Universitätsbibliothek HeidelbergUniversitätsbibliothek Heidelberg
Metadaten

Instytut Sztuki (Warschau) [Hrsg.]; Państwowy Instytut Sztuki (bis 1959) [Hrsg.]; Stowarzyszenie Historyków Sztuki [Hrsg.]
Biuletyn Historii Sztuki — 50.1988

DOI Heft:
Nr. 3
DOI Artikel:
Bartnicka-Górska, Hanna: Zygmunta Waliszewskiego widnokrąg paryski
DOI Seite / Zitierlink:
https://doi.org/10.11588/diglit.48737#0248

DWork-Logo
Überblick
Faksimile
0.5
1 cm
facsimile
Vollansicht
OCR-Volltext
HANNA BARTNICKA-GORSKA

(...) mam doprawdy dosyć tego głupiego cierpienia
fizycznego — żalił się Mariannie, dodając zaraz ale
mam nadzieję, że to się poprawi i wyzdrowieję70.
Sądząc z dalszych listów do Marianny z nogą by-
wało raz lepiej raz gorzej, ale Waliszewski przestał
prawie wychodzić. Przyjaciele starali się jakoś go
rozerwać: Teraz wróciło już do Paryża sporo moich
dawnych kolegów i przyjaciół malarzy — pisał do
niej — prawie ciągle mnie odwiedzają, mówimy oczy-
wiście trochę o sztuce, trochę o głupstwach, opowia-
damy kawały, albo puszczam piękne płyty na gra-
mofonie 77. Jeszcze na początku października Wali-
szewski łudził się poprawą zdrowia, zaczął intensyw-
ną kurację, by nie utracić drugiej nogi. Amputowa-
no mu ją jednak już pod koniec miesiąca. I wydawa-
ło mu się wówczas, że już ostatecznie zwalczył cho-
robę: Co dzień czuję się lepiej i mocniej, jestem
więc bardzo zadowolony, że wreszcie będę zdrowy
i że zacznę pracować 7S.
Po opuszczeniu kliniki Waliszewski mieszkał na-
dal na Malakoffie, ale w nowej pracowni, którą mir
w swoim sąsiedztwie wyszukali Szczepańscy i Cybi-
sowie, na rue Leplanąuis nr 27. W 1931 roku Jan
i Marianna van der Zweep przyjechali do Paryża
i wówczas widzieli się z Waliszewskim. Jednakże
wkrótce po ich powrocie do Holandii koresponden-
cja z Marianną urwała się.
Mimo dolegliwości związanych z chorobą Wali-
szewski nadal uczestniczy! w życiu kapistów, którzy
zdecydowali się właśnie na wspólne wystąpienie.
W 1929 r. Grupa Artystów Polskich w Paryżu zor-
ganizowała, pod przewodnictwem swego prezesa
Augusta Zamoyskiego konkurs dla młodych malarzy
polskich.
Krytyk Stanisław Klingsland w korespondencji
z Paryża w czerwcu 1929 donosił do Warszawy70, że
w konkursie, w którym uczestniczyło kilkudziesięciu
artystów, przyznano pięć równorzędnych nagród po
2000 franków. Po otwarciu kopert z nazwiskami oka-
zało się, że nagrodzeni zostali wyłącznie kapiści: Se-
weryn Boraczok, Jan Cybis, Artur Nacht, Janusz
Strzałecki i Zygmunt Waliszewski30. W jury konkur-
su zasiadali ze strony francuskiej: Raoul Dufy, Emil
Friesz, Georges Rouault, Andre Salmon, oraz jedyny
Polak — Józef Pankiewicz, który jako, że rozpoznał
prace swych uczniów wypowiadał się ostatni. Wyróż-
nienie przez jury konkursu jedynie prac kapistów —
był to wielki sukces — wspominała H. Rudzka-Cybi-
sowa — i posądzano, że mieliśmy z Pankiewiczem
cichą umowę; nie była to prawda, bo z nim nie
kontaktowaliśmy się od 1925 roku do roku 19293I.
Jednak gdy podczas konkursu obrazy kapistów zy-
skały tak wysokie oceny, Pankiewicz wzruszył się
podobno do łez. Zapomniano o poprzednich nieporo-
zumieniach i wrócono do dawnych serdecznych
kontaktów,

Do tego czasu kapiści nie występowali jako ugru-
powanie artystyczne. Nic nie mówić o grupie — prze-
strzegał ciągle Jan Cybis82. Nadal więc siedzieli ci-
cho, w swych pracowniach, uważając wystawianie
prac za przedwczesne. W kraju, w Ministerstwie
Oświaty mówiono o nich źle i rzadko .przyznawano
chude stypendia. Uważano, że wynaradawiają się
i żebrać będą lada chwila po 5 franków po kawiar-
niach 8S. Być może dlatego właśnie w prasie krajo-
wej, poza wymienionym omówieniem w „Wiadomo-
ściach Literackich”, wyniki konkursu paryskiego po-
minięto milczeniem.
Jednakże wyróżnienie prac kapistów przez tak
miarodajne pod względem artystycznym jury mówiło
samo za siebie. Mieli przecież sporą konkurencję,
wybrani zostali spośród kilkudziesięciu polskich ma-
larzy działających w Paryżu. Musieli się więc wy-
różnić jakąś wspólną cechą, która widocznie przy-
padła do gustu jurorom. Może była to właśnie szcze-
rość i wrażliwość ich prac, które jeśli nawet po-
wstawały pod wpływem obcej twórczości, były wy-
nikiem jej przeżywania i zrozumienia, a nie po-
wierzchownym naśladownictwem. Również od strony
warsztatowej ich obrazy wyróżniały się solidnym
przygotowaniem podpartym zarówno doświadczeniem
i wskazówkami Pankiewicza jak i dalszą samodzielną
pracą.
Jesienią tegoż roku Waliszewski i Strzałecki po-
siali swe obrazy na oficjalny paryski Salon d’Autom-
ne81. A po upływie kilku miesięcy 28 marca 1930 r.,
na placu Saint-Germain-des-Pres odbył się wernisaż
Ezposition de peintures (il. 15). Na wydrukowanym
zawiadomieniu obok tej lakonicznej nazwy umiesz-
czono jedynie -nazwiska wystawiających: „Boddane,
Boraczok, Cybis, Czapski, Jarema, Jast-Strzałecki,
Nacht, Potworowski, Rudzka-C., Seydenman, Wali-
szewski” 85. Wyglądało to raczej jak szyfr — bez
imion, narodowości i jakiejkolwiek nazwy ugrupowa-
nia. Tej powściągliwej informacji nie należało jed-
nak jakoś szczególnie interpretować. Wynika ona
z dalszego przestrzegania przyjętej zasady „nic nie
mówić o grupie”. Niech obrazy mówią za siebie.
Wystawie patronowała Liii Pastre80, która już
przedtem służyła pomocą. Prawdopodobnie to ona je-
szcze na balu kapistów poznała ich z Leon-Paul Far-
gu’iem, poetą i kronikarzem paryskim, który obec-
nie do ich skromnego anonsu o otwarciu wystawy
napisał słowo wstępne. Podszedł do swego zadania
solidnie, odwiedzając przedtem poszczególne pracow-
nie wystawiających87.
Pisarze paryscy bywali już dawniej życzliwi pol-
skim artystom: Apollinaire lansował Ludwika Mar-
kusa i ochrzci! go Marcoussisem, Felix Feneon po-
pierał Pankiewicza, Andre Gide — Witolda Wojtkie-
wicza, a teraz Fargue zaprezentował w Paryżu ka -
pistów w krótkim wstępie zatytułowanym Bonne

240
 
Annotationen