ROCZNIKI HUMANISTYCZNE
Tom L, zeszyt 4 - 2002
ZESZYT SPECJALNY
JERZY KOWALCZYK
Warszawa
JERZY PASZENDA - BADACZ ARCHITEKTURY JEZUICKIEJ
Księgi pamiątkowe zazwyczaj dedykuje się zasłużonym profesorom, wielo-
letnim dydaktykom akademickim. Niniejsza księga jest zdecydowanie czymś
wyjątkowym, gdyż koledzy i przyjaciele ofiarowują takową magistrowi.
Widocznie mgr Jerzy Paszenda jest też kimś wyjątkowym. Tak jest w istocie
rzeczy.
Piszę te słowa jako Jego bliski kolega i przyjaciel. Moja znajomość
i przyjaźń z Jerzym Paszendą przebiegała w dwu wyraźnych fazach. Pierwsza
- to trzy lata wspólnych studiów na KUL (1950-1953). Wśród moich rysun-
ków, przedstawiających ówczesnych profesorów i kolegów, zachował się
szkic przedstawiający Jerzego Paszendę, skromnego i cichego studenta,
unikającego towarzystwa, zwłaszcza żeńskiego. Pamiętam tylko jego zainte-
resowania architekturą i tematem pracy seminaryjnej, potem magisterskiej,
pisanej u prof. Piotra Bohdziewicza o kościele jezuitów, dawniej bernardynek,
przy ul. Królewskiej w Lublinie. Nic nie wiedziałem o Jego pochodzeniu
rodzinnym. Dowiedziałem się o tym niedawno, gdy nakłoniłem Jerzego do
rodzinnych wspomnień.
Jerzy Paszenda ma śląski rodowód, urodził się 28 września 1932 r. w Ty-
chach, w rodzinie nauczycielskiej jako drugi z kolei syn Jana i Moniki
z Madzińskich. Z dziesięciorga rodzeństwa w tej religijnej rodzinie, czwórka
braci obrała stan duchowny. Dwóch z nich, najstarszy Wojciech i młodszy
Stanisław, wstąpiło do salezjanów, drugi młodszy brat Zdzisław został
księdzem diecezjalnym. No i nasz Jerzy Wacław, dwojga imion, został jezui-
tą. Dziadek Paweł Paszenda był górnikiem, zginął w kopalni „Rymar” w Nie-
dobczycach. Ojciec jako 16-letni chłopak brał udział w Powstaniu Śląskim
Tom L, zeszyt 4 - 2002
ZESZYT SPECJALNY
JERZY KOWALCZYK
Warszawa
JERZY PASZENDA - BADACZ ARCHITEKTURY JEZUICKIEJ
Księgi pamiątkowe zazwyczaj dedykuje się zasłużonym profesorom, wielo-
letnim dydaktykom akademickim. Niniejsza księga jest zdecydowanie czymś
wyjątkowym, gdyż koledzy i przyjaciele ofiarowują takową magistrowi.
Widocznie mgr Jerzy Paszenda jest też kimś wyjątkowym. Tak jest w istocie
rzeczy.
Piszę te słowa jako Jego bliski kolega i przyjaciel. Moja znajomość
i przyjaźń z Jerzym Paszendą przebiegała w dwu wyraźnych fazach. Pierwsza
- to trzy lata wspólnych studiów na KUL (1950-1953). Wśród moich rysun-
ków, przedstawiających ówczesnych profesorów i kolegów, zachował się
szkic przedstawiający Jerzego Paszendę, skromnego i cichego studenta,
unikającego towarzystwa, zwłaszcza żeńskiego. Pamiętam tylko jego zainte-
resowania architekturą i tematem pracy seminaryjnej, potem magisterskiej,
pisanej u prof. Piotra Bohdziewicza o kościele jezuitów, dawniej bernardynek,
przy ul. Królewskiej w Lublinie. Nic nie wiedziałem o Jego pochodzeniu
rodzinnym. Dowiedziałem się o tym niedawno, gdy nakłoniłem Jerzego do
rodzinnych wspomnień.
Jerzy Paszenda ma śląski rodowód, urodził się 28 września 1932 r. w Ty-
chach, w rodzinie nauczycielskiej jako drugi z kolei syn Jana i Moniki
z Madzińskich. Z dziesięciorga rodzeństwa w tej religijnej rodzinie, czwórka
braci obrała stan duchowny. Dwóch z nich, najstarszy Wojciech i młodszy
Stanisław, wstąpiło do salezjanów, drugi młodszy brat Zdzisław został
księdzem diecezjalnym. No i nasz Jerzy Wacław, dwojga imion, został jezui-
tą. Dziadek Paweł Paszenda był górnikiem, zginął w kopalni „Rymar” w Nie-
dobczycach. Ojciec jako 16-letni chłopak brał udział w Powstaniu Śląskim