Universitätsbibliothek HeidelbergUniversitätsbibliothek Heidelberg
Metadaten

Rocznik Historii Sztuki — 14.1984

DOI Heft:
Sympozjum naukowe pt. "Muzeum w epoce kultury masowej" zorganizowane przez Komitet Nauk o Sztuce w Gołuchowie w dniach 28-29 września1979 r.
DOI Artikel:
Białostocki, Jan: Galeria arcydzieł czy Dom Kultury?
DOI Seite / Zitierlink: 
https://doi.org/10.11588/diglit.14265#0285
Überblick
loading ...
Faksimile
0.5
1 cm
facsimile
Vollansicht
OCR-Volltext
282

SYMPOZJUM NAUKOWE: MUZEUM W EPOCF KULTURY MASOWEJ

Odkrywcze i ujawniające rozległe perspektywy historyczne, rozważania Gombricha biorą początek —
jak mi się zdaje - z nieco przedawnionych koncepcji kultury. Kładzie się akcent na indywidualnym
przeżyciu indywidualnego dzieła sztuki przez indywidualnego widza, a od zarządzających muzeami
historyków sztuki oczekuje się tego, by przede wszystkim pozostawili widza w spokoju. Chodzi
oczywiście o to, by stworzyć mu jak najlepsze warunki do tego podstawowego w procesie percepcji
dzieła sztuki przeżycia, jakim jest i — tak długo jak sztuka będzie mniej więcej tym, za co ją dziś
jeszcze uważamy - zapewne zawsze pozostanie indywidualna, niezakłócona komentarzem czy jaką-
kolwiek manipulacją kontemplacja dzieła sztuki.

W takiej koncepcji zawiera się jednak myślenie o tyle tradycyjne, że zarówno pojęcie dzieła
sztuki, jak pojęcie widza i wreszcie pojęcie kontemplacyjnego przeżycia przyjmuje się bez dalszej
analizy, dziedzicząc je z tradycji, gdy w rzeczywistości wszystkie te pojęcia stały się dziś płynne i wy-
magają rewizji oraz nowych definicji. Właśnie przyjęty dla niniejszego seminarium punkt widzenia
wyraża się w podważeniu oczywistości i jednoznaczności tych pojęć. Zdajemy sobie sprawę, że
zarówno pojęcie dzieła sztuki, jak jego takiej czy innej — wyrażającej się w budowie, ekspresji
i symbolicznej treści — doskonałości inaczej się rysuje dla widza żyjącego w epoce cywilizacji
technicznej i kultury masowej, niż to było w poprzednich, jeszcze niedawnych czasach. Zdajemy
sobie sprawę z tego, że dzisiejszy, a zwłaszcza jutrzejszy widz jest, względnie będzie, czymś
zupełnie innym, niż widz kontemplujący, oczywisty jeszcze dla Gombricha, człowieka wychowanego
na subtelnym przeżyciu skarbów wiedeńskiej galerii, muzyki wiedeńskich klasyków i na lekturze
wiedeńskich mistrzów psychologicznej analizy.

Muzeum, jak to zresztą wynika również z rozważań Gombricha, wywodzące się po części z ga-
binetu osobliwości i kolekcji arcydzieł było z natury rzeczy zjawiskiem elitarnym, zaczęło się jako
prywatna kolekcja księcia, jako skarbiec klasztoru czy monarchy. Tę elitarność starano się stopniowo
redukować, wraz z wzrostem znaczenia pozytywistycznych idei wychowawczych, a także politycz-
nych pojęć o równości obywateli w społeczeństwach demokratycznych. Jeszcze kilkanaście lat temu
wstęp do muzeów w Stanach Zjednoczonych był bezpłatny, a i dziś jeszcze jest taki w niejednym
kraju europejskim, względnie w niektórych instytucjach muzealnych. Warto zresztą odnotować, że
pomiędzy płatnością i frekwencją trudno zauważyć logiczny związek. Nie wydaje się mianowicie,
by wprowadzenie, i to nawet niezbyt niskich, opłat za wstęp w nowojorskim Metropolitan Muséum
wpłynęło na obniżenie frekwencji. Zasadniczo wszędzie muzea kierują się polityką jak najszerszego
udostępnienia. Ich charakter, w którym jednak nadal tkwi silny element elitarności, w dużej mierze
sprzeczny jest z charakterem masowej kultury współczesnej i ze strukturą turystycznego przemysłu.
Na program telewizyjny patrzą równocześnie miliony widzów, na film patrzeć mogą setki tysięcy -
jeśli grany on jest w setkach lub tysiącach kin na całej kuli ziemskiej - na obraz w galerii patrzeć
może równocześnie z pożytkiem zaledwie kilka osób, a nic nie może zastąpić wzruszających chwil
samotności wobec Portretu Arnolfinich, Żydowskiej narzeczonej czy Autoportretu młodego Durera.
O te chwile coraz trudniej, a któż dzisiaj może dostąpić luksusu prywatnego kontaktu z arcy-
dziełami Leonarda czy Michała Anioła?

Każdy, kto miał okazję zetknąć się z procesem masowej konsumpcji arcydzieł, wie, że jest
to proces urągający wszelkiemu poczuciu estetycznemu. Każdy, kto miał okazję znaleźć się w okresie
wakacyjnym w Luwrze, Kaplicy Sykstyńskiej, Ermitażu lub Uffizi zapamiętał sobie to przeżycie jako
koszmar, dający jednak niemało do myślenia. To prawda, że można samotnie przechadzać się po
Galerii w Stuttgarcie, po Muzeum Historycznym w Bernie, a nawet po Muzeum im. Fransa
Halsa w Haarlemie, choć te zbiory zawierają również godne uwagi arcydzieła. Słynnych, obowią-
zujących każdego turystę zbiorów jest już jednak za mało w stosunku do ilości ludzi, dysponu-
jących wystarczającymi środkami finansowymi, ażeby móc korzystać ze skarbnic kultury. Także w naszym
kraju ilość organizowanych wycieczek rozmaitego typu, przekracza pojemność instytucji muzealnych,
zamków, pałaców i innych miejsc, do których zmierzają nowoczesne pielgrzymki turystyczne. Te,
będące celem nadmiernej ilości kulturalnych pątników, instytucje nie potrafią już oczywiście zapewnić
widzowi tego, co pierwotnie - w elitarnej koncepcji muzeum - stanowiło o sensie tej pielgrzymki,
nie mogą zapewnić warunków niezbędnych do przeżycia dzieła sztuki pojmowanego w sposób opisany
przez Gombricha, a więc tak, jak je wielu z nas jeszcze rozumie.

Współczesne życie popada więc w konflikt z tradycyjnym pojmowaniem kontaktu człowieka ze
 
Annotationen