ŚWIAT JAKO BEZPRZEDMIOTOWOŚĆ
141
wionę dzięki podtrzymującemu je duchowi. Człowiek uduchawia rzecz przez proces tworzenia — ta tylko rzecz
jest żywa, w którą człowiek tchnie życie (czyż nie jest Bogiem?). Według pewnych utartych pojęć duch jest ro-
dzajem cieplika, który ogrzewa stworzoną przez siebie rzecz. Rzecz żyje póty, póki nie zniszczą jej otaczające
warunki, póki nie ulotni się z niej cieplik — duch. Przyroda powstaje także z tworzywa, potencjalnie istnie-
jącego w materii. Życie płonie w niej póty, póki istnieje źródło ciepła. Niechby słońce zgasło — wnet nasuwa
się hipoteza, że zgasłoby wszelkie życie na ziemi.
Być może jednak, iż rzecz ma się inaczej ; być może, iż natura nie jest zbudowana tak mądrze, praktycznie
i celowo. Być może, iż natura nie jest w ogóle zbudowana, i że to coś, co niekiedy nosi nazwę materii (ja od-
noszę się do tego bardzo sceptycznie), w działaniach swych nie kieruje się ani zasadą przyczyny, ani celu. Być
może, iż materia nie wie nawet, co to przyczyna sprawcza i co to cel, być może, iż jest ślepa i nieświadoma w pro-
cesach skupiania i rozpadania. Być może, iż z rozpadu materii powstało ciepło, a z niego cały szereg nowych
postaci. Człowiek uważał taki właśnie akt rozpadu materii za KATASTROFĘ ŚWIATOWĄ, rozpatrując
ją z punktu widzenia rozpadu domu, drzewa czy kamienia. Ale ponieważ ustalono w przyrodzie NIEZNISZ-
CZALNOŚĆ MATERII, ponieważ stwierdzono, że w ogniu i na mrozie, w cieple i w chłodzie materia jest
jedna i ta sama, przeto należy wnosić, ŻE W ŚWIECIE NIE MA KATASTROF. ŚWIAT WE WSZYSTKICH
PROCESACH TWORZENIA I BURZENIA JEST NIEZMIENNĄ MATERIĄ. Światło, istniejące we wszech-
świecie, nie jest światłem, ciemność nie jest ciemnością. Światło i ciemność to tylko dwie postaci owego „czegoś",
co poznać możemy jedynie za pomocą pewnych pryzmatów, w których ujrzymy wyraźnie, że to samo
„coś" występuje pod tysiącem różnych postaci. Światło jest identyczne z barwą, barwa zaś ze światłem, za-
leżnie od postaci. Wszelkie kierunki malarskie to właśnie pryzmaty, przez które oglądamy taką czy inną rze-
czywistość. Takie czy inne pryzmaty w ewolucji malarstwa powstają wskutek fizjologicznej budowy cząstek
czy zwierciadełek mózgu. Dzięki przebudowie owych zwierciadełek otrzymujemy na płótnie taki czy inny stan.
Oto nowa realna forma, jeszcze jedna w nieskończonej liczbie postaci niezmiennego w swej istocie zjawiska.
Suprematyzm stanowi również pewien pryzmat, ale w tym pryzmacie nic się nie przełamuje, bowiem świat
jest poza nim [...] realnych rzeczy nie ma, a raczej stały się one bezprzedmiotowe.
Rzeczywistość malarską buduje malarz na podstawie trzech czy siedmiu barw zasadniczych. Barwy te,
powtarzam, są tylko podstawą jego wzrokowego postrzegania, ujętego za pomocą specjalnie wynalezionego
pryzmatu, który do aparatu wiedzy wprowadził owo siedmiobarwne prawo.
W każdym człowieku, jako w jednostce energetycznej związane są węzły skupień energii o rozmaitych na-
pięciach i dlatego malarz zmienia kształt zamalowanej powierzchni płótna w różnych formach i natężeniach
barwy oraz tonu.
Zwróciłem kiedyś uwagę na pracę fizycznego laboratorium przyrody, gdzie na ciemnym tle chmur zaryso-
wała się niezwykle jaskrawo barwna tęcza. Obserwacja ta stała się dla mnie bodźcem do długich rozmyślań,
których rezultatem był wykres ruchu barw w ośrodkach kultury ludzkiej. Rozumowałem w następujący sposób:
jeżeli kropla wody stała się przyczyną powstania nowej postaci pewnego realnego zjawiska, dlaczegóż by każdy
nowy ośrodek nie mógł stwarzać nowych stanów? Prawdopodobnie realność różnic jest właśnie ilością rezul-
tatów załamywania zjawisk w bezustannie zmiennych stanach, przyroda zaś jest kłębkiem jednej nici, kłębkiem,
którego nie rozwikłają żadne naukowe wnioski, którego żadne przyrządy fizyczne nie rozdzielą na realność
i nierealność.
Tak tedy, jeśli kropla wody stworzyła warunki, w których światło rozszczepiło się na barwy, to może każdy
kwiatek jest pewną postacią załamania materii barwnej. A może sam człowiek stanowi pryzmat, w którym
załamuje się cały barwny świat. Każdy człowiek jest jednak jednostką, przejmującą na podobieństwo kwiatu
pewne kolory. Kolorowanie zależy, według mnie, od stanu dynamicznego, który dyktuje stosunki estetyczne.
Wynika stąd iż wszelkie dzieło estetyczne składa się z całego szeregu różnorodnych cząstek barwy i formy.
Każda jednostka stanowi inaczej skonstruowany pryzmat, wskutek czego inaczej załamuje zjawiska. Różno-
rodność załamań zależy znowu od napięcia dynamicznego i dlatego każde zjawisko postrzegać można we wszel-
kich prędkościach. Stąd pochodzą różnice formy, konstrukcji, systemów, i tu ma swe źródło różne kolorowa-
nie tych różnic przez poszczególne jednostki.
Kropla wody, która stała się przyczyną rozszczepienia światła na barwy, zwróciła uwagę na kwiaty, jako
na nową postać stanów i postrzeżeń barwnych. Przeprowadziłem badania linii rozwoju kultury ludzkiej, którą
to linię wytyczyłem przez ośrodki wytwarzania form. Za punkt wyjścia wziąłem wieś. Punkt ten stanowił już
dla mnie pewien pryzmat, załamujący jeden z momentów energetycznych materii barwnej, od którego uza-
141
wionę dzięki podtrzymującemu je duchowi. Człowiek uduchawia rzecz przez proces tworzenia — ta tylko rzecz
jest żywa, w którą człowiek tchnie życie (czyż nie jest Bogiem?). Według pewnych utartych pojęć duch jest ro-
dzajem cieplika, który ogrzewa stworzoną przez siebie rzecz. Rzecz żyje póty, póki nie zniszczą jej otaczające
warunki, póki nie ulotni się z niej cieplik — duch. Przyroda powstaje także z tworzywa, potencjalnie istnie-
jącego w materii. Życie płonie w niej póty, póki istnieje źródło ciepła. Niechby słońce zgasło — wnet nasuwa
się hipoteza, że zgasłoby wszelkie życie na ziemi.
Być może jednak, iż rzecz ma się inaczej ; być może, iż natura nie jest zbudowana tak mądrze, praktycznie
i celowo. Być może, iż natura nie jest w ogóle zbudowana, i że to coś, co niekiedy nosi nazwę materii (ja od-
noszę się do tego bardzo sceptycznie), w działaniach swych nie kieruje się ani zasadą przyczyny, ani celu. Być
może, iż materia nie wie nawet, co to przyczyna sprawcza i co to cel, być może, iż jest ślepa i nieświadoma w pro-
cesach skupiania i rozpadania. Być może, iż z rozpadu materii powstało ciepło, a z niego cały szereg nowych
postaci. Człowiek uważał taki właśnie akt rozpadu materii za KATASTROFĘ ŚWIATOWĄ, rozpatrując
ją z punktu widzenia rozpadu domu, drzewa czy kamienia. Ale ponieważ ustalono w przyrodzie NIEZNISZ-
CZALNOŚĆ MATERII, ponieważ stwierdzono, że w ogniu i na mrozie, w cieple i w chłodzie materia jest
jedna i ta sama, przeto należy wnosić, ŻE W ŚWIECIE NIE MA KATASTROF. ŚWIAT WE WSZYSTKICH
PROCESACH TWORZENIA I BURZENIA JEST NIEZMIENNĄ MATERIĄ. Światło, istniejące we wszech-
świecie, nie jest światłem, ciemność nie jest ciemnością. Światło i ciemność to tylko dwie postaci owego „czegoś",
co poznać możemy jedynie za pomocą pewnych pryzmatów, w których ujrzymy wyraźnie, że to samo
„coś" występuje pod tysiącem różnych postaci. Światło jest identyczne z barwą, barwa zaś ze światłem, za-
leżnie od postaci. Wszelkie kierunki malarskie to właśnie pryzmaty, przez które oglądamy taką czy inną rze-
czywistość. Takie czy inne pryzmaty w ewolucji malarstwa powstają wskutek fizjologicznej budowy cząstek
czy zwierciadełek mózgu. Dzięki przebudowie owych zwierciadełek otrzymujemy na płótnie taki czy inny stan.
Oto nowa realna forma, jeszcze jedna w nieskończonej liczbie postaci niezmiennego w swej istocie zjawiska.
Suprematyzm stanowi również pewien pryzmat, ale w tym pryzmacie nic się nie przełamuje, bowiem świat
jest poza nim [...] realnych rzeczy nie ma, a raczej stały się one bezprzedmiotowe.
Rzeczywistość malarską buduje malarz na podstawie trzech czy siedmiu barw zasadniczych. Barwy te,
powtarzam, są tylko podstawą jego wzrokowego postrzegania, ujętego za pomocą specjalnie wynalezionego
pryzmatu, który do aparatu wiedzy wprowadził owo siedmiobarwne prawo.
W każdym człowieku, jako w jednostce energetycznej związane są węzły skupień energii o rozmaitych na-
pięciach i dlatego malarz zmienia kształt zamalowanej powierzchni płótna w różnych formach i natężeniach
barwy oraz tonu.
Zwróciłem kiedyś uwagę na pracę fizycznego laboratorium przyrody, gdzie na ciemnym tle chmur zaryso-
wała się niezwykle jaskrawo barwna tęcza. Obserwacja ta stała się dla mnie bodźcem do długich rozmyślań,
których rezultatem był wykres ruchu barw w ośrodkach kultury ludzkiej. Rozumowałem w następujący sposób:
jeżeli kropla wody stała się przyczyną powstania nowej postaci pewnego realnego zjawiska, dlaczegóż by każdy
nowy ośrodek nie mógł stwarzać nowych stanów? Prawdopodobnie realność różnic jest właśnie ilością rezul-
tatów załamywania zjawisk w bezustannie zmiennych stanach, przyroda zaś jest kłębkiem jednej nici, kłębkiem,
którego nie rozwikłają żadne naukowe wnioski, którego żadne przyrządy fizyczne nie rozdzielą na realność
i nierealność.
Tak tedy, jeśli kropla wody stworzyła warunki, w których światło rozszczepiło się na barwy, to może każdy
kwiatek jest pewną postacią załamania materii barwnej. A może sam człowiek stanowi pryzmat, w którym
załamuje się cały barwny świat. Każdy człowiek jest jednak jednostką, przejmującą na podobieństwo kwiatu
pewne kolory. Kolorowanie zależy, według mnie, od stanu dynamicznego, który dyktuje stosunki estetyczne.
Wynika stąd iż wszelkie dzieło estetyczne składa się z całego szeregu różnorodnych cząstek barwy i formy.
Każda jednostka stanowi inaczej skonstruowany pryzmat, wskutek czego inaczej załamuje zjawiska. Różno-
rodność załamań zależy znowu od napięcia dynamicznego i dlatego każde zjawisko postrzegać można we wszel-
kich prędkościach. Stąd pochodzą różnice formy, konstrukcji, systemów, i tu ma swe źródło różne kolorowa-
nie tych różnic przez poszczególne jednostki.
Kropla wody, która stała się przyczyną rozszczepienia światła na barwy, zwróciła uwagę na kwiaty, jako
na nową postać stanów i postrzeżeń barwnych. Przeprowadziłem badania linii rozwoju kultury ludzkiej, którą
to linię wytyczyłem przez ośrodki wytwarzania form. Za punkt wyjścia wziąłem wieś. Punkt ten stanowił już
dla mnie pewien pryzmat, załamujący jeden z momentów energetycznych materii barwnej, od którego uza-