Universitätsbibliothek HeidelbergUniversitätsbibliothek Heidelberg
Metadaten

Instytut Historii Sztuki <Danzig> [Hrsg.]; Zakład Historii Sztuki <Danzig> [Hrsg.]
Porta Aurea: Rocznik Instytutu Historii Sztuki Uniwersytetu Gdańskiego — 4.1995

DOI Artikel:
Rodziński, Stanisław: Dylematy starości polskich kolorystów
DOI Seite / Zitierlink: 
https://doi.org/10.11588/diglit.28182#0012
Überblick
loading ...
Faksimile
0.5
1 cm
facsimile
Vollansicht
OCR-Volltext
Stanisław
Rodziński

zać. A przecież jest to malarstwo ważne dla dziejów polskiej sztuki współ-
czesnej.
Wyliczać by można jeszcze sporo przykładów takich zaniedbań, zapo-
mnień i przeoczeń. Oczywiście wszystkie one usprawiedliwiane są zmianą
ustroju i brakiem pieniędzy. Pokładając więc nadzieję w zdrowym rozsąd-
ku organizatorów takich jak ta sesji, postawmy pytanie — tym razem
o kolorystów.
Dlaczego tak się działo aż po dziś dzień, że kolorystów polskich, że
kapistów spotyka los artystów niedocenionych.
Wydaje się, że taki los jak ten dzieli każda orientacja w polskiej sztuce
nie znajdująca wystarczającego zainteresowania ze strony teoretyków, śro-
dowisk twórczych czy kręgu odbiorców. Historyczne dzieje, rwane i odna-
wiane, przerywane kataklizmami, wojnami, latami ustroju totalitarnego —
sprowadziły sztukę do roli drugorzędnego uczestnika codziennego życia.
Od sztuki domagano się wielu doraźnych usług. Jedne były chwalebne
i znajdywały żarliwych wykonawców, inne były proponowane jako zło
konieczne.
Nikt nie przypominał istoty tekstów Czapskiego o polskim malarstwie
historycznym, o lekcji Cezanne'a czy Bonnarda. Nikomu do głowy nie
przychodziło, by pomyśleć dlaczego Cybis pisał o Kotsisie i tłumaczył Fro-
mentina.
Tak było wtedy, gdy kapistów i kolorystów potępiono w czambuł, gdy
skończył się ich czas, a ich uczniowie przejęli w życiu artystycznym osobli-
we i niekwestionowane kierownictwo oraz ustalali na jakiś czas obowiązu-
jące mody. Tak więc życie toczyło się jak w dziecięcej przepychance: po
kapistach — abstrakcjoniści, po abstrakcjonistach — nowa figuracja, po
nowej figuracji konceptualizm, potem chwila odsapki i stan wojenny, po-
tem już wszystko wolno. A po drodze wiele podokresów, wiele znakomi-
tości i zawsze brak czasu na sensowną refleksję.
Kiedy pokolenie kolorystów przejęło po II wojnie formalne i duchowe,
a raczej personalne i programowe przewodnictwo w wyższym szkolnic-
twie plastycznym — napotkało na studentów, którzy mieli już za sobą
kawał wojennego życia. Nie dali się zabić i chcieli malować. Profesorowie
zaproponowali im swoje doświadczenie, swoje przeżywanie malarstwa
i dość nieustępliwe myślenie o malowaniu. To pokolenie uczniów było
szczególnie wyczulone na nieostrość sformułowań, na pojęcia takie jak
tradycja, kultura, wrażliwość.
Zbyt łatwo dziś uogólniać, ale przecież Potworowski po swym powrocie
do kraju powiedział, że w ciągu minionych lat, w krajobrazach jego rówie-
śników nie drgnęła ani dachówka. Czy zauważyli to studenci powojennych
Akademii i Wyższych Szkół? Z początku chyba nie. Wspomnienia oddają
sprawiedliwość Eibischowi, którego oblegały tłumy studentów w Krako-
wie oraz ekipie Geppert-Krcha, która budowała szkołę wrocławską. Podo-
bnie było w Warszawie. Dopiero przyszłe lata przyniosły konflikty zarów-

10
 
Annotationen