Universitätsbibliothek HeidelbergUniversitätsbibliothek Heidelberg
Metadaten

Studia Waweliana — 1.1992

DOI Heft:
Varia
DOI Artikel:
Marek, Zdzisław: W sprawie "klątwy" króla Kazimierza Jagiellończyka
DOI Seite / Zitierlink: 
https://doi.org/10.11588/diglit.19899#0119
Überblick
loading ...
Faksimile
0.5
1 cm
facsimile
Vollansicht
OCR-Volltext
List do Redakcji

W SPRAWIE „KLĄTWY" KRÓLA KAZIMIERZA JAGIELLOŃCZYKA

W książce Klątwy, mikroby i uczeni (PW Iskry, War-
szawa, nakł. 50 tys. egz.) Autor Zbigniew Święch — powo-
łując się na legendę o „klątwie Tutenchamona" wyraża
pogląd, iż podobna klątwa dotknęła osób uczestniczących
w otwarciu grobu Króla Kazimierza Jagiellończyka znaj-
dującego się w Kaplicy Świętokrzyskiej na Wawelu, co
miało miejsce w czerwcu 1973 r. Autor w pierwszym
rozdziale podaje, że jej ofiarami byli kolejno:
Feliks Dańczak, zm. 12 IV 1974 r.;
Dr inż. Stefan Walczy, zm. 28 VI 1974 r.;
Inż. Kazimierz Hurlak, zm. 6 VIII 1974 r.;
Inż. Jan Merlak, zm. 17 V 1975 r.
Zalicza do grona „ofiar" Króla także prof. Rudolfa Koz-
łowskiego, zm. 15 UJ 1977 r.

Jako naoczny świadek i uczestnik badań szczątków,
zarówno tych wydobytych z grobu Królowej Elżbiety
(Rakuszanki), jak i z grobu Króla Kazimierza Jagielloń-
czyka, pozwalam sobie wyrazić krytyczną opinię co do
realności „klątwy" królewskiej i wiązania z tym zgonów
ludzi uczestniczących w pracach eksploracyjnych. Wymie-
niając „ofiary" Z . Święch pisze, że w następnych latach
było jeszcze więcej „ofiar klątwy". Wedle takich poglądów
klątwa Króla dotknie w końcu wszystkich, którzy uczest-
niczyli w eksploracji grobu. Będzie to przecież zgodne
z prawami natury, że każde życie musi się skończyć
śmiercią.

Nie jestem przekonany, czy takie tezy Autora za-
sługują na poważne traktowanie. Z drugiej jednak strony są
one szeroko kolportowane. Z pewnością legenda, jak zresz-
tą każda inna bajka, ma swoją „nośność" społeczną. Przy-
czynia się prawdopodobnie do poczytności książki. Czy
jednak dobrze służy prawdzie i obowiązkowi rzetelności?

Wraz z nieżyjącym już prof. Kazimierzem Jaegerman-
nem i innymi pracownikami Zakładu (mgr. Zbigniewem
Lisowskim, Stanisławem Ciecieręgą i Wacławem Kobył-
kiem) uczestniczyłem we wszystkich badaniach grobu. Bez
jakichkolwiek dodatkowych środków zabezpieczających
poszukiwaliśmy wśród resztek trumny i odzieży fragmen-
tów szkieletu, a następnie badaliśmy je szczegółowo: w gro-
bie, po wydobyciu z grobu, a także w naszym Zakładzie.
Potem zabezpieczyliśmy kości obojga Monarchów przed
ponownym pochowaniem w nowych trumnach.

W pierwszej fazie badań nie używano żadnych środ-
ków dezynfekujących czy konserwujących, a opylano nimi
kości dopiero przed powtórnym pochowaniem. Pobieranie
materiału do badań bakterio- i mykologicznych odbywało
się bez naszego udziału. Warto tu zwrócić uwagę, że
ostatnie próbki (również pod względem mikroskopowym

dodatnie) pobrano 30 lipca, czyli już po całkowitym opróż-
nieniu krypty, która była otwarta od 7 maja 1973 r. Czy
zatem wszystkie drobnoustroje znalezione wówczas w gro-
bie były wyłącznie pochodzenia „miejscowego" — musi
pozostać sprawą otwartą. (Tylko gwoli sprostowania
— złoty pierścionek, przechowywany obecnie w Muzeum
Katedralnym, został znaleziony przeze mnie, a oczko,

0 którym pisze Autor, to niebieska emalia, a nie kamień
szlachetny.)

Powróćmy jednak do tragicznych zgonów, które Au-
tor pragnie przypisać klątwie królewskiej.

Ustosunkowując się do twierdzeń Autora, opieram się
tylko na podanych w książce informacjach. Zakładam
bowiem, że tylko takimi Autor dysponował. Wnioski bo-
wiem na temat poprawności czyjegoś rozumowania muszą
się opierać na przesłankach, którymi wnioskujący dys-
ponował lub mógł dysponować. Drugą podstawową prze-
słanką jest staranne przestrzeganie zasady wnioskowania
przyczynowego, a pomijanie związków czasowych, jako
rozstrzygającego dowodu „post hoc est propter hoc". Tym-
czasem takie właśnie myślenie jest powszechne. Dlatego
założenie, że każdy zgon uczestnika eksploracji grobu
Króla jest skutkiem czynników mających swoje źródło
w tym grobie, wydaje się nieporozumieniem.

Pierwszą „ofiarą" Króla miał być Feliks Dańczak,
wówczas 50-letni. W pracach eksploracyjnych bezpośrednio
nie uczestniczył, aczkolwiek był głęboko zainteresowany
wszystkim, co działo się na wawelskim wzgórzu. Jego pasją

1 dziełem życia była rekonstrukcja modelu wzgórza wawel-
skiego. Żona zmarłego scharakteryzowała go jako człowie-
ka niezwykle pracowitego, pasjonata, pracującego ponad
siły, bardzo pobudliwego. W 1970 roku przebył leczenie
szpitalne. Rozpoznano wówczas bardzo wysokie ciśnienie
krwi, którego wysokość sięgała wartości 300/180. Mimo
tego nie zmniejszył aktywności życiowej, uprawiał sporty.
Wdowa podała także, że mimo rozpoznanej choroby nad-
ciśnieniowej jej mąż nie przerywał pracy, był fizycznie
sprawny i w czasie wakacji latem 1973 r. popisywał się
skokami do wody. W listopadzie 1973 r. ponownie był
leczony szpitalnie. Wówczas lekarze ostrzegli, aby się
oszczędzał. W rozmowie z Autorem książki rozmówczyni
mówiła, że nie wiedziała „że z Feliksem jest aż tak źle".
Feliks Dańczak zmarł nagle, prawdopodobnie z powodu
krwotoku domózgowego. Komentując ten tragiczny zgon
trzeba podkreślić, że choroba nadciśnieniowa w nasileniu
takim, jak u zmarłego, jest stałym zagrożeniem życia
i z reguły prowadzi do nagłej śmierci z powodu krwoto-
ków mózgowych, rzadziej wskutek ostrej niewydolności

117
 
Annotationen