JANINA WIERCIŃSKA
zdradzający się pewnym, doskonałym rysunkiem,
śmiałością i jakimś niekobiecym rozmachem w trak-
towaniu rzeczy, przyszedł na świat z zarodkiem
śmierci, ze skłonnością do uwiądu, i zestarzał się,
nim jeszcze doszedł do kresu rozwoju młodzieńczego.
Te błędy, które miała na początku swej kariery
artystycznej, a mianowicie przykra szarość i mono-
tonia kolorytu, nie znikły dotąd, lecz przeciwnie
spotężniały i przyrosły do jej sposobu malowania
tak silnie, że stworzyły wprost manierę. Jak „Cygan-
ka”, „Dziewczynka z kwiatem”, „Włosi”, „Zamyślo-
na”, „Dziewczynka”, ba, nawet i „Pies” są niemal
jednakowo szare, mętne i brudne w kolorze. Ani
jednego jędrnego, pełnego, świeżego tonu, ani jed-
nego promienia, coby tę przeraźliwą monotonię ko-
lorów ożywił, odświeżył” 33.
Siedząc ogromną kolekcję wystawionych portre-
tów i wnętrz, nasuwa się sugestia, że Boznańska
miała specjalne zamiłowanie do dekoracji, aranżo-
wania przedmiotów, tkanin, kwiatów. Monachijsko-
krakowski i początek paryskiego okresu jej twór-
czości odznacza się skromnością w zestawianiu spo-
kojnych strojów modeli z martwymi przedmiotami
wnętrza — wdzięcznym kształtem barwnej porcela-
ny, czy tajemniczo wyglądającymi zarysami mebli
i obrazów (kat. 30,59,61). Czasem model staje się
tylko pretekstem, akcentem dekoracyjnym na równi
z innymi przedmiotami (kat. 21). Stosownie do tego
zamiłowania zmienia się stopniowo i materia ma-
larska jej obrazów: farba kładziona niemal sucho,
krótkimi, urywanymi ruchami pędzla, powstaje ro-
dzaj dywanu, mozaiki. Artystka zresztą aranżuje
nie tylko przedmioty, ale i strój modela 34. Taki jest
np. strój Zofii Kirkor-Kiedroniowej (kat. 77), gdzie
model, noszący się raczej surowo został ujęty w mie-
niącej, wibrującej bluzce na tle wzorzystej tapety,
od której odcina się szeroka złocona rama zawieszo-
nego obrazu. Na tym samym zresztą tle osadziła
artystka dr Gieleckiego. którego portret jest mniej
jednak szczęśliwie zrównoważony kompozycyjnie, zda-
jąc się rozsadzać ramy obrazu. Podobnie też zaaran-
żowany został „Portret młodej kobiety”35, nie figu-
33 M. Mu t er milch, Wystawa Kola artystek pol-
skich, „Prawda” 1899, nr 42, s. 502.
34 z. Ostrowska-Kębłowska, jw„ s. 108; nie-
datowany list Boznańskiej do E. Krausowej z 1912, wł.
pryw.
35 Reprodukowany w „Sztuce” 1904, nr 2, s. 96.
35 ,,L’Art et les Artistes” 1913, nr 105, s. 133.
37 „Malarze francuscy? Owszem, często przychodzili do
mnie... Ale jednego chciałam osobiście poznać całe moje
życie. I nie poznałam. Vuillarda: Vuillard to nadzwyczaj-
ny malarz. Jego cenię najwyżej ze wszystkich współczes-
nych”. Słowa Boznańskiej zanotowane w wywiadzie, udzie-
lonym Juniusowi, jw„ s. 806.
rujący na wystawie, powtarzający niemal pozę
Kiedroniowej. Tendencję dekoracyjności ujawnia
szczególnie wyraźnie również portret kobiecy znany
z reprodukcji w „L’Art et les Artistes”36, przedsta-
wiający młodą kobietę, siedzącą frontalnie, z książką
na kolanach, na tle ustawionych na szafce wazoników,
ubraną w mieniącą się, lekką suknię. Przestrzeń za-
myka ściana, pokryta wzorzystą tapetą.
Skłonność do syntetyzowania, dekoracyjności, lu-
bowanie się w intymnej atmosferze wnętrza, spe-
cyficzne zainteresowanie portretem (który przez im-
presjonistów był mimo wszystko traktowany nieco
ubocznie w stosunku do pejzażu), oto cechy, które
mogłyby zbliżyć odosobnione w sztuce polskiej sta-
nowisko Boznańskiej do postawy części grupy Nabi,
zwłaszcza do podziwianego przez samą artystkę
Vuillarda37. Nie chodzi tu o sztuczne1 zaszuflad-
kowanie malarstwa Boznańskiej, czy naginanie fak-
II. 13. O. Boznańska, W salonie sztuki, past. 1908.
Wł. Muz. Narodowego w Krakowie. (Fot. W. Wolny)
264
zdradzający się pewnym, doskonałym rysunkiem,
śmiałością i jakimś niekobiecym rozmachem w trak-
towaniu rzeczy, przyszedł na świat z zarodkiem
śmierci, ze skłonnością do uwiądu, i zestarzał się,
nim jeszcze doszedł do kresu rozwoju młodzieńczego.
Te błędy, które miała na początku swej kariery
artystycznej, a mianowicie przykra szarość i mono-
tonia kolorytu, nie znikły dotąd, lecz przeciwnie
spotężniały i przyrosły do jej sposobu malowania
tak silnie, że stworzyły wprost manierę. Jak „Cygan-
ka”, „Dziewczynka z kwiatem”, „Włosi”, „Zamyślo-
na”, „Dziewczynka”, ba, nawet i „Pies” są niemal
jednakowo szare, mętne i brudne w kolorze. Ani
jednego jędrnego, pełnego, świeżego tonu, ani jed-
nego promienia, coby tę przeraźliwą monotonię ko-
lorów ożywił, odświeżył” 33.
Siedząc ogromną kolekcję wystawionych portre-
tów i wnętrz, nasuwa się sugestia, że Boznańska
miała specjalne zamiłowanie do dekoracji, aranżo-
wania przedmiotów, tkanin, kwiatów. Monachijsko-
krakowski i początek paryskiego okresu jej twór-
czości odznacza się skromnością w zestawianiu spo-
kojnych strojów modeli z martwymi przedmiotami
wnętrza — wdzięcznym kształtem barwnej porcela-
ny, czy tajemniczo wyglądającymi zarysami mebli
i obrazów (kat. 30,59,61). Czasem model staje się
tylko pretekstem, akcentem dekoracyjnym na równi
z innymi przedmiotami (kat. 21). Stosownie do tego
zamiłowania zmienia się stopniowo i materia ma-
larska jej obrazów: farba kładziona niemal sucho,
krótkimi, urywanymi ruchami pędzla, powstaje ro-
dzaj dywanu, mozaiki. Artystka zresztą aranżuje
nie tylko przedmioty, ale i strój modela 34. Taki jest
np. strój Zofii Kirkor-Kiedroniowej (kat. 77), gdzie
model, noszący się raczej surowo został ujęty w mie-
niącej, wibrującej bluzce na tle wzorzystej tapety,
od której odcina się szeroka złocona rama zawieszo-
nego obrazu. Na tym samym zresztą tle osadziła
artystka dr Gieleckiego. którego portret jest mniej
jednak szczęśliwie zrównoważony kompozycyjnie, zda-
jąc się rozsadzać ramy obrazu. Podobnie też zaaran-
żowany został „Portret młodej kobiety”35, nie figu-
33 M. Mu t er milch, Wystawa Kola artystek pol-
skich, „Prawda” 1899, nr 42, s. 502.
34 z. Ostrowska-Kębłowska, jw„ s. 108; nie-
datowany list Boznańskiej do E. Krausowej z 1912, wł.
pryw.
35 Reprodukowany w „Sztuce” 1904, nr 2, s. 96.
35 ,,L’Art et les Artistes” 1913, nr 105, s. 133.
37 „Malarze francuscy? Owszem, często przychodzili do
mnie... Ale jednego chciałam osobiście poznać całe moje
życie. I nie poznałam. Vuillarda: Vuillard to nadzwyczaj-
ny malarz. Jego cenię najwyżej ze wszystkich współczes-
nych”. Słowa Boznańskiej zanotowane w wywiadzie, udzie-
lonym Juniusowi, jw„ s. 806.
rujący na wystawie, powtarzający niemal pozę
Kiedroniowej. Tendencję dekoracyjności ujawnia
szczególnie wyraźnie również portret kobiecy znany
z reprodukcji w „L’Art et les Artistes”36, przedsta-
wiający młodą kobietę, siedzącą frontalnie, z książką
na kolanach, na tle ustawionych na szafce wazoników,
ubraną w mieniącą się, lekką suknię. Przestrzeń za-
myka ściana, pokryta wzorzystą tapetą.
Skłonność do syntetyzowania, dekoracyjności, lu-
bowanie się w intymnej atmosferze wnętrza, spe-
cyficzne zainteresowanie portretem (który przez im-
presjonistów był mimo wszystko traktowany nieco
ubocznie w stosunku do pejzażu), oto cechy, które
mogłyby zbliżyć odosobnione w sztuce polskiej sta-
nowisko Boznańskiej do postawy części grupy Nabi,
zwłaszcza do podziwianego przez samą artystkę
Vuillarda37. Nie chodzi tu o sztuczne1 zaszuflad-
kowanie malarstwa Boznańskiej, czy naginanie fak-
II. 13. O. Boznańska, W salonie sztuki, past. 1908.
Wł. Muz. Narodowego w Krakowie. (Fot. W. Wolny)
264