Universitätsbibliothek HeidelbergUniversitätsbibliothek Heidelberg
Metadaten

Rocznik Historii Sztuki — 11.1976

DOI Heft:
I: Problemy polskiego baroku
DOI Artikel:
Tomkiewicz, Władysław: Czynniki kształtuające sztukę polską XVII wieku
DOI Seite / Zitierlink: 
https://doi.org/10.11588/diglit.14267#0051
Überblick
loading ...
Faksimile
0.5
1 cm
facsimile
Vollansicht
OCR-Volltext
42

WŁADYSŁAW. TOMKIEWICZ

O bezskuteczności rad, tak oto radził swym przyjaciołom: „Każ, czego pragniesz — aby się strzegli; zabraniaj
tego, co chcesz, aby czynili"12. W słowach tych krył się cynizm; polityka obok pogardy wielkiego feudała.

Ta odgórna warstwa szlachecka, na którą składało się kilkadziesiąt rodzin w Koronie i Litwie, prowadziła
pomyślną dla siebie walkę, zarówno z Janem Kazimierzem, jak i z Janem Sobieskim, o ograniczenie do mini-
mum władzy królewskiej i o zdobycie dla siebie przodującej, decydującej roli w państwie. W walce tej posłu-
giwała się demagogią, potrafiła dzięki tej demagogii zmobilizować niekiedy masy szlacheckie — wbrew ich
własnym interesom przeciw królowi (rokosz Jerzego Lubomirskiego), ale w gruncie rzeczy od mas tych
stroniła, zamykając się w ciasnym kręgu towarzyskim „wielkich ludzi" (termin marszałka Stanisława Hera-
kliusza), odcinając się od „pospólstwa" szlacheckiego, stworzywszy własny styl życia.

Mimo wszystko byli to jednak ludzie również o mentalności sarmackiej, w której naczelną rolę odgrywała
megalomania w pierwszej linii rodowa. Poczęto więc fabrykować fałszywe genealogie, wyprowadzające
poszczególne rody magnackie już nie tylko od mitycznych Popielów, Palemonów czy Ruryków, ale od patry-
cjuszów rzymskich (Krasińscy, Pacowie).

Te wspaniałe tablice genealogiczne i heraldyczne wymagały jednak odpowiedniej oprawy zewnętrznej, toteż
ją stosowano w iście sarmackim guście. Wyrażała się ona w ostentacyjnej pompie, w okazałości splendorów.
Poczęto wznosić liczne rezydencje, a ich wnętrza zapełniać przedmiotami pochodzenia orientalnego, wśród
których łupy chocimskie i wiedeńskie w postaci kobierców, broni czy zastaw stołowych stanowiły niemałą
część. Nie były to zresztą tylko łupy wojenne: całe bez mała rzemiosło krajowe, reprezentowane głównie przez
lwowsko-halicko-zamojskich Ormian, nastawione zostało na wyroby typu orientalnego. W rezydencji magna-
ckiej na każdym niemal kroku można się było spotkać z kobiercami perskimi i tureckimi, z tkaninami wschod-
nimi, wśród których nie brak było i chińskich, ściany komnat pokrywały panoplia z broni orientalnej. Jeżeli
do tego dodamy, że służba, złożona z różnych hajduków, pajuków i kozaków, przebrana została w ubiory tureckie,
perskie, a nawet arabskie — będziemy mie i szkicowy obraz tego smaku orientalnego, który teraz, zwłaszcza po
wyprawie wiedeńskiej, stał się powszechny (nie trzeba chyba dodawać, że tę modę w miarę swych możliwości
przejmować poczęła średnia szlachta, a nawet patrycjat miejski). Na tle takiego wyposażenia, kłócącego się
jednak z architekturą bryły pałacowej, poruszał się gospodarz domu, pan wojewoda, w ubiorze i sposobie
bycia niewiele różniący się od paszy. To tylko jejmość i jej fraucymer odbijały wyglądem od tego orientalnego
tła: mimo wszystko kobieta polska nie dała się skusić na czarczaf i szarawary — wolała ubiór francuski.

W szeregach magnaterii znalazła się jednak niewielka grupa ludzi, których orientalizm smaku nie pociągał,
a przynajmniej im nie wystarczał. Byli to ludzie najbardziej w swej grupie społecznej wykształceni, a zwłaszcza
oczytani, znający z autopsji Zachód, a przede wszystkim kraj, który teraz stał się nie tylko największą potęgą
polityczno-militarną w Europie, ale i czołowym ośrodkiem kultury umysłowej i artystycznej. Mowa tu, oczy-
wiście, o Francji Ludwika XIV.

Nie była to jakaś zwarta grupa ludzi zaprzyjaźnionych, o tej samej orientacji politycznej. Przeciwnie — często
należeli do różnych frakcji, niekiedy swarzyli się z sobą, nie mówiąc już o tym, że wszyscy niemal pokłóceni
byli z królem Janem III13, który przecież pod względem upodobań kulturalnych, a zwłaszcza artystycznych,
do nich się zaliczał. Już w czasach Jana Kazimierza powstało u nas coś w rodzaju salonu literackiego na wzór
francuski. Niewiele wiemy o tym „salonie" poza tym, że jego duszą była „sawantka polska", Helena z Osso-
lińskich Lubomirska, a uczestnikami jego byli m. in. dwaj młodzi wówczas ludzie — głośny z czasem poeta
Jan Andrzej Morsztyn i przyszły marszałek Stanisław Herakliusz Lubomirski, zwany przez współczesnych
Salomonem polskim. Ponieważ posiedzenia tej grupy odbywały się na terenie pałacu Kazimierzowskiego i nie-
jako pod auspicjami jego gospodyni — królowej Marii Ludwiki — można się domyślać, że częściej tam była
mowa o Kartezjuszu i Pascalu, niż o Senece, czy nawet Owidiuszu.

Czasy się jednak zmieniły. Zabrakło Marii Ludwiki, a nowa monarchini, Maria Kazimiera, pod żadnym
prawie względem nie dorównywała swej inteligentnej wychowawczyni, nie stać jej było na patronowanie jakiejś
akcji intelektualnej. Była jednak grupa „oświeconych sarmatów" o szerszych zainteresowaniach. Obserwując
bacznie ówczesną ewolucję kulturalną w Europie, spostrzegli oni, że barok rzymski powiedział już wszystko,
co miał do powiedzenia, że źródeł inspiracji należy teraz szukać we Francji. Oczywiście, odpychał ich abso-

12 Zob. R. Po Hak, Wśród literatów staropolskich, Warszawa 1970, s. 361.

13 Bardzo trafnie przed laty określił te stosunki W. Konopczyński: „O filozofii pogadałby może Jan Sobieski z marszałkiem
Stanisławem Herakliuszem Lubomirskim [...] gdyby między tym królem a jego niedoszłym detronizatorem możliwa była szczera
rozmowa*' (W. Konopczyński, Dzieje Polski nowożytnej, t. 2, Warszawa 1936, s. 141).
 
Annotationen