154
nych i trochę zabytków sztuki, m. in. znany szkic Stwosza tzw. Ołtarza Bam-
berskiego. Dalej zaś było pomieszczenie Zakładu Archeologii Przedhistorycz-
nej, z którego nawet do nas dochodziły niekiedy bardzo mocny głos prof.
Demetrykiewicza, który — choć był wątłym, niewielkim, siwym starusz-
kiem — odznaczał się przedziwnie mocnym organem głosowym.
Profesorów w tym czasie byłodwóch: Julian Pagaczewski i Jerzy Mycielski.
Stanowili oni jak gdyby dwa przeciwieństwa: Pagaczewski był szczupły i wy-
soki, miał delikatne rysy twarzy, jak na znanym portrecie Wyspiańskiego;
lecz na jednym z policzków szpeciła go gruba szrama, jakaś blizna po ranie.
Z usposobienia był raczej milczący, przy czym kiedy go zastawałem we wspo-
mnianym gabineciku, siedział zwykle bezczynnie, wpatrzony smutnymi oczy-
ma przed siebie w jakąś odległą przestrzeń. Podejrzewałem go o zaburzenia
neurasteniczne, chociaż jako nie-lekarz nie mogę w tym przypadku wyroko-
wać i podaję tę informację z jak najdalej idącym zastrzeżeniem. Był uczniem —
jak wiadomo — prof. Mariana Sokołowskiego. Właściwa mu metoda pracy
była przedłużeniem metody nieżyjącego już profesora. Prof. Pagaczewski
wykładał głównie sztukę gotycką, m. in. miał wielogodzinny wykład o ka-
tedrach francuskich. Jak gdyby równoważnikiem tych wykładów były jego
prelekcje na temat baroku, m. in. drezdeńskiego z czasów Augusta Mocnego,
ze szczególnym uwzględnieniem Chiaverego, Biihra i Poppelmanna. Wykłady
odbywały się na pierwszym piętrze budynku, przy czym profesorowie wraz
z asystentami udawali się tam bocznymi schodami. Wykłady prof. Pagaczew-
skiego były bardzo na czasie, gdyż właśnie wówczas zwracano coraz częściej
uwagę na architekturę barokową, która za czasów Sokołowskiego była w pew-
nym zaniedbaniu. Stąd asystent Pagaczewskiego, Adam Bochnak, napisał
swoją pracę doktorską o kościele w Klimontowie. Często mówiło się w roz-
mowach z profesorem i kolegami o pracach Wólfflina, zwłaszcza o jego dzie-
łach Renaissance und Barock, czy Kunstgeschichtliche Grundbegriffe, tak
że nauka o baroku stawała się coraz modniejsza. Lojalnie trzeba dodać, że
pierwsza większa praca Fr. Kleina o architekturze barokowej Krakowa
powstała pod kierunkiem prof. Mycielskiego jeszcze przed moimi studiami.
Seminaria odbywały się w ten sposób, że wokół stołu w dużej sali siedziełi
uczniowie, referując swoje prace (przez kilka posiedzeń, lub przez jedno,
w zależności od długości tych prac), po czym profesor wzywał do dyskusji,
która —• jak to zwykłe bywa — rozwijała się z niejakim trudetn, gdyż ucznio-
wie — na ogół biorąc — nie mieli zbyt wiele do powiedzenia. Zabierał wów-
czas głos sam profesor, bardzo zwięźle charakteryzując i oceniając prace.
Cechą bardzo dodatnią profesora były organizowane przez niego krótkie,
zazwyczaj jednodniowe wycieczki naukowe. Pamiętam, że zwiedziliśmy pod
jego kierunkiem zamek w Dębnie oraz Lusławice z płytą nagrobną Faustyna
Socyna i charakterystycznym dworkiem staropolskim, zamieszkanym przez
córkę Jacka Malczewskiego, a żonę właściciela dworu. Dworu o tyle mają-
cego znaczenie w nowszej historii malarstwa, że często powtarzał się w kompo-
nych i trochę zabytków sztuki, m. in. znany szkic Stwosza tzw. Ołtarza Bam-
berskiego. Dalej zaś było pomieszczenie Zakładu Archeologii Przedhistorycz-
nej, z którego nawet do nas dochodziły niekiedy bardzo mocny głos prof.
Demetrykiewicza, który — choć był wątłym, niewielkim, siwym starusz-
kiem — odznaczał się przedziwnie mocnym organem głosowym.
Profesorów w tym czasie byłodwóch: Julian Pagaczewski i Jerzy Mycielski.
Stanowili oni jak gdyby dwa przeciwieństwa: Pagaczewski był szczupły i wy-
soki, miał delikatne rysy twarzy, jak na znanym portrecie Wyspiańskiego;
lecz na jednym z policzków szpeciła go gruba szrama, jakaś blizna po ranie.
Z usposobienia był raczej milczący, przy czym kiedy go zastawałem we wspo-
mnianym gabineciku, siedział zwykle bezczynnie, wpatrzony smutnymi oczy-
ma przed siebie w jakąś odległą przestrzeń. Podejrzewałem go o zaburzenia
neurasteniczne, chociaż jako nie-lekarz nie mogę w tym przypadku wyroko-
wać i podaję tę informację z jak najdalej idącym zastrzeżeniem. Był uczniem —
jak wiadomo — prof. Mariana Sokołowskiego. Właściwa mu metoda pracy
była przedłużeniem metody nieżyjącego już profesora. Prof. Pagaczewski
wykładał głównie sztukę gotycką, m. in. miał wielogodzinny wykład o ka-
tedrach francuskich. Jak gdyby równoważnikiem tych wykładów były jego
prelekcje na temat baroku, m. in. drezdeńskiego z czasów Augusta Mocnego,
ze szczególnym uwzględnieniem Chiaverego, Biihra i Poppelmanna. Wykłady
odbywały się na pierwszym piętrze budynku, przy czym profesorowie wraz
z asystentami udawali się tam bocznymi schodami. Wykłady prof. Pagaczew-
skiego były bardzo na czasie, gdyż właśnie wówczas zwracano coraz częściej
uwagę na architekturę barokową, która za czasów Sokołowskiego była w pew-
nym zaniedbaniu. Stąd asystent Pagaczewskiego, Adam Bochnak, napisał
swoją pracę doktorską o kościele w Klimontowie. Często mówiło się w roz-
mowach z profesorem i kolegami o pracach Wólfflina, zwłaszcza o jego dzie-
łach Renaissance und Barock, czy Kunstgeschichtliche Grundbegriffe, tak
że nauka o baroku stawała się coraz modniejsza. Lojalnie trzeba dodać, że
pierwsza większa praca Fr. Kleina o architekturze barokowej Krakowa
powstała pod kierunkiem prof. Mycielskiego jeszcze przed moimi studiami.
Seminaria odbywały się w ten sposób, że wokół stołu w dużej sali siedziełi
uczniowie, referując swoje prace (przez kilka posiedzeń, lub przez jedno,
w zależności od długości tych prac), po czym profesor wzywał do dyskusji,
która —• jak to zwykłe bywa — rozwijała się z niejakim trudetn, gdyż ucznio-
wie — na ogół biorąc — nie mieli zbyt wiele do powiedzenia. Zabierał wów-
czas głos sam profesor, bardzo zwięźle charakteryzując i oceniając prace.
Cechą bardzo dodatnią profesora były organizowane przez niego krótkie,
zazwyczaj jednodniowe wycieczki naukowe. Pamiętam, że zwiedziliśmy pod
jego kierunkiem zamek w Dębnie oraz Lusławice z płytą nagrobną Faustyna
Socyna i charakterystycznym dworkiem staropolskim, zamieszkanym przez
córkę Jacka Malczewskiego, a żonę właściciela dworu. Dworu o tyle mają-
cego znaczenie w nowszej historii malarstwa, że często powtarzał się w kompo-