95
znaczeniowego względem pierwowzoru - „robotniczy
herszt / Kapować coś zaczyna / Więc prosty robi gest /
I rękę w łokciu zgina”30. Nie robociarz, nie „przedstawi-
ciel klasy robotniczej” z partyjnej nowomowy, lecz „ro-
botniczy herszt”, reprezentujący gniew oszukanych mas.
Upostaciowany jest w nim odruch wywrotowy, „niesłusz-
ny” - w autobusie Linkego nie było nań miejsca - kie-
runek ruchu. Autobusowa metafora, w której więzienne
zamknięcie łączy się z ruchem właśnie, daje Kaczmarskie-
mu pretekst do zamanifestowania wolnościowej postawy.
X- X- X-
Rzecz charakterystyczna, że po 1989 roku czerwony au-
tobus zaczął straszyć jako widmo „czerwonego diabła”.
W powieści Marsz Polonia Jerzego Pilcha (2008)31 staje się
alegorią Polski zwiedzionej na pokuszenie przez siły „sta-
rego układu”, paktującej z „komuchami”, którzy uwłasz-
czyli się na państwowym i dalej w najlepsze tuczą się na
rodakach (od razu powiedzmy, że pisarz drwi też sobie
z tej wyjętej ze skarbca prawicowych dogmatów kliszy).
Polska kurczy się do jądra ciemności: „[...] za komu-
nistycznej Polski był wybitnym dziennikarzem [...] Stoją-
cy na czele ostatniej ekipy Generał powołał Bezetznego
na stanowisko ministra propagandy” (s. 28). Benjamin
Bezzetzny (zakamuflowany Jerzy Urban) - „Kto raz ujrzał
Diabła Wcielonego - nie zapomniał go nigdy” (s. 119) -
urządza wielki bal. Po gości wysyła „klimatyzowany ni-
czym arktyczna pieczara” autokar (s. 34). Właściwie to au-
tokar jeździ na okrągło i zbiera kogo trzeba, kiedy w koń-
cu wybija jego godzina; szofer, ani chybi - jak domyśla
się bohater - ma licencję prywatnego detektywa albo sto-
pień pułkownika kontrwywiadu. I pewnie jeszcze licencję
snajpera wyborowego - zawsze trafia w kogo trzeba.
Pilch pisze ekfrazę obrazu Linkego (reprodukcja Au-
tobusu znalazła się na okładce powieści). Pojazd określa
właściciela, a podróż podróżnych. Decydując się na jaz-
dę na czarcim ogumieniu, stają się apostołami zepsu-
cia - słudzy pańscy, rozsiewający prątki czerwonej choro-
by; czerwone - czytaj: lewackie - jest wszystko, czego nie
uznaje odnowiona moralnie Polska, z którą sąsiaduje Be-
zetzny (końcem końców i ona okaże się kręgiem piekła).
Przyjrzymy się pasażerom: Z tyłu pojazdu siedzi „za-
gubiony mit” - Legendarny Działacz Solidarności, który
nie może odnaleźć się w Polsce, o którą walczył. Sytua-
cję jego zdradza mowa ciała: „Siedział tak, jakby wstawał,
wstawał tak, jakby siadał, wychodził - zostając, zosta-
wał - wychodząc; to kapitulancko kulił się w sobie, to prę-
żył możnowładczo. To zdawał się opłakiwać własny upa-
dek, to zuchwałym spojrzeniem dawał do zrozumienia,
jak niesamowicie wprost suwerennym jest człowiekiem”
30 J. Kaczmarski, Antologia poezji, red. K. Nowak, Warszawa 2012,
s. 144 - w niektórych wykonaniach pojawia się „robotniczy
herszt”, w przywołanej antologii oraz większości dyskografii jest
to „proletariacki herszt”.
31 J. Pilch, Marsz Polonia, Warszawa 2008 (stamtąd cytaty, przy
kolejnych podano numer strony w nawiasie).
(s. 36). Można w nim widzieć ucieleśnienie narodu cią-
gle wybijającego się na niepodległość, a przy tym bom-
bastycznie zadętego i równocześnie skarlałego, jakby za
Norwidem: „Polak jest jak olbrzym, a człowiek w Polaku
jest karzeł”32; „zagubiony mit” to Polak zrobiony z dumy
i wstydu: „dużo dumy od święta, dużo frustracji [...] na
co dzień”33.
W każdym z pasażerów znajdujemy jakieś wynatu-
rzenie, coś groteskowego, przyciągającego i odpychają-
cego jednocześnie. Przed Legendarnym Działaczem So-
lidarności siedzi celebrycki tandem: ona - „drugorzędna
piosenkarka z pierwszorzędnym biustem” (s. 36), a obok
niej, na straży biustu, on - wygolony na łyso ochroniarz
o wyglądzie czternastolatka: „makabryczny pozór chore-
go na białaczkę dziecka” (s. 37). Następnie wzrok bohate-
ra przenosi się na znanego telewizyjnego eksperta piłkar-
skiego - znanego też z tego, że „jadł kolację z ministrem
policji, który podczas tej kolacji został zastrzelony” (s. 37;
wraz z ministrem przybywa widmo Polski gangsterskiej);
sfatygowany gorzałką ekspert dygocze (wcielenie Polski
pijącej, odwołujące się do naszego negatywnego autoste-
reotypu). Autobus zabiera jeszcze po drodze Towarzysza
Garstkę, przez konfratrów przezywanego Towarzyszem
Odchylenie Maoistowskie - żwawego staruszka filigra-
nowej postury, ortodoksyjnego komunistę, byłego człon-
ka Komitetu Centralnego (uosobienie politycznej fiksa-
cji). Wieść niesie, że stary maoista zaliczył dom wariatów.
Nasz bohater natomiast pamięta pogrzeb Garstki - na
bankietach u Bezetznego zawsze „żywych trupów zatrzę-
sienie” (s. 45).
Spostrzegłszy seksowną piosenkarkę, Garstka zaczyna
umizgi: „Za jej śmiechem zaczynała się domena widziadeł
[...] ciarki przeszły mi po plecach [...] Wyglądało, jakby
leżące na siedzeniach widma nagle się przebudziły, wy-
prostowały, a może zmartwychwstały” (s. 55).
Przechyły autobusu wprawiają upiorną gromadę w ta-
niec, rzec by się chciało - chocholi: podróżni kolebią się
„zupełnie nie w rytmie uwerturowo ruszającego się auto-
karu”, każdy „po swojemu” (s. 55).
W gruncie rzeczy autobus zasysa całą rzeczywistość
powieści. Każdy z gości Benjamina jest najpierw pasaże-
rem. I każdy wyruszył w drogę, żeby w końcu zatańczyć.
Po chocholich bujaniach rusza taniec sobowtórów - „on,
może nie on - od sobowtórów wszelkiej maści aż się wo-
koło roiło”: „Piłsudski tańczył z Marilyn Monroe; Sad-
dam Husejn z Marylą Rodowicz; Lew Tołstoj, a może Ra-
sputin, z Sharon Stone; kaskaderzy odtwórców głównych
32 C.K. Norwid, Wszystkie pisma Cypryana Norwida po dziś w ca-
łości lub fragmentach odszukane, t. 8, Warszawa 1937, s. 419-420.
Myśl Norwida będzie się reprodukować przez pokolenia i wracać
w setkach tekstów, jako jeden z „polskich negatywnych autoste-
reotypów” - zob. A. Leszczyński, „Polak jest jak olbrzym, a czło-
wiek w Polaku jest karzeł”, [w:] idem, No dno po prostu jest Polska,
s. 59-100 (jakwprzyp. 13).
33 A. Leszczyński, Duma i wstyd równocześnie..., [w:] idem, No
dno po prostu jest Polska, s. 42 (jak w przyp. 13).
znaczeniowego względem pierwowzoru - „robotniczy
herszt / Kapować coś zaczyna / Więc prosty robi gest /
I rękę w łokciu zgina”30. Nie robociarz, nie „przedstawi-
ciel klasy robotniczej” z partyjnej nowomowy, lecz „ro-
botniczy herszt”, reprezentujący gniew oszukanych mas.
Upostaciowany jest w nim odruch wywrotowy, „niesłusz-
ny” - w autobusie Linkego nie było nań miejsca - kie-
runek ruchu. Autobusowa metafora, w której więzienne
zamknięcie łączy się z ruchem właśnie, daje Kaczmarskie-
mu pretekst do zamanifestowania wolnościowej postawy.
X- X- X-
Rzecz charakterystyczna, że po 1989 roku czerwony au-
tobus zaczął straszyć jako widmo „czerwonego diabła”.
W powieści Marsz Polonia Jerzego Pilcha (2008)31 staje się
alegorią Polski zwiedzionej na pokuszenie przez siły „sta-
rego układu”, paktującej z „komuchami”, którzy uwłasz-
czyli się na państwowym i dalej w najlepsze tuczą się na
rodakach (od razu powiedzmy, że pisarz drwi też sobie
z tej wyjętej ze skarbca prawicowych dogmatów kliszy).
Polska kurczy się do jądra ciemności: „[...] za komu-
nistycznej Polski był wybitnym dziennikarzem [...] Stoją-
cy na czele ostatniej ekipy Generał powołał Bezetznego
na stanowisko ministra propagandy” (s. 28). Benjamin
Bezzetzny (zakamuflowany Jerzy Urban) - „Kto raz ujrzał
Diabła Wcielonego - nie zapomniał go nigdy” (s. 119) -
urządza wielki bal. Po gości wysyła „klimatyzowany ni-
czym arktyczna pieczara” autokar (s. 34). Właściwie to au-
tokar jeździ na okrągło i zbiera kogo trzeba, kiedy w koń-
cu wybija jego godzina; szofer, ani chybi - jak domyśla
się bohater - ma licencję prywatnego detektywa albo sto-
pień pułkownika kontrwywiadu. I pewnie jeszcze licencję
snajpera wyborowego - zawsze trafia w kogo trzeba.
Pilch pisze ekfrazę obrazu Linkego (reprodukcja Au-
tobusu znalazła się na okładce powieści). Pojazd określa
właściciela, a podróż podróżnych. Decydując się na jaz-
dę na czarcim ogumieniu, stają się apostołami zepsu-
cia - słudzy pańscy, rozsiewający prątki czerwonej choro-
by; czerwone - czytaj: lewackie - jest wszystko, czego nie
uznaje odnowiona moralnie Polska, z którą sąsiaduje Be-
zetzny (końcem końców i ona okaże się kręgiem piekła).
Przyjrzymy się pasażerom: Z tyłu pojazdu siedzi „za-
gubiony mit” - Legendarny Działacz Solidarności, który
nie może odnaleźć się w Polsce, o którą walczył. Sytua-
cję jego zdradza mowa ciała: „Siedział tak, jakby wstawał,
wstawał tak, jakby siadał, wychodził - zostając, zosta-
wał - wychodząc; to kapitulancko kulił się w sobie, to prę-
żył możnowładczo. To zdawał się opłakiwać własny upa-
dek, to zuchwałym spojrzeniem dawał do zrozumienia,
jak niesamowicie wprost suwerennym jest człowiekiem”
30 J. Kaczmarski, Antologia poezji, red. K. Nowak, Warszawa 2012,
s. 144 - w niektórych wykonaniach pojawia się „robotniczy
herszt”, w przywołanej antologii oraz większości dyskografii jest
to „proletariacki herszt”.
31 J. Pilch, Marsz Polonia, Warszawa 2008 (stamtąd cytaty, przy
kolejnych podano numer strony w nawiasie).
(s. 36). Można w nim widzieć ucieleśnienie narodu cią-
gle wybijającego się na niepodległość, a przy tym bom-
bastycznie zadętego i równocześnie skarlałego, jakby za
Norwidem: „Polak jest jak olbrzym, a człowiek w Polaku
jest karzeł”32; „zagubiony mit” to Polak zrobiony z dumy
i wstydu: „dużo dumy od święta, dużo frustracji [...] na
co dzień”33.
W każdym z pasażerów znajdujemy jakieś wynatu-
rzenie, coś groteskowego, przyciągającego i odpychają-
cego jednocześnie. Przed Legendarnym Działaczem So-
lidarności siedzi celebrycki tandem: ona - „drugorzędna
piosenkarka z pierwszorzędnym biustem” (s. 36), a obok
niej, na straży biustu, on - wygolony na łyso ochroniarz
o wyglądzie czternastolatka: „makabryczny pozór chore-
go na białaczkę dziecka” (s. 37). Następnie wzrok bohate-
ra przenosi się na znanego telewizyjnego eksperta piłkar-
skiego - znanego też z tego, że „jadł kolację z ministrem
policji, który podczas tej kolacji został zastrzelony” (s. 37;
wraz z ministrem przybywa widmo Polski gangsterskiej);
sfatygowany gorzałką ekspert dygocze (wcielenie Polski
pijącej, odwołujące się do naszego negatywnego autoste-
reotypu). Autobus zabiera jeszcze po drodze Towarzysza
Garstkę, przez konfratrów przezywanego Towarzyszem
Odchylenie Maoistowskie - żwawego staruszka filigra-
nowej postury, ortodoksyjnego komunistę, byłego człon-
ka Komitetu Centralnego (uosobienie politycznej fiksa-
cji). Wieść niesie, że stary maoista zaliczył dom wariatów.
Nasz bohater natomiast pamięta pogrzeb Garstki - na
bankietach u Bezetznego zawsze „żywych trupów zatrzę-
sienie” (s. 45).
Spostrzegłszy seksowną piosenkarkę, Garstka zaczyna
umizgi: „Za jej śmiechem zaczynała się domena widziadeł
[...] ciarki przeszły mi po plecach [...] Wyglądało, jakby
leżące na siedzeniach widma nagle się przebudziły, wy-
prostowały, a może zmartwychwstały” (s. 55).
Przechyły autobusu wprawiają upiorną gromadę w ta-
niec, rzec by się chciało - chocholi: podróżni kolebią się
„zupełnie nie w rytmie uwerturowo ruszającego się auto-
karu”, każdy „po swojemu” (s. 55).
W gruncie rzeczy autobus zasysa całą rzeczywistość
powieści. Każdy z gości Benjamina jest najpierw pasaże-
rem. I każdy wyruszył w drogę, żeby w końcu zatańczyć.
Po chocholich bujaniach rusza taniec sobowtórów - „on,
może nie on - od sobowtórów wszelkiej maści aż się wo-
koło roiło”: „Piłsudski tańczył z Marilyn Monroe; Sad-
dam Husejn z Marylą Rodowicz; Lew Tołstoj, a może Ra-
sputin, z Sharon Stone; kaskaderzy odtwórców głównych
32 C.K. Norwid, Wszystkie pisma Cypryana Norwida po dziś w ca-
łości lub fragmentach odszukane, t. 8, Warszawa 1937, s. 419-420.
Myśl Norwida będzie się reprodukować przez pokolenia i wracać
w setkach tekstów, jako jeden z „polskich negatywnych autoste-
reotypów” - zob. A. Leszczyński, „Polak jest jak olbrzym, a czło-
wiek w Polaku jest karzeł”, [w:] idem, No dno po prostu jest Polska,
s. 59-100 (jakwprzyp. 13).
33 A. Leszczyński, Duma i wstyd równocześnie..., [w:] idem, No
dno po prostu jest Polska, s. 42 (jak w przyp. 13).