Piotr Kopszak
3. Słonecznik, ok. 1895,
miejsce przechowania
nieznane
cienia wątpliwości, że „E Boznańska nie jest kolorystką (...) Ze sprytem
jednak subtelnej i dowcipnej kobiety z tego braku uczyniła sobie specjal-
ność — indywidualność — rodzaj. (...) Ton p. Boznańskiej — to jakiś szary
kolor, antyteza sama kolorowości, zda się; ton przypominający kupę ście-
rek używanych, rzuconych w kąt kuchni: coś chłodnego, niewdzięcznego
i prawie przykrego". Okazuje się jednak, że to co budzi tak gwałtowny
protest, mogło nie przeszkadzać w uznaniu wartości jej dzieł, bowiem pisał
on dalej, iż „Talent Boznańskiej sprawił, że publiczność nasza wykształceń-
sza, jeżeli i nie zasmakowała w tej symfonii szarzyzny, to co najmniej tę
szarzyznę wytworną zdolnej artystyce wybaczyła". Dla autora o wartości
jej obrazów stanowią: prawda psychologiczna i poezja — „powiew melan-
cholii i współczucia", który „trafia gdzieś pod lewe żebro zapatrzonemu wi-
dzowi". Ale to nie wszystko. „Obrazy Boznańskiej posiadają jeszcze jedną
cechę: są smutne bez wyjątku". Autor bez najmniejszego wysiłku wskazuje
źródło tego smutku, dokonując zwięzłej analizy dwóch obrazów: „Oto Dwie
siostry na przykład. Szkic zdjęty na przedmieściu. Młodsza — to dziecko,
trochę zmęczone, ale ufne. Starsza zna już nieco życie. Byłaby ładna może,
gdyby jadała codzień; przyjrzyjcie się jej spojrzeniu: ciekawe, zdolne do
zalotności; może kiedyś zapraszać ją będą na kolacyjki do gabinetów (...) Tu
i treść obrazu jest smutną. Ale oto wierząca — młoda dziewczyna, pełna
92
3. Słonecznik, ok. 1895,
miejsce przechowania
nieznane
cienia wątpliwości, że „E Boznańska nie jest kolorystką (...) Ze sprytem
jednak subtelnej i dowcipnej kobiety z tego braku uczyniła sobie specjal-
ność — indywidualność — rodzaj. (...) Ton p. Boznańskiej — to jakiś szary
kolor, antyteza sama kolorowości, zda się; ton przypominający kupę ście-
rek używanych, rzuconych w kąt kuchni: coś chłodnego, niewdzięcznego
i prawie przykrego". Okazuje się jednak, że to co budzi tak gwałtowny
protest, mogło nie przeszkadzać w uznaniu wartości jej dzieł, bowiem pisał
on dalej, iż „Talent Boznańskiej sprawił, że publiczność nasza wykształceń-
sza, jeżeli i nie zasmakowała w tej symfonii szarzyzny, to co najmniej tę
szarzyznę wytworną zdolnej artystyce wybaczyła". Dla autora o wartości
jej obrazów stanowią: prawda psychologiczna i poezja — „powiew melan-
cholii i współczucia", który „trafia gdzieś pod lewe żebro zapatrzonemu wi-
dzowi". Ale to nie wszystko. „Obrazy Boznańskiej posiadają jeszcze jedną
cechę: są smutne bez wyjątku". Autor bez najmniejszego wysiłku wskazuje
źródło tego smutku, dokonując zwięzłej analizy dwóch obrazów: „Oto Dwie
siostry na przykład. Szkic zdjęty na przedmieściu. Młodsza — to dziecko,
trochę zmęczone, ale ufne. Starsza zna już nieco życie. Byłaby ładna może,
gdyby jadała codzień; przyjrzyjcie się jej spojrzeniu: ciekawe, zdolne do
zalotności; może kiedyś zapraszać ją będą na kolacyjki do gabinetów (...) Tu
i treść obrazu jest smutną. Ale oto wierząca — młoda dziewczyna, pełna
92