Universitätsbibliothek HeidelbergUniversitätsbibliothek Heidelberg
Metadaten

Ławicka, Magda; Muzeum Architektury <Breslau> [Hrsg.]; Wystawa Zapomniana Pracownia - Wrocławski Instytut Witrażowy Adolpha Seilera (1846 - 1945) <2002, Breslau> [Hrsg.]; Banaś, Paweł [Bearb.]; Seiler, Adolf [Gefeierte Pers.]
Zapomniana pracownia: Wrocławski Instytut Witrażowy Adolpha Seilera; (1846 - 1945); [książka towarzyszy Wystawie Zapomniana Pracownia - Wrocławski Instytut Witrażowy Adolpha Seilera (1846 - 1945), prezentowanej w Muzeum Architektury we Wrocławiu od 9 maja do 1 września 2002 roku] — Wrocław: Muzeum Architektury we Wrocławiu, 2002

DOI Seite / Zitierlink: 
https://doi.org/10.11588/diglit.45212#0011
Überblick
loading ...
Faksimile
0.5
1 cm
facsimile
Vollansicht
OCR-Volltext
Przedmowa

Adolph Seiler urodził się w 1824 r. w Rynarcicach koło Lubina, w domu mistrza szklarskiego Augusta. Wielodzietna
rodzina Seilerów - Adolph miał co najmniej siedmioro rodzeństwa - musiała być z jakiś względów wyjątkowa, skoro
historia śląskiego przemysłu i rzemiosła odnotowała również dwóch jego starszych braci: Augusta, prowadzącego
w Zgorzelcu zakład szklarski produkujący m.in. kościelne żyrandole, oraz Eduarda, założyciela słynnej później legnickiej
fabryki fortepianów. Około 1846 r. Adolph osiedlił się we Wrocławiu i z tego też czasu pochodzą jego pierwsze witraże.
Wprawdzie od 1850 r. w księgach adresowych pojawia się jako „mistrz szklarski", to jednak możemy się domyślać, że
początki były niełatwe i ambitny rzemieślnik najzwyczajniej mógł klepać biedę. Radykalną zmianę sytuacji zapowiadały
postanowienia nowej konstytucji pruskiej, która m.in. zrównała prawa katolickiego i protestanckiego wyznania.
I rzeczywiście, od pol. XIX w. gwałtownie wzrosła aktywność budowlana administratorów katolickich parafii, wzno-
szących nowe świątynie w niezwykle wówczas popularnym stylu neogotyckim, dzięki czemu skromny warsztat mógł się
niebawem przeistoczyć w wielki instytut z atelier i salą wystawową. Seiler, właściciel pięknej, pięciopiętrowej kamienicy,
zwanej z racji umieszczonego na fasadzie posągu, kamienicą św. Jadwigi, ledwie nadąża z realizacją coraz poważniej-
szych zamówień. Nawet groźny pożar pracowni w 1868 r. nie zdołał zahamować rozwoju dobrze prosperującej firmy.
Ponieważ wszystko układa się jak najpomyślniej, nasz bohater - rozważny, odpowiedzialny mieszczanin - żeni się wreszcie
z równieśnicą, wdową z sąsiedztwa imieniem Ottilie. Niestety, niebawem umiera, dożywając zaledwie czterdziestu dzie-
więciu lat. Dorobił się majątku, zyskał szacunek i uznanie, ale nie doczekał się potomka. Ottilie, jako jedyna spadko-
bierczyni, początkowo prowadzi Instytut samodzielnie, lecz w 1877 r. decyduje się odstąpić pracownię niejakiemu Eduardowi
Franke - przedsiębiorcy, który kieruje firmą aż do 1903 r. Kolejnym właścicielem zostaje kupiec Conrad May, a wreszcie
- podobnie jak dwaj poprzednicy niemający wiele wspólnego z witrażownictwem - Paul Tauber. Przywołuję tych parę
faktów i dat spośród setek innych, precyzyjnych ustaleń Magdy Ławickiej wyłącznie po to, aby tym wyraźniej podkreślić
z pozoru drobny, lecz jakże wymowny szczegół. Otóż od poł. XIX w. aż do pamiętnej dla mieszkańców Wrocławia zimy
1944/45 r. założona przez Seilera firma funkcjonowała w zasadzie pod niezmienionym szyldem. Był to zawsze „instytut"
lub „warsztat artystyczny Adolpha Seilera". Oczywiście tego rodzaju fakt trudno uznać za wyjątkowy - przykładowo
jedna z najsłynniejszych europejskich hut szkła założona w 1840 r. w Klaśterskim Młynie, nosiła miano „Johann Loetz
Witwe" aż do lat 30. następnego wieku, mimo że po śmierci wdowy Loetz właścicielem firmy został jej wnuk Maximilian
Ritter von Spaun, a po nim prawnuk, również Maximilian. W wypadku Instytutu Seilera zadziwiające jest to, że wszelkie
dokumenty, jak tego dowodzą choćby fragmentarycznie zachowane w zbiorach wrocławskiego Muzeum Narodowego
materiały, a więc rachunki, korespondencja, umowy itp., do ostatnich dni firmy podpisywano odręcznie „Seiler" bądź też
„Adolph Seiler". Zmieniały się dłonie, inkaust i pióra, ale nazwisko pozostawało wciąż to samo. Wedle przyjętego i re-
spektowanego przez wszystkich zainteresowanych obyczaju był to podpis autentyczny, a zaopatrzone nim zobowiązania
z pewnością nie byłyby kwestionowane w obliczu sądu. Nietrudno się oczywiście domyślić, z jakich powodów kolejni
właściciele - ludzie interesu - tak łatwo rezygnowali z własnego nazwiska. Przejmując firmę, przejmowali nie tylko
wykwalifikowany zespół, szkice, projekty, sprzęt, pełne wielobarwnych tafli magazyny, a także gotowe już dzieła, przy-
gotowane - co było powszechną praktyką - na wszelkie okazje, oraz wiernych klientów i niezrealizowane jeszcze zobo-
wiązania. Nade wszystko stawali się z dnia na dzień posiadaczami prestiżu i sławy - niby niewymiernych, ale mających
swoją, wcale nie bagatelną, wyrażaną w markach czy koronach cenę. Prestiż firmy budowało się mozolnie latami, składał
się nań niekiedy trud paru generacji, znajdujący wyraz w owych przechowywanych z należną czcią dyplomach i meda-
lach lokalnych oraz międzynarodowych wystaw, w tytułach dostawcy dworu, o które tak gorliwie zabiegano, w fotogra-
fiach upamiętniających wizyty rządowych dygnitarzy, hierarchów Kościoła, hrabiów i książąt, następców tronu i wresz-
cie głów koronowanych. Jednak koszty tych wyróżnień bywały ogromne - niezliczone próby, zabiegi, starania, a także
ryzykowne kredyty, długi, „niepowetowane" straty itd. Czy wszystkie wspomniane wyróżnienia i wyrazy uznania gwa-
rantowały ludziom pokroju Adolpha Seilera względnie wysoki status społeczny? Oto w zwieńczeniu dwóch przeciwle-
głych okien prezbiterium kościoła Wniebowzięcia NMP w Bielawie widzimy tarcze herbowe: jedną z inicjałem „A.S."
i drugą „A.L." Pierwszy to oczywiście inicjał Adolpha Seilera - wykonawcy oszkleń, drugi zaś Alexisa Langera - archi-
tekta świątyni. Z pozoru obaj sytuują się na tym samym poziomie, lecz lektura kontraktu zawartego między właścicielem
firmy witrażowniczej a zleceniodawcą prac przy wrocławskim kościele św. Michała nie pozostawia cienia wątpliwości co
do tego, kto zajmuje uprzywilejowaną pozycję. Realizując wielkie zamówienia - zespół 57 witraży figuralnych i ornamen-
talnych — Seiler wprawdzie zarobił sporą sumę, lecz praktycznie był sprowadzony do roli bezwolnego podwykonawcy
projektów Langnera, a przecież ten niewątpliwie utalentowany architekt nie miał akademickiego wykształcenia, którym
mógł się poszczycić Lüdecke, notabene współpracujący z Seilerem wielokrotnie. W tych sprawach niewiele zmieniło się
również w następnych dekadach. Witrażownik, bez względu na majątek, umiejętności i aspiracje, znał swoje miejsce, ale
także miał swoją godność i świadomość niezbędności, a jego podstawowymi cnotami było perfekcyjne wykonawstwo
i uczciwość. Pozwolę sobie przytoczyć - cytowany przeze mnie niegdyś w innym miejscu - znamienny fragment listu,
który na początku XX w. otrzymał proboszcz jednej z parafii w hrabstwie kłodzkim od słynnej monachijskiej firmy
witrażowniczej F. X. Zettlera:

7
 
Annotationen