Lokal przy ulicy Kredytowej był reprezentacyjny i duży, ale mieścił się w mało ruchliwej
dzielnicy i uszkodziły go pociski w czasie oblężenia. Wielkie szyby okienne były potłuczone.
W zniszczonej już bardzo Warszawie wyjątkowo mroźna zima roku 1939/1940 dała się
wszystkim we znaki. W ocalałych domach mieliśmy często zamiast szyb dyktę, kaloryfery nie
działały, a o węgiel było trudno. Urządzaliśmy salon w nieogrzewanym lokalu. Robotnicy —■
bohaterzy wprawiali w mojej obecności szyby zgrabiałymi rękami przy 35 st. poniżej zera,
a artystka Helena Jaroszewska dekorowała ściany lnem.
1940. Otwarcie Salonu Sztuki „Skarbiec"
Podczas takiego mrozu, w dniu 10 lutego 1940 roku, otworzyliśmy, z duszą na ramieniu,
Salon Sztuki, któremu nadałam nazwę „Skarbiec".
Na otwarcie, nie dysponując jeszcze dziełami sztuki powierzonymi do sprzedaży komisowej,
dekorowaliśmy Salon obrazami i przedmiotami artystycznymi mojej rodziny. Na wystawie
królowała duża lustrzana empirowa taca z galeryjką ze złoconego brązu, na której ułożony
był mój naszyjnik wenecki z zielonych kamieni, oprawnych w srebro. Piszę o nim, bo parę mie-
sięcy później był powodem naszego pierwszego zmartwienia. Na sztalugach w oknie wystawowym
umieściłam portret pięknej pani Lewickiej, pędzla Antoniego Murzynowskiego, wewnątrz
lokalu — parę dobrych mebli i kilka obrazów.
Skromny był więc start w zupełnie nowy dla mnie świat antykwariatów, który miał wówczas
w Warszawie wybitnych przedstawicieli z czasów przedwojennych: Kulikowskiego na Krakow-
skim Przedmieściu, Kaniewskiego i Bilińską na Nowym Świecie, Garlińskiego na Mazowieckiej
i Smokalskiego na Trębackiej. Z nowszych czynne już były piękne salony na Mazowieckiej —
Leśniewskiej i Potockiej.
Rozesłałam zaproszenia i dużo osób przyszło na otwarcie, jedni z ciekawości, inni, by zrobić
nam przyjemność. Gościem, który pierwszy przestąpił próg Salonu, był Jan Eustachy Kowerski,
plenipotent księżnej Czartoryskiej, mieszkającej w swym pałacyku blisko nas przy ul. Kre-
dytowej 12. Z jej zbiorów sprzedawałam później cenne obrazy i przedmioty.
Przez cały pierwszy dzień przychodzili i amatorzy, którzy chcieli kupić niemal wszystko,
co się w Salonie znajdowało. Wprawiali mnie w przerażenie, bo z wyjątkiem tacy lustrzanej
nie było nic na sprzedaż. Największy kłopot miałam z Portretem pani Lewickiej. Był bardzo
piękny, więc amatorów znalazło się bez liku. Przedstawiał śliczną młodą brunetkę w pozycji
stojącej (do kolan), w jedwabnej krynolinie srebrnego koloru z dużym dekoltem. Na szyi miała
perły, a na ramionach szal z cieniutkiej, przezroczystej koronki. Zmartwienie moje minęło,
gdy w parę dni po otwarciu otrzymałam do komisowej sprzedaży szereg dzieł sztuki.
Personel Salonu stanowiły wówczas, oprócz mnie, trzy osoby; Bronisław Czernic, Bronisława
Usakiewiczowa — moja pomocnica i zastępczyni oraz woźny Feliks Kwiecień. Przez krótki
okres czasu wspólniczką naszą była Antoniowa Górska, ale nie pracowała w Salonie. Buchal-
terię prowadził Jakub Wolnik.
472
dzielnicy i uszkodziły go pociski w czasie oblężenia. Wielkie szyby okienne były potłuczone.
W zniszczonej już bardzo Warszawie wyjątkowo mroźna zima roku 1939/1940 dała się
wszystkim we znaki. W ocalałych domach mieliśmy często zamiast szyb dyktę, kaloryfery nie
działały, a o węgiel było trudno. Urządzaliśmy salon w nieogrzewanym lokalu. Robotnicy —■
bohaterzy wprawiali w mojej obecności szyby zgrabiałymi rękami przy 35 st. poniżej zera,
a artystka Helena Jaroszewska dekorowała ściany lnem.
1940. Otwarcie Salonu Sztuki „Skarbiec"
Podczas takiego mrozu, w dniu 10 lutego 1940 roku, otworzyliśmy, z duszą na ramieniu,
Salon Sztuki, któremu nadałam nazwę „Skarbiec".
Na otwarcie, nie dysponując jeszcze dziełami sztuki powierzonymi do sprzedaży komisowej,
dekorowaliśmy Salon obrazami i przedmiotami artystycznymi mojej rodziny. Na wystawie
królowała duża lustrzana empirowa taca z galeryjką ze złoconego brązu, na której ułożony
był mój naszyjnik wenecki z zielonych kamieni, oprawnych w srebro. Piszę o nim, bo parę mie-
sięcy później był powodem naszego pierwszego zmartwienia. Na sztalugach w oknie wystawowym
umieściłam portret pięknej pani Lewickiej, pędzla Antoniego Murzynowskiego, wewnątrz
lokalu — parę dobrych mebli i kilka obrazów.
Skromny był więc start w zupełnie nowy dla mnie świat antykwariatów, który miał wówczas
w Warszawie wybitnych przedstawicieli z czasów przedwojennych: Kulikowskiego na Krakow-
skim Przedmieściu, Kaniewskiego i Bilińską na Nowym Świecie, Garlińskiego na Mazowieckiej
i Smokalskiego na Trębackiej. Z nowszych czynne już były piękne salony na Mazowieckiej —
Leśniewskiej i Potockiej.
Rozesłałam zaproszenia i dużo osób przyszło na otwarcie, jedni z ciekawości, inni, by zrobić
nam przyjemność. Gościem, który pierwszy przestąpił próg Salonu, był Jan Eustachy Kowerski,
plenipotent księżnej Czartoryskiej, mieszkającej w swym pałacyku blisko nas przy ul. Kre-
dytowej 12. Z jej zbiorów sprzedawałam później cenne obrazy i przedmioty.
Przez cały pierwszy dzień przychodzili i amatorzy, którzy chcieli kupić niemal wszystko,
co się w Salonie znajdowało. Wprawiali mnie w przerażenie, bo z wyjątkiem tacy lustrzanej
nie było nic na sprzedaż. Największy kłopot miałam z Portretem pani Lewickiej. Był bardzo
piękny, więc amatorów znalazło się bez liku. Przedstawiał śliczną młodą brunetkę w pozycji
stojącej (do kolan), w jedwabnej krynolinie srebrnego koloru z dużym dekoltem. Na szyi miała
perły, a na ramionach szal z cieniutkiej, przezroczystej koronki. Zmartwienie moje minęło,
gdy w parę dni po otwarciu otrzymałam do komisowej sprzedaży szereg dzieł sztuki.
Personel Salonu stanowiły wówczas, oprócz mnie, trzy osoby; Bronisław Czernic, Bronisława
Usakiewiczowa — moja pomocnica i zastępczyni oraz woźny Feliks Kwiecień. Przez krótki
okres czasu wspólniczką naszą była Antoniowa Górska, ale nie pracowała w Salonie. Buchal-
terię prowadził Jakub Wolnik.
472