Overview
Universitätsbibliothek HeidelbergUniversitätsbibliothek Heidelberg
Metadaten

Rocznik Muzeum Narodowego w Warszawie — 10.1966

DOI Heft:
Wspomnienia o Muzeum Narodowym w Warszawie: lata wojny 1939 - 1945
DOI Artikel:
Gebethnerowa, Janina: Warszawa wczoraj, dziś i nigdy
DOI Seite / Zitierlink:
https://doi.org/10.11588/diglit.19551#0522

DWork-Logo
Überblick
Faksimile
0.5
1 cm
facsimile
Vollansicht
OCR-Volltext
Ekipy pracowników nie tylko ratowały zabytki z płonącego Zamku czy nie dających żad-
nych warunków bezpieczeństwa Łazienek, ale przywoziły do Muzeum prywatne kolekcje z roz-
bitych bombami domów. Oprócz prac ratowniczych na zewnątrz, pracownicy musieli zajmować
się zwożonymi obiektami i ochroną budynku muzealnego przed pożarami. Część pracowników
zamieszkała w Muzeum — bo albo już nie mieli domów, albo dojście do nich było dalekie
i niebezpieczne. Z prowiantów przyniesionych gotowałyśmy wspólne posiłki. Wspólnie miesz-
kaliśmy w piwnicach razem z dziełami sztuki, jednakowo zagrożeni, w takiej z nimi bliskości,
jaka przed tym ani po tym już się nie zdarzała. Myślę, że może to wtedy właśnie, z tej bliskości
i wspólnego garnka, narodziła się dziwna fascynacja Muzeum Narodowym, z którego odchodzi
się z żalem lub zostaje odsuwając lepsze możliwości.

W tym czasie, kiedy Dyrektor Lorentz działał tak odważnie i skutecznie w Muzeum Naro-
dowym, na Starym Mieście kustosz Wieczorkiewicz również organizował akcję ratunkową.
Dochodziły nas o nim sporadyczne wiadomości.

Gestapo pojawiło się w Muzeum w końcu października, kiedy byliśmy zajęci uprzątaniem
pobitego szkła, gruzu i zabezpieczaniem napływających zewsząd zbiorów, należących między
innymi do osób szczególnie zagrożonych przez hitlerowców. Utkwił mi w pamięci jeden z ge-
stapowców Teobald Deisel, przezwany przez nas „Czarnym Piotrusiem". Cóż to był za okaz
pychy i buty zwycięzcy, kiedy stawiając nogę na krześle terroryzował nas wzrokiem, obiecując,
że obwiesi nami uliczne latarnie.

Do Muzeum na Starym Mieście powróciłam już na krótko. Jakiś czas porządkowało się
zbiory własne i przywiezione z muzeum z Podwala. A potem to było już tylko czekanie przy że-
laznym piecyku i obmyślanie, co można będzie robić w tych warunkach przeciw programowej
zagładzie kultury.

Z dniem 1.1.1940 roku miejskie władze okupacyjne zwolniły mnie wraz z wieloma pracowni-
kami z Muzeum. Wielokrotnie odwiedzałam kustosza Wieczorkiewicza, który całkowicie oddał
się pracy konspiracyjnej. W najgorszych momentach umiał znaleźć trafne słowo pociechy i wy-
jaśnić skomplikowane sytuacje.

Ale 20 czerwca 1941 roku, kiedy niosłam mu pudełko słodyczy (moje honorarium w na-
turze, zarobione w fabryce cukierków), już kustosza Wieczorkiewicza nie zastałam. Dzień przed
tym został zabrany przez gestapo. W lutym 1942 roku już nie żył.

Był to człowiek wyjątkowej prawości, patriota bezkompromisowy, uczciwy i mądry w ocenie
pracowników i kolegów. Żarliwy miłośnik Warszawy i jej zabytków powinien uzyskać w Mu-
zeum Historycznym m. st. Warszawy, jako pierwszy jego kierownik, jakiś trwały znak pamięci.

Warszawa, 1. III. 1965 r.
 
Annotationen