Odrzańskiego przed-
smak ruchu, jakiego mogą się w przyszłości spodziewać w porze odjazdu
pociągów. Długi szereg ekwipaży i dorożek posuwał się ku tymczasowemu
dworcowi koło przytułku Claassena, a bocznymi drogami napływali również
pasażerowie i ciekawscy, by zobaczyć odjazd pierwszego pociągu i zamienić
słówko o znaczeniu kolei żelaznej dla wypadów za miasto.
Na dworcu tymczasowym, w hali przystosowanej do sprzedaży biletów
i ekspedycji towarów, panowało ożywienie, walka o bilety przypominała letnie
wyjazdy specjalne innej kolei i dowiodła, że nie mamy wciąż pojęcia o po-
rządkach panujących w kolejkach za granicą. Stłoczeni jak w tureckiej łaźni,
wystaliśmy wreszcie bilet do Namysłowa i wsiedliśmy do pociągu, po którym
nie było widać, że inauguruje regularne kursy. Ani dworzec, ani lokomotywa
nie były świątecznie przystrojone, i gdyby ktoś nie wiedział, że jest to ważna
jazda inauguracyjna, to by nic nie zauważył. Szybko przekroczyliśmy Starą
Odrę i Widawę i rozległo się wołanie konduktora: „Stacja Psie Pole!” Tak-
że Psie Pole, jakby świadome swojego komercyjnego znaczenia, zignorowało
pociąg, im dalej jednak jechaliśmy, tym bardziej świętowano to wydarzenie.
Już w Szczodrem [Sibyllenort] cała ludność była obecna na małym dworcu,
w Oleśnicy zaś setki zgromadzonych ludzi czekały na pociąg w milczeniu.
W tej ciszy turysta obieżyświat mógł się poczuć nieswojo i pewien mówca
w więcej niż mocnych słowach dał poznać mieszkańcom Oleśnicy swoją dez-
aprobatę dla ich obojętności. Na szczęście Bierutów [Bernstadt] zaspokoił
tęsknotę za uroczystym przyjęciem i wzbudził uznanie podróżnych. Jeden
z przemawiających wyraził się mniej więcej tak: „Wy, bierutowianie, jesteście
wprawdzie obywatelami małego miasta, ale cały szacunek takim obywatelom”
i wzniósł toast na cześć Bierutowa.
W Namysłowie, gdzie przynajmniej posadzono kilka choinek na peronie,
udaliśmy się na krótko z wygodnie położonego dworca do znanego szeroko
w okolicy etablissement Haselbacha, w którym podawano ten sam znakomity
trunek jęczmienny, którym ów piwowar krzepił przed laty „uczonych w piwie”
z Piwnicy Szymonkowskiej [Simmenauer Keller]. Mieliśmy poza tym oka-
zję poznać znakomite wychłodzone piwo i podziwiać niezgłębioną naiwność
zaprzątniętej robotą panienki-barmanki, która na wyszukaną uwagę: „Hebe
kredensuje Bachusowi” odrzekła: „Nie, nijakiego Hebe w piwie ni ma”. Przy
porannym kuflu, zarówno dzięki dobrej jakości, jak i znacznej ilości trunku,
rozprawiano oczywiście tylko o otwarciu kolei, a na temat całkowitego braku
oprawy świątecznej niektórzy wrocławianie wysłali niezbyt pochlebną depeszę
do dyrektora generalnego doktora Strousberga w Berlinie.
Droga powrotna była z wielu względów bardzo urozmaicona, z wdzięcz-
nością odbierano drobne gesty wrocławian jadących na prowincję, na przykład
rozrzucanie pieniędzy wśród dziatwy. Także kufelki kredensowane z beczułki
bawarskiego piwa zostały z małpią zręcznością wychylone przez z chłopska
ciekawe elementy i delegację „nachodzkich dragonów” [„Nachod-Dragoner”].
Sama jazda odbywała się szybko i odznaczała się równomiernością i brakiem
chwilowych czy dłuższych wstrząsów.
285
Odry], „Breslauer Zeitung” 1868, nr 338.
Już inauguracja kolei dała mieszkańcom Przedmieścia Odrzańskiego przed-
smak ruchu, jakiego mogą się w przyszłości spodziewać w porze odjazdu
pociągów. Długi szereg ekwipaży i dorożek posuwał się ku tymczasowemu
dworcowi koło przytułku Claassena, a bocznymi drogami napływali również
pasażerowie i ciekawscy, by zobaczyć odjazd pierwszego pociągu i zamienić
słówko o znaczeniu kolei żelaznej dla wypadów za miasto.
Na dworcu tymczasowym, w hali przystosowanej do sprzedaży biletów
i ekspedycji towarów, panowało ożywienie, walka o bilety przypominała letnie
wyjazdy specjalne innej kolei i dowiodła, że nie mamy wciąż pojęcia o po-
rządkach panujących w kolejkach za granicą. Stłoczeni jak w tureckiej łaźni,
wystaliśmy wreszcie bilet do Namysłowa i wsiedliśmy do pociągu, po którym
nie było widać, że inauguruje regularne kursy. Ani dworzec, ani lokomotywa
nie były świątecznie przystrojone, i gdyby ktoś nie wiedział, że jest to ważna
jazda inauguracyjna, to by nic nie zauważył. Szybko przekroczyliśmy Starą
Odrę i Widawę i rozległo się wołanie konduktora: „Stacja Psie Pole!” Tak-
że Psie Pole, jakby świadome swojego komercyjnego znaczenia, zignorowało
pociąg, im dalej jednak jechaliśmy, tym bardziej świętowano to wydarzenie.
Już w Szczodrem [Sibyllenort] cała ludność była obecna na małym dworcu,
w Oleśnicy zaś setki zgromadzonych ludzi czekały na pociąg w milczeniu.
W tej ciszy turysta obieżyświat mógł się poczuć nieswojo i pewien mówca
w więcej niż mocnych słowach dał poznać mieszkańcom Oleśnicy swoją dez-
aprobatę dla ich obojętności. Na szczęście Bierutów [Bernstadt] zaspokoił
tęsknotę za uroczystym przyjęciem i wzbudził uznanie podróżnych. Jeden
z przemawiających wyraził się mniej więcej tak: „Wy, bierutowianie, jesteście
wprawdzie obywatelami małego miasta, ale cały szacunek takim obywatelom”
i wzniósł toast na cześć Bierutowa.
W Namysłowie, gdzie przynajmniej posadzono kilka choinek na peronie,
udaliśmy się na krótko z wygodnie położonego dworca do znanego szeroko
w okolicy etablissement Haselbacha, w którym podawano ten sam znakomity
trunek jęczmienny, którym ów piwowar krzepił przed laty „uczonych w piwie”
z Piwnicy Szymonkowskiej [Simmenauer Keller]. Mieliśmy poza tym oka-
zję poznać znakomite wychłodzone piwo i podziwiać niezgłębioną naiwność
zaprzątniętej robotą panienki-barmanki, która na wyszukaną uwagę: „Hebe
kredensuje Bachusowi” odrzekła: „Nie, nijakiego Hebe w piwie ni ma”. Przy
porannym kuflu, zarówno dzięki dobrej jakości, jak i znacznej ilości trunku,
rozprawiano oczywiście tylko o otwarciu kolei, a na temat całkowitego braku
oprawy świątecznej niektórzy wrocławianie wysłali niezbyt pochlebną depeszę
do dyrektora generalnego doktora Strousberga w Berlinie.
Droga powrotna była z wielu względów bardzo urozmaicona, z wdzięcz-
nością odbierano drobne gesty wrocławian jadących na prowincję, na przykład
rozrzucanie pieniędzy wśród dziatwy. Także kufelki kredensowane z beczułki
bawarskiego piwa zostały z małpią zręcznością wychylone przez z chłopska
ciekawe elementy i delegację „nachodzkich dragonów” [„Nachod-Dragoner”].
Sama jazda odbywała się szybko i odznaczała się równomiernością i brakiem
chwilowych czy dłuższych wstrząsów.
285