Universitätsbibliothek HeidelbergUniversitätsbibliothek Heidelberg
Metadaten

Rocznik Muzeum Narodowego w Warszawie — 26.1982

DOI Heft:
Wystawy
DOI Artikel:
Charazińska, Elżbieta; Jaroszewski, Tadeusz Stefan; Simmler, Joseph [Ill.]: Pokłosie wystawy monograficznej Józefa Simmlera
DOI Seite / Zitierlink: 
https://doi.org/10.11588/diglit.19629#0516
Überblick
loading ...
Faksimile
0.5
1 cm
facsimile
Vollansicht
OCR-Volltext
malarz warszawskiego mieszczaństwa, a więc formacji, która nie tylko dzisiaj przestała istnieć,
ale na której niedowład, słabość i niedorozwój wskazują dzisiejsi historycy i socjologowie".
I dalej: „Simmler maluje dokument formacji, o której mówi się, że jej u nas nie było. Otóż była.
Wyglądała dostojnie i rzeczowo, jak na jego portretach. Gdyby pożyła dłużej i mocniej, inaczej
wyglądałby dzisiaj nasz kraj, byłby czymś innym. Nie wiadomo, czy lepszym, ale na pewno
odmiennym. Simmler więc porusza i zastanawia przede wszystkim jako niewykorzystany wątek
naszej historii. I dal tego chyba warto go przypomnieć po prostu jako świadectwo zapomnianej
prawdy" — pisał Toeplitz7.

„Ja także uważam Józefa Simmlera za bardzo dobrego portrecistę, wspaniałego obserwatora
twarzy, materii, na tyle zawsze powściągliwego, by świat, jaki w portretach swych odtwarza —
przy całych jego arystokratycznych aspiracjach — pozostawał światem jednolitym, prawdziwym,
posłusznym kanonom mieszczańskich cnót" — pisał Andrzej Osęka. „Oczywiście nie zadaje
swym bohaterom kłopotliwych pytań, nie demaskuje nikogo, nie ujawnia ukrytych stron duszy.
Są oni w jego portretach tacy, jakimi chcieli się zaprezentować w towarzystwie. Artysta rozumie
wspaniale reguły towarzyskiej umowy, ceni ją, i chyba nawet — co może decyduje o wysokich
walorach jego sztuki — darzy zaufaniem i miłością. On naprawdę kocha ten połysk na broka-
tach, intarsjowanych meblach" — czytamy dalej8.

Tadeusz M. Trajdos przyznaje, że Simmler czuje się jedynie dobrze w portrecie. Ale krytyk
ten wyraźnie nie lubi malarza, ani portretowanych przez niego osób. „W jego królestwie portretu
rządzi nie realny wielki przedsiębiorca Warszawy, tylko uśmiechnięty spokojnie manekin naśla-
dujący hrabiów i hetmanów, nie romantyczny młodzieniec zapatrzony w nieskończoność, tylko
pałacowy przebieraniec, wreszcie nie żołnierz powstania, tylko konsument tłustych obiadów
w zacisznych apartamentach. Ładna sztuka Simmlera jest wykwitem chorobliwego oportunitzmu
czasów niewoli. Pochwalmy czas jej koronek, nie dajmy się nabrać jej fałszywej sytości" —pisał
Tadeusz M. Trajdos, historyk sztuki, mediewista z wykształcenia9. Nie zajmował się dotąd
sztuką XIX w., stąd ryzykowne sformułowania w jego recenzji, obliczone na doraźny efekt,
z którymi trudno się zgodzić.

Wszyscy krytycy podkreślają zgodnie mistrzostwo wykonawcze Simmlera. „Świadczy o nim
większość obrazów Simmlera, nade wszystko jednak portrety, na których z upodobaniem i ma-
estrią techniczną odtwarzał karnację skóry, połysk jedwabi, puszystość futer i włosów, blask
klejnotów. Łącząc portret mieszczański z reprezentacyjnym — nadawał swym modelom dostoj-
ną elegancję, ową solidną dystynkcję, pozbawioną zarazem wszelkiej przesady" — pisała Marta

7 KTT, Simmler, jw., s. 16.

8 Osęka, Brokat i natchnienie, jw., s. 16.

9 Trajdos, jw., s. 15.

512
 
Annotationen