Małgorzata Wożna-Stankiewicz
Józefa Kremera poglądy na muzykę
w kontekście kultury muzycznej XIX wieku
„Mój Aniołku! Po rozstaniu się z Wami, ze ściśniętym sercem, o Was
niespokojny, bezsennie dojechałem [pociągiem z Warszawy] bardzo prędko
do granicy [w miejscowości Maczki, stacja Granica]. Tu kłopoty wizowania
paszportów, rewizja, aczkolwiek powierzchowna, pierwsze wrażenie, jakie
robi zapoznanie się z minami austriackich urzędników, nareszcie strata cza-
su na te korowody - mój smutek zmieniły w znajomą Ci, a mnie tak zwykłą
chandrę. W najniełaskawszym więc usposobieniu wjechałem do Austrii.
Zaledwieśmy dwie kuse stacje ujechali, kazano nam się zatrzymać w brud-
nej budzie, stanowiącej tu voxhall kolei [w Szczakowej]. Jakoż czekaliśmy
na pociąg wiedeński całe pięć godzin! Dzięki tej przewłoce stanęliśmy
w Krakowie zaledwo o Vi do 12. Wjeżdżaliśmy do naszej starej stolicy jako-
by z zawiązanymi oczyma, gdyż tłusty pułkownik wojsk austriackich bez
ceremonii rozpostarł się w oknie wagonu, skąd admirował cudne, skaliste
góry, nieprzerwanym pasmem przez wiorst kilkanaście obok kolei ciągnące,
pokryte całym blaskiem wiosennej zieloności. Deszcz ze śniegiem prószył
rzęsiście. Więc z kolei w zamkniętej hermetycznie dorożce kazałem siebie
wieźć do Drezdeńskiego Hotelu [czyli kamienicy Margrabskiej, na rogu
Rynku i Floriańskiej nr 2]. (...) Pierwszy rzut oka przez szybę zupełnie roz-
broił. Stanąłem jak wryty. Łzy zakręciły mi się w oku. Jestem u stóp Mariac-
kiej wieży, na środku wielkiego rynku Sukiennice, na które napatrzyć się nie
Józefa Kremera poglądy na muzykę
w kontekście kultury muzycznej XIX wieku
„Mój Aniołku! Po rozstaniu się z Wami, ze ściśniętym sercem, o Was
niespokojny, bezsennie dojechałem [pociągiem z Warszawy] bardzo prędko
do granicy [w miejscowości Maczki, stacja Granica]. Tu kłopoty wizowania
paszportów, rewizja, aczkolwiek powierzchowna, pierwsze wrażenie, jakie
robi zapoznanie się z minami austriackich urzędników, nareszcie strata cza-
su na te korowody - mój smutek zmieniły w znajomą Ci, a mnie tak zwykłą
chandrę. W najniełaskawszym więc usposobieniu wjechałem do Austrii.
Zaledwieśmy dwie kuse stacje ujechali, kazano nam się zatrzymać w brud-
nej budzie, stanowiącej tu voxhall kolei [w Szczakowej]. Jakoż czekaliśmy
na pociąg wiedeński całe pięć godzin! Dzięki tej przewłoce stanęliśmy
w Krakowie zaledwo o Vi do 12. Wjeżdżaliśmy do naszej starej stolicy jako-
by z zawiązanymi oczyma, gdyż tłusty pułkownik wojsk austriackich bez
ceremonii rozpostarł się w oknie wagonu, skąd admirował cudne, skaliste
góry, nieprzerwanym pasmem przez wiorst kilkanaście obok kolei ciągnące,
pokryte całym blaskiem wiosennej zieloności. Deszcz ze śniegiem prószył
rzęsiście. Więc z kolei w zamkniętej hermetycznie dorożce kazałem siebie
wieźć do Drezdeńskiego Hotelu [czyli kamienicy Margrabskiej, na rogu
Rynku i Floriańskiej nr 2]. (...) Pierwszy rzut oka przez szybę zupełnie roz-
broił. Stanąłem jak wryty. Łzy zakręciły mi się w oku. Jestem u stóp Mariac-
kiej wieży, na środku wielkiego rynku Sukiennice, na które napatrzyć się nie