180
EDYTA CHLEBOWSKA
tradycją - „największymi i najsprawiedliwszymi filarami” są apostołowie
Piotr i Paweł. Kościół z Norwidowej kompozycji to wspólnota wierzących,
będąca znakiem sprzeciwu wobec świata, i to zarówno w wymiarze historycz-
nym, jak i ogólnym, oderwanym od realiów konkretnego momentu dziejowe-
go, jaki został w dziele uobecniony. Ale w postaciach rzymskich męczenni-
ków dostrzegamy również - o czym już wspominałam - pewną wizję świę-
tości. Świętości, w której niezłomnemu męstwu wobec niechybnej śmierci
towarzyszy łagodność i dobroć, owa „siła dziwna”, która w Norwidowskim
drobiazgu dramatycznym z 1857 r. przybrała imię „Słodyczy”. W szczególny
sposób ową słodycz uosabiają towarzyszące Apostołom postacie: młoda ko-
bieta i chłopiec, tulący w ramionach krzyż.
Spostrzeżenia dotyczące warstw znaczeń skrywających się pod powierz-
chnią prezentowanego zdarzenia, kierują naszą uwagę w stronę jednej z posta-
ci, której obecność - świadomie i celowo - pominęłam dotychczas milcze-
niem. Chodzi o widocznego w prawym dolnym rogu kompozycji mężczyznę,
pochylającego się ku ziemi i wskazującego dłonią na porzucony architekto-
niczny detal (fragment kamiennego fryzu?) z motywem liścia akantu. Zna-
mienne, że jako jedyny nie uczestniczy on w rozgrywającym się dramacie,
interesują go natomiast kamienne ułomki, znaki przeszłości - okaleczone, ale
wciąż żywe świadectwa minionego czasu. Owo wyosobnienie postaci wzmoc-
nione dodatkowo przez sposób jej usytuowania, niejako na pograniczu świata
przedstawionego i rzeczywistości, do której przynależy patrzący na kompozy-
cję widz, skłania do namysłu nad rolą, jaką przydzielił jej artysta. Nie wiemy
wprawdzie, kim jest ów mężczyzna, jednak symboliczne nacechowanie jego
sylwetki nie wydaje się budzić większych wątpliwości. Z jednej strony może-
my tu dostrzec pewne „uchrystusowienie” postaci, z drugiej natomiast zaryso-
wuje się trop autoportretowy, przy czym oba wskazania wzajemnie się nie
wykluczają, zwłaszcza jeśli weźmiemy pod uwagę ich niezobowiązujący po-
szlakowy charakter. Wydaje się natomiast, że - niezależnie od kierunku per-
sonalnej sugestii - tajemniczy mężczyzna występuje w Norwidowej kompozy-
cji w opisanej przez Marię Poprzęcką funkcji „jasnowidzącego świadka”,
nadającego przedstawieniu głębszy, ogólniejszy sens26. Wprowadzenie w ra-
my historycznej sceny takich właśnie jasnowidzących świadków było jednym
ze sposobów - dosyć często w XIX-wiecznym malarstwie stosowanym - na-
dawania obrazom treści przenośnej. Bodaj najbliższymi nam przykładami
takich postaci są: Stańczyk w Hołdzie pruskim Matejki oraz Artysta i Muza
26
Tamże, s. 105-107.
EDYTA CHLEBOWSKA
tradycją - „największymi i najsprawiedliwszymi filarami” są apostołowie
Piotr i Paweł. Kościół z Norwidowej kompozycji to wspólnota wierzących,
będąca znakiem sprzeciwu wobec świata, i to zarówno w wymiarze historycz-
nym, jak i ogólnym, oderwanym od realiów konkretnego momentu dziejowe-
go, jaki został w dziele uobecniony. Ale w postaciach rzymskich męczenni-
ków dostrzegamy również - o czym już wspominałam - pewną wizję świę-
tości. Świętości, w której niezłomnemu męstwu wobec niechybnej śmierci
towarzyszy łagodność i dobroć, owa „siła dziwna”, która w Norwidowskim
drobiazgu dramatycznym z 1857 r. przybrała imię „Słodyczy”. W szczególny
sposób ową słodycz uosabiają towarzyszące Apostołom postacie: młoda ko-
bieta i chłopiec, tulący w ramionach krzyż.
Spostrzeżenia dotyczące warstw znaczeń skrywających się pod powierz-
chnią prezentowanego zdarzenia, kierują naszą uwagę w stronę jednej z posta-
ci, której obecność - świadomie i celowo - pominęłam dotychczas milcze-
niem. Chodzi o widocznego w prawym dolnym rogu kompozycji mężczyznę,
pochylającego się ku ziemi i wskazującego dłonią na porzucony architekto-
niczny detal (fragment kamiennego fryzu?) z motywem liścia akantu. Zna-
mienne, że jako jedyny nie uczestniczy on w rozgrywającym się dramacie,
interesują go natomiast kamienne ułomki, znaki przeszłości - okaleczone, ale
wciąż żywe świadectwa minionego czasu. Owo wyosobnienie postaci wzmoc-
nione dodatkowo przez sposób jej usytuowania, niejako na pograniczu świata
przedstawionego i rzeczywistości, do której przynależy patrzący na kompozy-
cję widz, skłania do namysłu nad rolą, jaką przydzielił jej artysta. Nie wiemy
wprawdzie, kim jest ów mężczyzna, jednak symboliczne nacechowanie jego
sylwetki nie wydaje się budzić większych wątpliwości. Z jednej strony może-
my tu dostrzec pewne „uchrystusowienie” postaci, z drugiej natomiast zaryso-
wuje się trop autoportretowy, przy czym oba wskazania wzajemnie się nie
wykluczają, zwłaszcza jeśli weźmiemy pod uwagę ich niezobowiązujący po-
szlakowy charakter. Wydaje się natomiast, że - niezależnie od kierunku per-
sonalnej sugestii - tajemniczy mężczyzna występuje w Norwidowej kompozy-
cji w opisanej przez Marię Poprzęcką funkcji „jasnowidzącego świadka”,
nadającego przedstawieniu głębszy, ogólniejszy sens26. Wprowadzenie w ra-
my historycznej sceny takich właśnie jasnowidzących świadków było jednym
ze sposobów - dosyć często w XIX-wiecznym malarstwie stosowanym - na-
dawania obrazom treści przenośnej. Bodaj najbliższymi nam przykładami
takich postaci są: Stańczyk w Hołdzie pruskim Matejki oraz Artysta i Muza
26
Tamże, s. 105-107.